poniedziałek, 26 grudnia 2016

Rozdział 6: Porwanie



Muszę przyznać, że Matt naprawdę dobrze porywa. Chodzi o to, że przemieszcza się szybko i w ogóle. Widziałam, że Midnight był zadowolony tym „porwaniem”. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy bać tym, że mój kot ma takie upodobania. Po około 10 – 15 minutach dotarliśmy do jakiegoś domu. Był on średniej wielkości, miał dużo okien oraz był pomalowany na... jakiś kolor.
Wyszła z niego tajemnicza postać, która okazała się być Reginą.
- Widzę, że Wickens dobrze wykonał swoje zadanie! – uśmiechnęła się, ukazując swe białe zęby. – A teraz idź, nie jesteś już potrzebny.
- Ej! Miałaś mi coś za to dać – Matt zrobił smutną minę.
- Jesteś taki... Ech, no dobrze. Będziesz miał u mnie przysługę, nic więcej.
- Może dwie?
- Nie przesadzaj! Dać palec i od razu całą rękę wezmą – pokręciła głową z dezaprobatą.
- Dobra, dobra! Spokojnie – podniósł ręce do góry. – Dobrej zabawy, panienki.
- Dzięki, panienko! – krzyknęłyśmy jednocześnie.
Matt tylko odwrócił się, uśmiechnął głupio i wznowił marsz w stronę domu.
- No więc... witam w moich skromnych progach! Bierz Midnighta i wchodź, bo się zimno robi.
Jak powiedziała – tak zrobiłam. Gdy tylko weszłam, postawiłam kota na podłodze po czym usiadłam. Przed sobą zobaczyłam stolik z cukierkami. Z moimi ulubionymi cukierkami. To się dobrze skończyć nie może.
- Częstuj się! Specjalnie na twoją wizytę je kupiłam – blondwłosa puściła mi oczko.
- Dziękuję – powiedziałam, przytulając ją.
- Nie masz za co, Scarlett – zaśmiała się. – A teraz, porozmawiajmy o balu jesiennym. Masz już chłopaka, który z tobą idzie? – zapytała.
Ach tak, bal jesienny. Zastanawiam się czasami dlaczego jest to tak nazywane – nie przebieramy się w jakieś wymyślne suknie, tylko w stroje jakiejkolwiek fikcyjnej postaci.
- Nie, na razie nie. Nawet nie wiem czy pójdę na ten bal.
- Nawet tak nie mów! Pójdziesz, choćbym miała cię tam zaciągnąć siłą!
- Zabrzmiało groźnie, Reg.
Tak naprawdę chciałabym z kimś pójść na bal – zobaczyć jak to u nich jest, poznać część ludzi.
- I prawidłowo! Wiesz jaki strój ubierzesz?
- Tak, mniej więcej wiem. Ale to chyba też zależy od partnera, nie?
- Nie sądzę żeby ktoś jeszcze przywiązywał do tego wagę...
- Wracając do partnera, kto jest tym szczęśliwcem i ma cię za partnerkę?
- Raczej pechowem, Scarlett – Regina zaśmiała się.
- Nie może być tak źle! Gorzej gdybyś miała jakieś chore wymagania!
- Ojoj, a może mam? – poruszyła sugestywnie brwiami. – A teraz, zabierzmy się za szkic twojej sukienki czy czego tam chcesz.
- Tak, tak.
--- 
Rozdział nie był sprawdzany, więc nie wiem czy jest jakiś błąd.
Ogólnie toto miało pojawić się wcześniej, ale... hehe. Życie.
Następny będzie NA STO PROCENT 31 grudnia.

środa, 21 grudnia 2016

Rozdział 5: Kółko



Poniedziałek, szkoła i kółko taneczno-teatralne. Czego chcieć więcej?
Aha. Chciałabym żeby Sharon przestała się na mnie gapić (inaczej tego nazwać nie można) jak na potencjalnego wroga. OKEJ, może jej chłopak zadedykował mi piosenkę, ale to nie powód by być aż tak zdenerwowaną!
- Dobrze więc. Rozpoczynamy pierwsze zajęcia taneczno-teatralne w tym roku! Przyznajcie się szybko, kto tutaj jest pierwszy raz.
Podniosłam nieśmiało rękę. I cóż – niestety byłam sama w tym biznesie. Zauważyłam, że pani jest zaskoczona tym, że ktoś dołączył.
- Witamy nową członkinię naszego kółka! Myślę, że szybko się zaaklimatyzujesz – posłała mi promienny uśmiech.
- Tak, też tak myślę.
Zajęcia rozpoczęły się od zapoznania ze sztukami, które na sto procent wystawimy. W trakcie będą pojawiały się również „mniej ważne”, ale będziemy je omawiać później.
- Na dobry początek, Scarlett – zaśpiewaj nam coś. Znasz może... „Juliet”?
- Znam, chętnie zaśpiewałam – oznajmiłam, lekko się uśmiechając.
Ta piosenka była mi znana z imprezyy (znowu ona, ech!). Tańczyliśmy do niej razem z Mattem i Reginą.
Wzięłam więc mikrofon i włączyłam podkład „Juliet”. Szybko przypomniałam sobie tekst piosenki (w końcu nie można źle wypaść) i zaczęłam śpiewać. Spojrzałam z ukosa na Matta i Sharon. Okazało się to być złym pomysłem, bo się obściskiwali – ble.
Po skończeniu piosenki odłożyłam mikrofon, a następnie wróciłam na swoje miejsce.
- Czuję, że będziesz jedną ze stałych uczestniczek musicalów. Potrafisz naprawdę dobrze pokazywać emocje przy śpiewaniu. Nie każdy tak potrafi, Scarlett.
Sharon prychnęła.
- Nie każdy? To kpina. KAŻDY z tego kółka potrafi pokazać emocje w piosence.
- Więc panienko, zaśpiewaj jedną z piosenek z repertuaru wiszącego na ścianie. Chętnie zobaczę, jak ukazujesz emocje.
- Nie da się – odparła czerwonowłosa, opierając się o filar w sali.
- I tutaj poległaś. Zupełnie na początku. W KAŻDEJ, ale to KAŻDEJ piosence da się ukazać emocje. O to chodzi w musicalach. Na przełamaniu niemożliwego.
Muszę przyznać, że pani Starlight ma rację. Samo zaśpiewanie nie wystarczy, potrzeba... czegoś więcej. Ukazania tego, co piosenka ma do przekazania, a nawet zjednoczenia się z postacią, by w pełni ją zrozumieć, poczuć się tak samo jak ona.
Gdy skończyliśmy zajęcia, Regina zaprosiła mnie do siebie. Odrzuciłam propozycję, ponieważ obiecałam zająć się kotem pod jej nieobecność. Wzięłam Midnighta do siebie, po czym pozamykałam wszystkie drzwi, okna i je pozasłaniałam, by nikt nie przeszkodził mi w śpiewaniu. Tak. Uwielbiam śpiewać (do tego czasem tańczę), gdy jestem sama w domu. Wtedy mogę zapomnieć o wszystkim co mnie otacza i skupić się tylko na tym, co chcę.
Kończąc swój popis taneczno – śpiewaczy zorientowałam się, że jednak nie wszystkie okna są zasłonięte. Szczególnie jedno.
TE W MOIM POKOJU.
- Widzę, że nawet nieźle tańczysz – oznajmił z jakże głupim uśmieszkiem mój naserdeczniejszy kolega, Matt.
- Nie wiedziałam, że interesuje cię szpiegowanie młodych dziewczyn po nocach. Pachnie mi tutaj przestępstwem, Matthew!
- Przestępstwo to było gdybym był od ciebie o dwadzieścia lat starszy. Lecz... doceniam twój humor, Scarlett – czarnowłosy mrugnął do mnie, przy okazji się kłaniając.
Westchnęłam głęboko.
- Szybko mów o co chodzi, spieszy mi się.
- Do odprawiania tych dzikich densów? Co do pytania, przyszedłem cię porwać.
- Za „dzikie densy” cię zabiję. Poza tym – ktoś ci to zlecił, czy co?
- A tego się dowiesz na miejscu. ZACZNIJMY PORWANIE! – wykrzyknął, biorąc Midnighta pod pachę. Mnie zaś przewiesił przez ramię.

