poniedziałek, 26 grudnia 2016

Rozdział 6: Porwanie



Muszę przyznać, że Matt naprawdę dobrze porywa. Chodzi o to, że przemieszcza się szybko i w ogóle. Widziałam, że Midnight był zadowolony tym „porwaniem”. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy bać tym, że mój kot ma takie upodobania. Po około 10 – 15 minutach dotarliśmy do jakiegoś domu. Był on średniej wielkości, miał dużo okien oraz był pomalowany na... jakiś kolor.
Wyszła z niego tajemnicza postać, która okazała się być Reginą.
- Widzę, że Wickens dobrze wykonał swoje zadanie! – uśmiechnęła się, ukazując swe białe zęby. – A teraz idź, nie jesteś już potrzebny.
- Ej! Miałaś mi coś za to dać – Matt zrobił smutną minę.
- Jesteś taki... Ech, no dobrze. Będziesz miał u mnie przysługę, nic więcej.
- Może dwie?
- Nie przesadzaj! Dać palec i od razu całą rękę wezmą – pokręciła głową z dezaprobatą.
- Dobra, dobra! Spokojnie – podniósł ręce do góry. – Dobrej zabawy, panienki.
- Dzięki, panienko! – krzyknęłyśmy jednocześnie.
Matt tylko odwrócił się, uśmiechnął głupio i wznowił marsz w stronę domu.
- No więc... witam w moich skromnych progach! Bierz Midnighta i wchodź, bo się zimno robi.
Jak powiedziała – tak zrobiłam. Gdy tylko weszłam, postawiłam kota na podłodze po czym usiadłam. Przed sobą zobaczyłam stolik z cukierkami. Z moimi ulubionymi cukierkami. To się dobrze skończyć nie może.
- Częstuj się! Specjalnie na twoją wizytę je kupiłam – blondwłosa puściła mi oczko.
- Dziękuję – powiedziałam, przytulając ją.
- Nie masz za co, Scarlett – zaśmiała się. – A teraz, porozmawiajmy o balu jesiennym. Masz już chłopaka, który z tobą idzie? – zapytała.
Ach tak, bal jesienny. Zastanawiam się czasami dlaczego jest to tak nazywane – nie przebieramy się w jakieś wymyślne suknie, tylko w stroje jakiejkolwiek fikcyjnej postaci.
- Nie, na razie nie. Nawet nie wiem czy pójdę na ten bal.
- Nawet tak nie mów! Pójdziesz, choćbym miała cię tam zaciągnąć siłą!
- Zabrzmiało groźnie, Reg.
Tak naprawdę chciałabym z kimś pójść na bal – zobaczyć jak to u nich jest, poznać część ludzi.
- I prawidłowo! Wiesz jaki strój ubierzesz?
- Tak, mniej więcej wiem. Ale to chyba też zależy od partnera, nie?
- Nie sądzę żeby ktoś jeszcze przywiązywał do tego wagę...
- Wracając do partnera, kto jest tym szczęśliwcem i ma cię za partnerkę?
- Raczej pechowem, Scarlett – Regina zaśmiała się.
- Nie może być tak źle! Gorzej gdybyś miała jakieś chore wymagania!
- Ojoj, a może mam? – poruszyła sugestywnie brwiami. – A teraz, zabierzmy się za szkic twojej sukienki czy czego tam chcesz.
- Tak, tak.
--- 
Rozdział nie był sprawdzany, więc nie wiem czy jest jakiś błąd.
Ogólnie toto miało pojawić się wcześniej, ale... hehe. Życie.
Następny będzie NA STO PROCENT 31 grudnia.

