niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział 4: Kot!



Obudziłam się około godziny dziesiątej rano. Dzięki, siostro. Naprawdę nie musiałaś.
- Po co mnie budziłaś? – zapytałam, przecierając oczy.
- Idziemy bliżej poznać miasto! Poza tym, musimy zrobić zakupy, bo świeci pustkami w lodówce. Nie chcesz głodnieć, nie? To zbieraj się szybko. I od razu do samochodu, żadnego przesiadywania w kuchni – oznajmiła, po czym wyszła z pokoju.
Cała Bridget... Wstałam szybko z łóżka, przebrałam bluzkę, uczesałam włosy i poszłam do samochodu – po drodze oczywiście wzięłam tosta, którego siostra nie zjadła.
- Więc... Jak było na tej imprezie? – zapytała, gdy zatrzymałyśmy się na światłach.
- W sumie... fajnie. Pośpiewaliśmy sobie, potańczyliśmy... Standardowo.
- Hmm... A kto ci zadedykował piosenkę?
- Przecież nikt nie dedykował mi piosenki.
- Nie kłam, słyszałam. To było wtedy, gdy jechałam na moją imprezę – oznajmiła, ruszając z miejsca.
- Aha... Był to Matt z naszej klasy – powiedziałam, czując, że się czerwienię.
- Jak romantycznie! To co, moja siostra ma chłopaka? – uniosła brew przy okazji uśmiechając się głupkowato.
- Nie ma. On ma dziewczynę, a ja nie zamierzam ingerować w ich związek.
- A może on się z nią niedługo rozstanie? Nie wiesz! Przydałby ci się chłopak – westchnęła, parkując.
Obie wysiadłyśmy w tym samym momencie.
- Sugerujesz coś? Single są super!
- Do czasu, Scarlett... Gdy nie staniesz się starą panną z kotem.
- Lubię koty. Są miłe, przyjazne... czasem groźne.
- A nie wolałabyś mieć kota i chłopaka?...
- Nie dogadalibyśmy się. To byłby toksyczny związek.
- Z którego tylko ty i kot wyszlibyście cało?
- Oczywiście.
Nie powiem – zwiedzanie tego miasta naprawdę mnie urzekło. Te wszystkie straganiki na targach... Moją uwagę przykuł stragan z kotem – ale nie byle jakim!
Był to średniej wiekości kot, który na pozór był czarny, ale miał widoczne plamy na ciele. Spojrzałam błagalnie na Bridget. W końcu jak mam być starą panną z kotem, muszę się dobrze przygotować!
- Ech, no dobra. Ile on kosztuje? – siostra zwróciła się do sprzedawczyni.
- A pani se go weźmie za darmo! Diabeł wcielony, lata, miauczy, znika z pola widzenia na tydzień! Weźta go, ja go nie chcę! – powiedziała wręcz krzycząc i oddała nam kota.
Dołączyła do niego kocyk, dwie miski i drapak, który chyba trzeba było wymienić.
Wzięłam kota na ręce i o dziwo – nie wyrywał się, nie syczał, tylko łasił.
- Jak ma na imię? – zapytałam.
- Midnight. A teraz przepraszam, mam innych klientów – oznajmiła wypychając nas, po czym zaczęła się uśmiechać do następnych.
- Wracając do zostania starą panną z kotem... Będziesz z tym swoim Mattem na jakichś lekcjach, kółkach zainteresowań?
- Prawdopodobnie będę chodziła z nim na chemię i na fizykę. Plus, będziemy razem w kółku taneczno-teatralnym.
- Chemia? Liczę na jakiś...
- Nie zaczynaj Bridget, te twoje żarciki nie są śmieszne.
Jakoś nie mogłam się powstrzymać od uśmiechnięcia się.  Impreza z Reginą i tym chłopakiem była naprawdę niesamowita. Było tyle śmiechu, tańczenia... A przede wszystkim piosenek. Tak, nadal wspominam to jak zadedykował mi „AKE”. Mam nadzieję, że to się nie rozniesie po szkole.
...
O jasny kwiecie.
---
Sorki memorki, że tak długo nie było, ale moje lenistwo się przejawia. Dziękuję za tyle wejść i obiecuję zaglądać tutaj częściej! ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz