niedziela, 8 stycznia 2017
Rozdział 7: Brutalność Reginy
Na następny dzień nie obudziłam się w domu Reginy, lecz... swoim. Nie wiedziałam czy to, że jestem u siebie (mój piekielny kot też jest), to sprawka „Zorro” Matta czy tego, że moja przyjaciółka zawiozła mnie do domu, a Bridget... chyba jednak wolę w to nie wnikać.
Po krótkim „ogarnięciu terenu” wstałam z łóżka. Na podłodze zauważyłam kartkę, więc podniosłam ją i zobaczyłam co na niej jest. Jak się okazało, był to nasz projekt sukienki dla „wiedźmy Scarlett”. Na dodatek, przypomniałam sobie, że w końcu mi nie powiedziała z kim idzie na ten bal. A to cwana bestia! Muszę to dzisiaj z niej wyciągnąć. Koniecznie.
Szybko przebrałam się w moje codzienne rzeczy i podreptałam do korytarza by założyć buty. Gdy już to zrobiłam, zaczęłam iść w stronę szkoły.
Dzisiaj miał być wyjątkowo luźny dzień, ponieważ będziemy przygotowywać salę na bal. Nasi nauczyciele nazywali to „kreatywną wizją” i „pokazaniem swojej wyobraźni”, ale tak naprawdę mieli nas dość, więc zorganizowali takie coś.
- O, nowa – usłyszałam. – Widziałam cię na imprezie, jak mój chłopak zadedykował ci piosenkę.
Gdyby ta dziewczyna umiała zabijać wzrokiem, już dawno byłabym martwa. Mówię wam.
- Taa, zdarzyło się.
- Czujesz coś do niego? – zapytała.
- Śmieszne. Ale dla świętego spokoju, powiem ci – nie czuję nic do niego.
- Uznajmy, że teoretycznie ci wierzę. Teoretycznie. Może w późniejszym czasie się polubimy? Ktowie. Oficjalnie możesz mówić mi Sharon – oświadczyła,szybko mnie wyprzedziła i zniknęła z pola widzenia.
Wooow, też chcę tak znikać (gdyby nie moje lenistwo, pewnie byłabym w tej chwili super ninją)
Gdy tylko dotarłam do szkoły, zobaczyłam Reginę (ciężko nie zauważyć jej długich, blond włosów związanych w wysoką kitkę), która ciągnęła po płytkach Charlesa. Wyrywał jej się, ale na nic się to nie zdawało.
- PÓJDZIESZ ZE MNĄ ZAMONTOWAĆ TE CHOLERNE OŚWIETLENIE, CHOĆBYM MIAŁA CIĘ TAM ZACIĄGNĄĆ SIŁĄ, KIND!
- ALE JUŻ TO ROBISZ – krzyczał chłopak. Po dosłownie chwili spojrzał w moją stronę. – O, cześć Scarlett!
- Pomożesz mi go zaciągnąć na salę? Ten idiota nie chce zamontować świateł – westchnęła.
- Ja tego... ten no... muszę załatwić sobie jeszcze parę na bal – podrapałam się po głowie.
Momentalnie w oczach Reginy pojawiły się iskierki.
To znaczyło jedno.
APOKALIPSA, RATOWAĆ SIĘ!
- Matt jest wolny! Nie ma pary! Sharon go nie chciała, więc bierz go, czika!
- Zaraz, co? – uniosłam brew. – Dlaczego nie wybrała swojego chłopaka? Coś się stało?
- Matt się upił. Nie wiem jeszcze dlaczego, ale podobno zrobił Sharon awanturę, że ona tylko chce go wykorzystać. I w sumie to prawda. Po tym pobiegła do swojego pocieszyciela i... nie rozmawiają.
- To dziwne. Ale dobra, porozmawiamy o tym kiedy indziej, teraz idę poszukać tego buntownika.
- Jest na sali. I PAMIĘTAJ, JA NIE ZAPOMNĘ O TYM, ŻE MI NIE POMOGŁAŚ!
Zaśmiałam się, pomachałam jej i skierowałam się w stronę wskazanego przez moją przyjaciółkę miejsca. Jak się okazało, miała rację – czarnowłosy siedział na skrzynce od głośnika. Podeszłam do niego bliżej, kucnęłam i zapytałam:
- Pójdziesz ze mną na bal?
Perspektywa Bridget
Gdy tylko Scarlett wyszła, zadzwoniłam do Beatrice. Oczywiście, nie odebrała. Pewnie jest w „pracy” – pomyślałam.
Korzystając z tego, że nie ma mojej siostry – wyjęłam pudełko ze zdjęciami naszych rodziców i aktem zgonu. Dokładnie przeczytałam, co spowodowało ich wypadek. Wszystko z tym, co policja nam powiedziała, zgadzało się. Ale jak zauważyłam, nie powiedzieli nam jednego. Ten wypadek spowodował człowiek. Nie sarna, jak nam powiedzieli.
Dlaczego ten ktoś to zrobił? Dlaczego uciekł z miejsca wypadku? Dlaczego?
***
Wprawdzie nigdy nie myślałam, że pójdę na bal jesienny z prawdopodobnie naprzystojniejszym chłopakiem w szkole na bal. Ale zdarza się najlepszym, nie? Oczywiście poszłam z nim tylko dlatego, że Sharon go odrzuciła, a ja nie miałam pary. Następnym razem będę z kimś innym!
Wyszliśmy koło godziny dziewiętnastej.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)