---
ZNAJCIE MOJĄ ŁASKAWOŚĆ.
Następny rozdział (może) 31 grudnia.
Z Bogiem :^)

niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział 4: Kot!



Obudziłam się około godziny dziesiątej rano. Dzięki, siostro. Naprawdę nie musiałaś.
- Po co mnie budziłaś? – zapytałam, przecierając oczy.
- Idziemy bliżej poznać miasto! Poza tym, musimy zrobić zakupy, bo świeci pustkami w lodówce. Nie chcesz głodnieć, nie? To zbieraj się szybko. I od razu do samochodu, żadnego przesiadywania w kuchni – oznajmiła, po czym wyszła z pokoju.
Cała Bridget... Wstałam szybko z łóżka, przebrałam bluzkę, uczesałam włosy i poszłam do samochodu – po drodze oczywiście wzięłam tosta, którego siostra nie zjadła.
- Więc... Jak było na tej imprezie? – zapytała, gdy zatrzymałyśmy się na światłach.
- W sumie... fajnie. Pośpiewaliśmy sobie, potańczyliśmy... Standardowo.
- Hmm... A kto ci zadedykował piosenkę?
- Przecież nikt nie dedykował mi piosenki.
- Nie kłam, słyszałam. To było wtedy, gdy jechałam na moją imprezę – oznajmiła, ruszając z miejsca.
- Aha... Był to Matt z naszej klasy – powiedziałam, czując, że się czerwienię.
- Jak romantycznie! To co, moja siostra ma chłopaka? – uniosła brew przy okazji uśmiechając się głupkowato.
- Nie ma. On ma dziewczynę, a ja nie zamierzam ingerować w ich związek.
- A może on się z nią niedługo rozstanie? Nie wiesz! Przydałby ci się chłopak – westchnęła, parkując.
Obie wysiadłyśmy w tym samym momencie.
- Sugerujesz coś? Single są super!
- Do czasu, Scarlett... Gdy nie staniesz się starą panną z kotem.
- Lubię koty. Są miłe, przyjazne... czasem groźne.
- A nie wolałabyś mieć kota i chłopaka?...
- Nie dogadalibyśmy się. To byłby toksyczny związek.
- Z którego tylko ty i kot wyszlibyście cało?
- Oczywiście.
Nie powiem – zwiedzanie tego miasta naprawdę mnie urzekło. Te wszystkie straganiki na targach... Moją uwagę przykuł stragan z kotem – ale nie byle jakim!
Był to średniej wiekości kot, który na pozór był czarny, ale miał widoczne plamy na ciele. Spojrzałam błagalnie na Bridget. W końcu jak mam być starą panną z kotem, muszę się dobrze przygotować!
- Ech, no dobra. Ile on kosztuje? – siostra zwróciła się do sprzedawczyni.
- A pani se go weźmie za darmo! Diabeł wcielony, lata, miauczy, znika z pola widzenia na tydzień! Weźta go, ja go nie chcę! – powiedziała wręcz krzycząc i oddała nam kota.
Dołączyła do niego kocyk, dwie miski i drapak, który chyba trzeba było wymienić.
Wzięłam kota na ręce i o dziwo – nie wyrywał się, nie syczał, tylko łasił.
- Jak ma na imię? – zapytałam.
- Midnight. A teraz przepraszam, mam innych klientów – oznajmiła wypychając nas, po czym zaczęła się uśmiechać do następnych.
- Wracając do zostania starą panną z kotem... Będziesz z tym swoim Mattem na jakichś lekcjach, kółkach zainteresowań?
- Prawdopodobnie będę chodziła z nim na chemię i na fizykę. Plus, będziemy razem w kółku taneczno-teatralnym.
- Chemia? Liczę na jakiś...
- Nie zaczynaj Bridget, te twoje żarciki nie są śmieszne.
Jakoś nie mogłam się powstrzymać od uśmiechnięcia się.  Impreza z Reginą i tym chłopakiem była naprawdę niesamowita. Było tyle śmiechu, tańczenia... A przede wszystkim piosenek. Tak, nadal wspominam to jak zadedykował mi „AKE”. Mam nadzieję, że to się nie rozniesie po szkole.
...
O jasny kwiecie.
---
Sorki memorki, że tak długo nie było, ale moje lenistwo się przejawia. Dziękuję za tyle wejść i obiecuję zaglądać tutaj częściej! ♥

