piątek, 23 września 2016

Rozdział 1: Nazywam się Scarlett Forestter



Krzyk. Światła. Ucieczka.
Nieustannie ten sam sen, chociaż od śmierci rodziców minęło sporo czasu. Zawsze budzę się płacząc, po czym przybiega do mnie siostra i próbuje uspokoić. Jestem dziecinna, czyż nie?
- Scarlett, czas do szkoły.  Twój „pierwszy dzień”. Podwieźć cię, czy...
- Sama pójdę. Do zobaczenia, Bridget – rzuciłam, przekładając torbę przez ramię.
Będąc blisko nowej szkoły poczułam niepokój. Czemu? Sama nie wiem. Z jednej strony, zaczynając naukę w nowej szkole ma się czystą kartę, ale z drugiej... Nie wiadomo czego się spodziewać.
Postanowiłam nie wchodzić zbyt szybko do budynku, by nie przyciągać aż takiego zainteresowania. Nie lubię tego.
Gdy było już  pięć minut do dzwonka – weszłam. Nie było aż tylu ludzi ilu się spodziewałam na początku. Niezmiernie się cieszę.
Wyciągnęłam małą kulkę papieru z kieszeni spodni, odwinęłam i popatrzyłam uważnie. Miałam pójść od razu do klasy I c, świetnie... Przynajmniej nie muszę rozmawiać z dyrekcją.
Dzwonek.
Zaczęłam szybko iść korytarzem w poszukiwaniu klasy I c. Jak się okazało, to nie aż tak daleko od głównego wejścia (to może i lepiej?). Zatrzymałam się przy drzwiach i dyskretnie zajrzałam do środka
klasy. Była dość duża,  ale... przytulna. Wszędzie były jakieś ozdoby, obrazy, kwiatki. Szybko zaprzestałam patrzenie w głąb klasy, jeszcze mnie ktoś zobaczy, huh.
Nauczycielka przyszła parę minut po dzwonku – w sumie można się było spodziewać, jest... roztrzepana (w dobrym tego słowa znaczeniu!).
- Witajcie! – zaczęła. – Dzisiaj jest nietypowy dzień, ponieważ przybyła do nas nowa uczennica, a mianowicie dziewczyna. Tak, dziewczyny, możecie klaskać, w końcu jest was więcej.
Dziewczyny klaskały, a chłopcy... Cóż, tak jakby rozbierali mnie wzrokiem.
- Przedstaw się – nauczycielka uśmiechnęła się do mnie i usiadła na miejscu.
- Więc... Nazywam się Scarlett Forestter, interesuję się tańcem, śpiewem i sztukami teatralnymi, jak i wszelkimi musicalami. Uwielbiam gitarę, chociaż sama na niej nie gram, bo nie chcę. I to w sumie... Wszystko.
- Świetnie, Scarlett! Jeżeli cię nie poinformowano – teraz jest fizyka, więc poproszę kogoś żeby przyjął do siebie nową uczennicę i krótko jej wyjaśnił, co teraz przerabiamy i przerabialiśmy.
- Ja mogę! – wykrzyknęła blondynka z ostatniej ławki. Średnia, zieloonoka blondynka.
- Och, świetnie – zaklaskała nauczycielka. – Dosiądź się do Reginy.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Nie minęło piętnaście minut, a blondynka wyjaśniła mi wszystko, w międzyczasie wypytując o różne ciekawostki z mojego życia. Nim się zorientowałam, minęły cztery godziny lekcyjne.
- Więc, Scar! Zawsze, ale to zawsze po czwartej lekcji jest godzinna przerwa na lunch. Dlaczego godzinna? Nikt tego nie wie, prawdopodobnie tyle czasu potrzebują nauczyciele żeby od nas odpocząć  - zaśmiała się. – Lunch zazwyczaj jest na dworze, bo jest tam więcej stolików. Stoliki są czteroosobowe, więc jakbyś chciała to  ktoś  może się do ciebie dosiąść. Oczywiście, ja się na pewno dosiądę – mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- To świetnie – uśmiechnęłam się słabo. – Idziemy już na lunch? – zapytałam.
- Oczywiście!