- Ruby, miałaś odpowiedzieć na pytanie, pamiętasz? –
nauczyciel muzyki uśmiechnął się lekko, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego,
że pytanie było krępujące dla ciemnowłosej dziewczyny.
- O ile wiem, proszę pana, takie pytania nie powinny być zadawane przez nauczyciela – West zaśmiał się krótko.
- Dobrze, w takim razie... Będziesz mi coś winna. A teraz, wróćmy do lekcji – podszedł do tablicy i zaczął pisać notatkę. Miałam szczęście, że obok mnie siedziała bardzo dobra osoba, u której notatki są przejrzyste i można odpisywać. Szczerze, nie chciało mi się pisać notatki z tablicy, bo zaraz zadzwoni dzwonek.
***
Czekając na kawę od Johna oraz Liama, który miał
opisać mi swoją ostatnią, nieudaną sesję - zaczęłam rysować serduszka. - O ile wiem, proszę pana, takie pytania nie powinny być zadawane przez nauczyciela – West zaśmiał się krótko.
- Dobrze, w takim razie... Będziesz mi coś winna. A teraz, wróćmy do lekcji – podszedł do tablicy i zaczął pisać notatkę. Miałam szczęście, że obok mnie siedziała bardzo dobra osoba, u której notatki są przejrzyste i można odpisywać. Szczerze, nie chciało mi się pisać notatki z tablicy, bo zaraz zadzwoni dzwonek.
***
- Mademoiselle, czyżbyś się zamyśliła? – Rozalia usiadła naprzeciwko mnie.
- Czy rysowanie serduszek oznacza zamyślenie? – uniosłam brew do góry.
- Tak. Jakbym cię nie znała, pomyślałabym, że się zakochałaś. Hej, a może się zakochałaś?!- blondynka podniosła się i potrząsnęła mną.
- Ej, ej! Spokojnie, jeżeli się zakocham to będziesz pierwszą osobą, której to powiem – zaśmiałam się.
- To nie jest śmieszne, zaczęłam się martwić, że mi nie ufasz! – przygryzła lekko wargę.
Do kawiarenki wszedł Liam. Pomachał mi i zaczął iść w moją stronę. Roza wstała, mrugnęła do mnie i poszła przyjmować zamówienia.
- Cześć Rachel! – chłopak poczochrał mnie i usiadł na miejscu Rozalii.
- Hej. A teraz, opowiadaj o swojej nieudanej sesji, bo jestem ciekawa – Liam zaczął opowiadać.
Była to któraś z rzędu nieudana sesja. Mojemu przyjacielowi nie powodziło się w tej pracy, ze względu na to, że... nie umiał robić zdjęć. Zawsze mówiłam, że każdy umie je robić i, że nie ma takiej osoby która zrobi je źle. Ale najwyraźniej myliłam się.
- Czyli tak jak zawsze – mruknęłam cicho.
Nagle podszedł John z kawą. Kojący zapach zrobionej przez niego latte był nie do opisania. Zauważyłam na piance serduszko.
- To jakaś sugestia?
- Skądże, Smith. To jest przypomnienie o rocznicy kawiarni.
Kawiarnia obchodziła swoją rocznicę 14 lutego. Dlaczego akurat w walentynki? Sama nie wiem, fantazja Rozalii. Podobno zbierała się rok, żeby otworzyć i akurat wpadła na to w te święto. Jedynym plusem tego, że otworzyła w ten dzień jest to, że nie trzeba stroić „Słodkiego odpału”, bo jest utrzymany w odcieniach czerwonego. Wystarczy jedynie parę białych balonów w kształcie serca. Według mnie, oczywiście.
- Rozumiem, John. Będę musiała kogoś poprosić o pomoc, czy sobie poradzimy?
- Liama prosić nie trzeba, bo na pewno będzie. Prawda? – zerknął na brązowowłosego chłopaka siedzącego naprzeciw mnie.
- Innego wyboru nie mam.
- Więc... Zostaje ci do „zaproszenia” Kent – czarnowłosy wytknął język.
Kent jest moim przyjacielem od pierwszej gimnazjum i wydaje mi się, że zna mnie najlepiej z całego towarzystwa. Nie był zbyt rozmowny na początku znajomości, ale potem... Zaczęliśmy rozmawiać godzinami, bez przerwy. Oczywiście były podejrzenia i różne myśli np. „Czemu oni tak długo rozmawiają”, ale nie przejmowaliśmy się tym.
-John, przecież wiesz, że Kent nie jest łatwy do przekonania, a na dodatek ma w tym dniu testy – jęknęłam.
- Na pewno twój urok osobisty to załatwi, jestem tego pewien – szturchnęłam go i zaczęłam pić troszkę zimne latte. Tak, nadal jest dobre.
Gdy skończyłam pić, pożegnałam się i ruszyłam w stronę domu. Słuchałam oczywiście piosenki ostatnio odkrytej przeze mnie – „Mr. Saxobeat”. Nie, nie jestem fanką saksofonistów, po prostu trafiłam na tę piosenkę, okej? Wchodząc do jednopiętrowego domu ujrzałam moją mamę całą w skowronkach.
- Co się stało, mamo?
- Ach, Rachel, już jesteś! Wieczorem będziesz sama w domu, ale nie zapraszaj nikogo, okej?
- Dobrze... Czyli idziesz na kolację – westchnęłam i poszłam do kuchni.
Nie życzyłam źle mamie. Chciałam żeby znalazła sobie kogoś, kto ją pokocha. Ojciec podobno zostawił nas gdy miałam dwa lata. Mama ciągle kręciła, że to było przez kochankę, a potem sprzedała mi parę innych wersji. Postanowiłam odnaleźć mojego ojca i dowiedzieć się jak to było naprawdę.
***
Gdy mama wyszła na kolację, byłam pewna, że poczytam książkę i posłucham romantycznej piosenki w spokoju. Niestety, musiał mi przeszkodzić Kent. Ale oczywiście, jak to on, siedział na balkonie.
- Racheel?
- Keent? Dzieci powinny o tej porze spać – co prawda, on jest starszy o miesiąc, ale... Mało ważne.
- Jestem od ciebie starszy o miesiąc – uśmiechnął się szelmowsko.- Wpuścisz mnie? Jeżeli nie, to...
-To?-uniosłam brew do góry.
- Pamiętasz, że jeszcze masz dług u mnie, prawda? – puścił do mnie oczko.
- Idiota – wymamrotałam i otworzyłam drzwi prowadzące do balkonu. Kent jak gdyby nigdy nic wszedł, zadowolony oczywiście.
- Idiota, ale wyjątkowy, prawda? – poczochrał mnie.
- Czy taki wyjątkowy to nie wiem... Kto pozwolił mnie czochrać?
- Właściwie nikt, ale do tego nie potrzebuję pozwolenia.
- A do czego niby potrzebujesz? – na te pytanie Kent uśmiechnął się... To był dość podejrzany uśmiech.
- Domyśl się! – poczochrał mnie jeszcze raz. Nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego z zamiarem wydrapania mu oczu. Niestety, był silniejszy i zatrzymał mnie.
- Sprytnie, Rachel. Jednak rzucać się na mnie nie możesz, bo może być źle z tobą.
- Bo co mi zrobisz? – uniosłam brew do góry.
- Jest wiele możliwości. Ale najbardziej prawdopodobną jest dług – zaśmiał się i rozejrzał. – Nie ma twojej mamy?
- Poszła na kolację. A przedtem powiedziała, że nie mam nikogo zapraszać. Złamałeś moją obietnicę!
- Wiesz, ona nie musi o tym wiedzieć – dźgnął mnie w bok. – Poza tym, nie musiałaś mnie wpuszczać!
- Musiałam, bo mnie szantażowałeś.
- Oj, zaraz tam szantaż. I tak kiedyś będziesz musiała spłacić ten dług, wiesz?
- Kiedyś, Kent. To nie stanie się w najbliższej przyszłości. Ogólnie mam do ciebie pytanie...
-Dawaj, jestem zaciekawiony – rozsiadł się po turecku na moim łóżku czując się jak u siebie.
- Jak wiesz, 14 lutego „Słodki Odpał” będzie miał rocznicę. Wraz z Rozalią, Johnem i Liamem chcemy ustroić kawiarenkę i zrobić wiele słodkości. Pomożesz nam? – popatrzyłam na niego.
- Mam testy w tym dniu, Rachel – westchnął.
- Proszę... Naprawdę mi zależy na tym, żeby wszyscy byli. Tak samo jak na otwarciu – zrobiłam smutną minę. W sumie to będzie mi smutno jak nie przyjdzie. W końcu był na otwarciu...
- O której musiałbym przyjść?
- 13 lutego o 17, to będzie czwartek. Następnego dnia będziesz musiał przyjść o 14.
- Klimatycznie... W sumie o 12 mam testy, więc akurat wrócę... No dobra. Ale będę mógł cię odprowadzić w przeddzień rocznicy kawiarni.
- Oczywiście, będę mniej narażona na niebezpieczeństwo – uśmiechnęłam się i przytuliłam Kenta. – Naprawdę dziękuję.
- Nie ma za co, Rachel. Nie ma za co... ***
Niebawem ukaże się strona, gdzie zobaczycie bohaterów tego oto opowiadania.
Co do recenzji, rozdziałów i innych - będę starała się dodawać rozdziały raz, dwa razy w tygodniu. Recenzje będą rzadko, ale obiecuję się rozpisać (: Następny post w piątek!