środa, 21 grudnia 2016

Rozdział 5: Kółko



Poniedziałek, szkoła i kółko taneczno-teatralne. Czego chcieć więcej?
Aha. Chciałabym żeby Sharon przestała się na mnie gapić (inaczej tego nazwać nie można) jak na potencjalnego wroga. OKEJ, może jej chłopak zadedykował mi piosenkę, ale to nie powód by być aż tak zdenerwowaną!
- Dobrze więc. Rozpoczynamy pierwsze zajęcia taneczno-teatralne w tym roku! Przyznajcie się szybko, kto tutaj jest pierwszy raz.
Podniosłam nieśmiało rękę. I cóż – niestety byłam sama w tym biznesie. Zauważyłam, że pani jest zaskoczona tym, że ktoś dołączył.
- Witamy nową członkinię naszego kółka! Myślę, że szybko się zaaklimatyzujesz – posłała mi promienny uśmiech.
- Tak, też tak myślę.
Zajęcia rozpoczęły się od zapoznania ze sztukami, które na sto procent wystawimy. W trakcie będą pojawiały się również „mniej ważne”, ale będziemy je omawiać później.
- Na dobry początek, Scarlett – zaśpiewaj nam coś. Znasz może... „Juliet”?
- Znam, chętnie zaśpiewałam – oznajmiłam, lekko się uśmiechając.
Ta piosenka była mi znana z imprezyy (znowu ona, ech!). Tańczyliśmy do niej razem z Mattem i Reginą.
Wzięłam więc mikrofon i włączyłam podkład „Juliet”. Szybko przypomniałam sobie tekst piosenki (w końcu nie można źle wypaść) i zaczęłam śpiewać. Spojrzałam z ukosa na Matta i Sharon. Okazało się to być złym pomysłem, bo się obściskiwali – ble.
Po skończeniu piosenki odłożyłam mikrofon, a następnie wróciłam na swoje miejsce.
- Czuję, że będziesz jedną ze stałych uczestniczek musicalów. Potrafisz naprawdę dobrze pokazywać emocje przy śpiewaniu. Nie każdy tak potrafi, Scarlett.
Sharon prychnęła.
- Nie każdy? To kpina. KAŻDY z tego kółka potrafi pokazać emocje w piosence.
- Więc panienko, zaśpiewaj jedną z piosenek z repertuaru wiszącego na ścianie. Chętnie zobaczę, jak ukazujesz emocje.
- Nie da się – odparła czerwonowłosa, opierając się o filar w sali.
- I tutaj poległaś. Zupełnie na początku. W KAŻDEJ, ale to KAŻDEJ piosence da się ukazać emocje. O to chodzi w musicalach. Na przełamaniu niemożliwego.
Muszę przyznać, że pani Starlight ma rację. Samo zaśpiewanie nie wystarczy, potrzeba... czegoś więcej. Ukazania tego, co piosenka ma do przekazania, a nawet zjednoczenia się z postacią, by w pełni ją zrozumieć, poczuć się tak samo jak ona.
Gdy skończyliśmy zajęcia, Regina zaprosiła mnie do siebie. Odrzuciłam propozycję, ponieważ obiecałam zająć się kotem pod jej nieobecność. Wzięłam Midnighta do siebie, po czym pozamykałam wszystkie drzwi, okna i je pozasłaniałam, by nikt nie przeszkodził mi w śpiewaniu. Tak. Uwielbiam śpiewać (do tego czasem tańczę), gdy jestem sama w domu. Wtedy mogę zapomnieć o wszystkim co mnie otacza i skupić się tylko na tym, co chcę.
Kończąc swój popis taneczno – śpiewaczy zorientowałam się, że jednak nie wszystkie okna są zasłonięte. Szczególnie jedno.
TE W MOIM POKOJU.
- Widzę, że nawet nieźle tańczysz – oznajmił z jakże głupim uśmieszkiem mój naserdeczniejszy kolega, Matt.
- Nie wiedziałam, że interesuje cię szpiegowanie młodych dziewczyn po nocach. Pachnie mi tutaj przestępstwem, Matthew!
- Przestępstwo to było gdybym był od ciebie o dwadzieścia lat starszy. Lecz... doceniam twój humor, Scarlett – czarnowłosy mrugnął do mnie, przy okazji się kłaniając.
Westchnęłam głęboko.
- Szybko mów o co chodzi, spieszy mi się.
- Do odprawiania tych dzikich densów? Co do pytania, przyszedłem cię porwać.
- Za „dzikie densy” cię zabiję. Poza tym – ktoś ci to zlecił, czy co?
- A tego się dowiesz na miejscu. ZACZNIJMY PORWANIE! – wykrzyknął, biorąc Midnighta pod pachę. Mnie zaś przewiesił przez ramię.

---
ZNAJCIE MOJĄ ŁASKAWOŚĆ.
Następny rozdział (może) 31 grudnia.
Z Bogiem :^)

niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział 4: Kot!