piątek, 7 października 2016

Rozdział 3: AKE



Wracając do domu byłam kompletnie rozkojarzona. Po cholerę on dał mi tę bluzę? Przecież mnie nie zna. Ale cóż, jego wybór – chce moknąć to proszę bardzo!
- Aż tak późno kończysz? – zapytała mnie Bridget, kiedy wróciłam do domu.
- Tylko dzisiaj – odpowiedziałam, ściągając przemoczoną bluzę.
- Skąd ją masz?
- Co ty tak zadajesz pytania? Ktoś mi pożyczył, tyle – wymamrotałam, kierując się w stronę swojego pokoju, by uniknąć dalszej rozmowy z siostrą. Jednak na odchodne usłyszałam „To na pewno od chłopaka”. Wiele się nie pomyliła, nie?
Gdy skończyłam odrabiać lekcje, na zegarku widniała godzina dwudziesta. Kompletnie nie wiedziałam co robić – nie znałam tego miasta, wiedziałam tylko gdzie znajduje się szkoła, sklep i kawiarnia. Kiedy chciałam już zacząć oglądać mój ulubiony brazylijski serial, pojawiła się Regina.
- Hej! W końcu cię znalazłam, to było tak cholernie trudne – westchnęła.
- Czeeść... Bardzo się cieszę, że mnie odwiedziłaś. Ale... po co tutaj przyszłaś? – zapytałam niepewnie.
- Jak to po co? Po to, żeby wyciągnąć cię na imprezę, która jest na plaży! Poznasz więcej ludzi  prawdopodobnie, a przy okazji zobaczysz część miasta! Załóżę się, że większości nie widziałaś.
Trzeba jej przyznać – umie przekonać. Prawdziwy prezydent z niej będzie! Ale czy Bridget nie będzie miała nic przeciwko? Cóż, mówią „raz się żyje”, nie?
Wkraczając na teren plaży, moją uwagę przykuły różnokolorowe światła i... parkiet taneczny połączony z karaoke. Można powiedzieć, że byłam zachwycona wyglądem całej imprezy.
- Jednak się podoba? – Regina szturchnęła mnie z uśmiechem na twarzy.
- Owszem, jest cudo...
Regina uniosła brew, póki nie zobaczyła tego samego pana co ja.
- Przyszedłeś jednak, cholero. Podoba ci się Scarlett, co?
- Może nie od razu mi się podoba, ale chcę ją poznać bliżej. Bo „formalnie” się poznaliśmy – mrugnął do mnie.
- Formalnie, Matthew.
- Na pewno poznamy się lepiej. A teraz, chodźmy na parkiet! – pociągnął mnie i Reginę w stronę wody.
- Później opowiesz mi o tym – powiedziała cicho.
- Witam serdecznie wszystkich zgromadzonych na tej imprezie! – wykrzyczał prowadzący. – Oficjalnie rozpoczynam bitwy taneczne jak i karaoke! Na dobry początek zacznijmy od duetu na karaoke. Kto chciałby wystąpić jako pierwszy ze swoją przyjaciółką?
- My chciałybyśmy! – wykrzyknęła Regina, podnosząc moją i swoją rękę.
- Idealnie! Specjalnie dla was piosenka „Bang, Bang”!
Lepszej piosenki znaleźć nie mógł, ech... Po zaśpiewaniu tego niezwykle uroczego i wspaniałego utworu przyszedł czas na odpoczynek, czyli picie. Wraz z Reginą zamówiłyśmy sobie colę z Lodem po czym rozpoczęłyśmy rozmowę.
- Więc... Opowiadaj jak to było z poznaniem Matta.
- Nijak właściwie. Po prostu padał deszcz dość mocno, więc dał mi swoją bluzę i przedstawiliśmy się sobie – zaczęłam sączyć swój napój.
- Ooo! Dał ci bluzę, to już coś! Masz wielbiciela od pierwszego wejrzenia, zazdroszczę ci – szturchnęła mnie i zaśmiała się widząc moją zdezorientowaną minę.
- Masz jakiś pomysł na spędzenie reszty tej imprezy?
- Oczywiście, że mam! Pójdziemy jeszcze potańczyć, zaśpiewamy sobie osobno – mrugnęła do mnie.
Ze sceny karaoke biły różnokolorowe światła jak i lasery. Najepsza i tak była mgła, która docierała do barku w nienaruszonym stanie. Gdy rozglądałam się dalej, zobaczyłam Matta. Odwróciłam się szybko i zaczęłam pić dalej colę trwając w złudnym przekonaniu, że mnie nie zobaczył.
- Nieładnie jest się odwracać, wiesz Scarlett? – zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Nie wiem o co ci chodzi – powiedziałam.
- Jasne... A teraz wybaczcie moje panie, idę sobie pośpiewać.
Matt poszedł w stronę karaoke, zgłosił się. Jaką piosenkę wybrał? Oczywiście, że moją ulubioną, niestety...
- Dla koleżanki, z którą dzisiaj się poznałem. To dla ciebie.
Błagam, niech nie powie...
- Scarlett – mrugnął do mnie i zaczął śpiewać.
Niektóre spojrzenia były skierowane wprost na mnie, ale co tam! To on zadedykował piosenkę, nie ja. Regina na to nic nie powiedziała, jedynie się śmiała. Po naszym ukochanym gitarzyście wystąpiło jeszcze kilka osób (między innymi ja i Reg). Zatańczyliśmy razem i wszyscy się rozeszliśmy, jedynie zielonooka odprowadziła mnie do domu, bo bała się o moją orientację (jakbym jej nie miała!). Bridget nie było, zostawiła tylko krótki liścik, informujący, że będzie około drugiej w nocy i, że mam zamknąć dom. Zrobiłam tak jak napisała i położyłam się w ciuchach spać.