Obudziłam się około godziny dziesiątej rano. Dzięki, siostro. Naprawdę nie musiałaś.
- Po co mnie budziłaś? – zapytałam, przecierając oczy.
- Idziemy bliżej poznać miasto! Poza tym, musimy zrobić zakupy, bo świeci pustkami w lodówce. Nie chcesz głodnieć, nie? To zbieraj się szybko. I od razu do samochodu, żadnego przesiadywania w kuchni – oznajmiła, po czym wyszła z pokoju.
Cała Bridget... Wstałam szybko z łóżka, przebrałam bluzkę, uczesałam włosy i poszłam do samochodu – po drodze oczywiście wzięłam tosta, którego siostra nie zjadła.
- Więc... Jak było na tej imprezie? – zapytała, gdy zatrzymałyśmy się na światłach.
- W sumie... fajnie. Pośpiewaliśmy sobie, potańczyliśmy... Standardowo.
- Hmm... A kto ci zadedykował piosenkę?
- Przecież nikt nie dedykował mi piosenki.
- Nie kłam, słyszałam. To było wtedy, gdy jechałam na moją imprezę – oznajmiła, ruszając z miejsca.
- Aha... Był to Matt z naszej klasy – powiedziałam, czując, że się czerwienię.
- Jak romantycznie! To co, moja siostra ma chłopaka? – uniosła brew przy okazji uśmiechając się głupkowato.
- Nie ma. On ma dziewczynę, a ja nie zamierzam ingerować w ich związek.
- A może on się z nią niedługo rozstanie? Nie wiesz! Przydałby ci się chłopak – westchnęła, parkując.
Obie wysiadłyśmy w tym samym momencie.
- Sugerujesz coś? Single są super!
- Do czasu, Scarlett... Gdy nie staniesz się starą panną z kotem.
- Lubię koty. Są miłe, przyjazne... czasem groźne.
- A nie wolałabyś mieć kota i chłopaka?...
- Nie dogadalibyśmy się. To byłby toksyczny związek.
- Z którego tylko ty i kot wyszlibyście cało?
- Oczywiście.
Nie powiem – zwiedzanie tego miasta naprawdę mnie urzekło. Te wszystkie straganiki na targach... Moją uwagę przykuł stragan z kotem – ale nie byle jakim!
Był to średniej wiekości kot, który na pozór był czarny, ale miał widoczne plamy na ciele. Spojrzałam błagalnie na Bridget. W końcu jak mam być starą panną z kotem, muszę się dobrze przygotować!
- Ech, no dobra. Ile on kosztuje? – siostra zwróciła się do sprzedawczyni.
- A pani se go weźmie za darmo! Diabeł wcielony, lata, miauczy, znika z pola widzenia na tydzień! Weźta go, ja go nie chcę! – powiedziała wręcz krzycząc i oddała nam kota.
Dołączyła do niego kocyk, dwie miski i drapak, który chyba trzeba było wymienić.
Wzięłam kota na ręce i o dziwo – nie wyrywał się, nie syczał, tylko łasił.
- Jak ma na imię? – zapytałam.
- Midnight. A teraz przepraszam, mam innych klientów – oznajmiła wypychając nas, po czym zaczęła się uśmiechać do następnych.
- Wracając do zostania starą panną z kotem... Będziesz z tym swoim Mattem na jakichś lekcjach, kółkach zainteresowań?
- Prawdopodobnie będę chodziła z nim na chemię i na fizykę. Plus, będziemy razem w kółku taneczno-teatralnym.
- Chemia? Liczę na jakiś...
- Nie zaczynaj Bridget, te twoje żarciki nie są śmieszne.
Jakoś nie mogłam się powstrzymać od uśmiechnięcia się.  Impreza z Reginą i tym chłopakiem była naprawdę niesamowita. Było tyle śmiechu, tańczenia... A przede wszystkim piosenek. Tak, nadal wspominam to jak zadedykował mi „AKE”. Mam nadzieję, że to się nie rozniesie po szkole.
...
O jasny kwiecie.
---
Sorki memorki, że tak długo nie było, ale moje lenistwo się przejawia. Dziękuję za tyle wejść i obiecuję zaglądać tutaj częściej! ♥