Rozdział 2: A czy ty złapiesz je wszystkie?

Wyszłam ze szkoły wraz z Reg u boku. Gdy zajęłyśmy miejsce obok drzewa, zaczęłam konsumować swój posiłek.
- Więc... Miałaś chłopaka? - zapytała mnie, mając dość podejrzany błysk w oku.
Temat chłopaków był dla mnie... Trudny. Przez całe gimnazjum gimnazjum miałam jednego "chłopaka", który tak naprawdę zdradzał mnie na prawo i lewo, bo "nie spełniałam jego oczekiwań".
- Przez trzy lata, ale tak naprawdę to był związek na siłę - odparłam.
- Och, niezbyt przyjemnie. Patrz! CHARLEES, CHODŹ TUTAJ - krzyknęła.
Zerknęłam w stronę, którą patrzyła. Zobaczyłam niewysokiego szatyna o brązowych oczach, który patrzył się w telefon, ale jednocześnie szedł w naszą stronę.
- ZNOWU grasz w szkole! Umawialiśmy się, że dopiero jak z niej WYJDZIEMY, to łapiemy. Pamiętasz? - na twarzy Reginy momentalnie pojawił się smutek.
- No sorry, Charmander był! Kim jesteś? - chłopak poprawił okulary i spojrzał na mnie uważnie.
- Scarlett Forestter. Jestem tutaj nowa, dopiero się wczoraj wprowadziłam - powiedziałam, niepewnie się uśmiechając.
- Charles Kind. Grasz w Pokemon:Go?
- Niestety, niezbyt interesują mnie gry - zaśmiałam się krótko, drapiąc się za uchem.
- A już myślałem. Valor rządzi!
- Jeżeli ma dołączyć, to dołączy do Instinctu, a nie Valoru - powiedziała Regina.
Chyba razem nie "złapią ich wszystkich".
Charles zakaszlał i spojrzał na blondynkę.
- Powiedziałaś Scarlett o kółkach zainteresowań?
- Och kwiecie, nie! Oczywiście dołączysz do taneczno-teatralnego, prawda? W schowku odbywają się fajne rozmowy - poruszyła sugestywnie brwiami.
Szczerze? Nie byłam w żadnym kółku od podstawówki. Zawsze były dla mnie rzeczą zbędną, bo "do czego one się przydadzą". Ale mam nadzieję, że tutaj będą one naprawdę dobrze prowadzone.
- Pewnie, spróbuję - uśmiechnęłam się do niej słabo.
- Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa! W końcu będzie równo. Lubisz pomagać przy pisaniu piosenek? Lubisz śpiewać?
Te pytania miały w sobie coś podejrzanego, ale postanowiłam to zignorować. Głupia ja, ech!
- W sumie nawet bardzo lubię, ale póki co miałam tylko do czynienia ze śpiewem i gitarą.
Regina zapiszczała, a Charles popatrzył na nią z politowaniem.
- Ciesz się dopiero wtedy, kiedy Matt nie będzie aż tak prowadzony na smyczy przez Sharon i Scarlett przyjdzie na spotkanie kółka. Zapeszysz albo ją przestraszysz dziewczyno!
- Od razu wystraszę - prychnęła.
- Przepraszam, ale kto to Matt i Sharon? - zapytałam z uniesioną brwią.
- Matt to taki klasowy przystojniacha, może nawet szkolny. Gra na gitarze, śpiewa, pisze teksty i występuje na scenie. Cud, miód i orzeszki!
Chciałabym jeszcze frytki do tego, byłaby to moja miłość.
- Kim jest dla niego Sharon?
- Dziewczyną. Ale lepiej rozmawiaj z Mattem jeżeli już, ona jest delikatnie mówiąc wredna - powiedział Charles, co jakiś czas przerywając swoją wypowiedź kaszlem.
Takie buty - pomyślałam.
- Rozumiem.
I zadzwonił dzwonek. Nie wiedziałam, że godzinny lunch może minąć tak szybko i... przyjemnie. Gdy wyszłam po skończonych zajęciach ze szkoły, jak na złość zaczął padać deszcz. Nie no, super! Marzyłam o tym. Usiadłam na schodach, by pomyśleć gdzie się udać. Na pewno nie do domu, za daleko. Do kawiarni też nie, bo zamknięta. Gdy moje nadzieje zaczęły słabnąć, pojawił się wysoki chłopak, który miał rozwichrzone, czarne włosy i hipnotyzujące, zielone tęczówki.
- Nie masz parasola, hm? - zapytał.
- Brawo dla ciebie - burknęłam. Nieznajomy się od razu zaśmiał.
- Masz moją bluzę - powiedział, zakładając na mnie ową rzecz. - Wiem, że to niewiele jak na taką ulewę, ale przynajmniej mniej zmokniesz. Jak masz na imię?
- Scarlett.
- Ładne imię, takie... Nietypowe. Zupełnie jak ty - mrugnął do mnie, a ja przewróciłam oczami. - Ja nazywam się Matt - uśmiechnął się i odszedł, przez chwilę do mnie machając.
O. Słodki. Boże. 

piątek, 23 września 2016

Rozdział 1: Nazywam się Scarlett Forestter



Krzyk. Światła. Ucieczka.
Nieustannie ten sam sen, chociaż od śmierci rodziców minęło sporo czasu. Zawsze budzę się płacząc, po czym przybiega do mnie siostra i próbuje uspokoić. Jestem dziecinna, czyż nie?
- Scarlett, czas do szkoły.  Twój „pierwszy dzień”. Podwieźć cię, czy...
- Sama pójdę. Do zobaczenia, Bridget – rzuciłam, przekładając torbę przez ramię.
Będąc blisko nowej szkoły poczułam niepokój. Czemu? Sama nie wiem. Z jednej strony, zaczynając naukę w nowej szkole ma się czystą kartę, ale z drugiej... Nie wiadomo czego się spodziewać.
Postanowiłam nie wchodzić zbyt szybko do budynku, by nie przyciągać aż takiego zainteresowania. Nie lubię tego.
Gdy było już  pięć minut do dzwonka – weszłam. Nie było aż tylu ludzi ilu się spodziewałam na początku. Niezmiernie się cieszę.
Wyciągnęłam małą kulkę papieru z kieszeni spodni, odwinęłam i popatrzyłam uważnie. Miałam pójść od razu do klasy I c, świetnie... Przynajmniej nie muszę rozmawiać z dyrekcją.
Dzwonek.
Zaczęłam szybko iść korytarzem w poszukiwaniu klasy I c. Jak się okazało, to nie aż tak daleko od głównego wejścia (to może i lepiej?). Zatrzymałam się przy drzwiach i dyskretnie zajrzałam do środka
klasy. Była dość duża,  ale... przytulna. Wszędzie były jakieś ozdoby, obrazy, kwiatki. Szybko zaprzestałam patrzenie w głąb klasy, jeszcze mnie ktoś zobaczy, huh.
Nauczycielka przyszła parę minut po dzwonku – w sumie można się było spodziewać, jest... roztrzepana (w dobrym tego słowa znaczeniu!).
- Witajcie! – zaczęła. – Dzisiaj jest nietypowy dzień, ponieważ przybyła do nas nowa uczennica, a mianowicie dziewczyna. Tak, dziewczyny, możecie klaskać, w końcu jest was więcej.
Dziewczyny klaskały, a chłopcy... Cóż, tak jakby rozbierali mnie wzrokiem.
- Przedstaw się – nauczycielka uśmiechnęła się do mnie i usiadła na miejscu.
- Więc... Nazywam się Scarlett Forestter, interesuję się tańcem, śpiewem i sztukami teatralnymi, jak i wszelkimi musicalami. Uwielbiam gitarę, chociaż sama na niej nie gram, bo nie chcę. I to w sumie... Wszystko.
- Świetnie, Scarlett! Jeżeli cię nie poinformowano – teraz jest fizyka, więc poproszę kogoś żeby przyjął do siebie nową uczennicę i krótko jej wyjaśnił, co teraz przerabiamy i przerabialiśmy.
- Ja mogę! – wykrzyknęła blondynka z ostatniej ławki. Średnia, zieloonoka blondynka.
- Och, świetnie – zaklaskała nauczycielka. – Dosiądź się do Reginy.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Nie minęło piętnaście minut, a blondynka wyjaśniła mi wszystko, w międzyczasie wypytując o różne ciekawostki z mojego życia. Nim się zorientowałam, minęły cztery godziny lekcyjne.
- Więc, Scar! Zawsze, ale to zawsze po czwartej lekcji jest godzinna przerwa na lunch. Dlaczego godzinna? Nikt tego nie wie, prawdopodobnie tyle czasu potrzebują nauczyciele żeby od nas odpocząć  - zaśmiała się. – Lunch zazwyczaj jest na dworze, bo jest tam więcej stolików. Stoliki są czteroosobowe, więc jakbyś chciała to  ktoś  może się do ciebie dosiąść. Oczywiście, ja się na pewno dosiądę – mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- To świetnie – uśmiechnęłam się słabo. – Idziemy już na lunch? – zapytałam.
- Oczywiście!