wtorek, 21 czerwca 2016

Rozdział 4: Saksofon i jego właściciel.

Obudziłam się. Mam kaca.
Popatrzyłam przez chwilę na śpiącego Adama. Wygląda tak słodko..
... CO SIĘ DO CHOLERY DZIAŁO, ŻE LEVINE LEŻY OBOK MNIE?!
Chyba... Chyba nic nie zrobiłam, nie?
O mój boże, więcej tutaj nie nocuję.
Nie. Nie ma mowy.
- Witaj kotecku - czarnowłosy przetarł oczy i popatrzył na mnie. - Zdziwiona, że śpię z tobą?
- JESTEŚ STARYM, NIEWYŻYTYM ZBOCZEŃCEM! ZADZWONIĘ NA POLICJĘ! SKOŃCZY SIĘ TO DLA CIEBIE ŹLE!
- Hej, hej, stop. Ale ty wiesz, że mnie sama do tego namówiłaś? Ja chciałem grzecznie iść spać na kanapie, ale ty nie więc... Spełniłem twą prośbę!
Zbladłam.
Czyżbym... Tak się zachowała?
Możliwe.. Gdy jestem pijana jestem dziwną osobą. Uwierzcie mi. *Już uwierzyli, przecież czytali rozdział :p ~ Aut.*  
- Poza tym nic się nie działo, prawda? - podrapałam się po karku. Chłopak zaśmiał się krótko.
- Nie, póki co nie - mrugnął do mnie. - Bój się Boga, gdy ja będę pijany. Kto cię wtedy upilnuje przed upiciem? Lepiej żeby...
- Zamknij się! Nie będziesz upity w moim towarzystwie. Obiecuję ci to.
- A jeżeli ktoś mnie upije, to co będzie? Moja wina? - uniósł brew do góry.
- Oczywiście, że nie.
|12:40|
Dwadzieścia minut przed pierwszą przyszedł do Adama koleś z saksofonem. I to nie był zwykły koleś. Był... Przystojny. Tego ukryć się nie dało.
- Jesteś jego dziewczyną? - blondyn oparł się o framugę drzwi salonu. Mój współlokator był akurat w swoim pokoju, bo szukał ważnych dokumentów. Chyba on to wykorzystuje.
- Oczywiście, że nie! Co ty sobie myślisz? - skrzyżowałam ręce na piersiach i zerknęłam na swoją nogę. Niby miało być lepiej, ale nie było. Chociaż, czego się spodziewać jak wczoraj złamałam kostkę.
- Wiesz... Mieszkasz z nim, zachowujecie się dość podobnie. Przydałaby się Adamowi dziewczyna... Chociaż, jak będzie miał inną też nie będę narzekał - przybliżył swoją twarz do mojej. - Wiesz o co mi chodzi, prawda?
- Nie, jestem idiotką i nie wiem - powiedziałam, odsuwając się.
Niestety, zapomniałam, że krzesło nie ma oparcia i zleciałam. Kostka zaczęła mnie boleć jeszcze bardziej. Usłyszałam wbieganie po schodach.
- ROSE?! - Adam szybko wszedł do pokoju i patrzył raz na mnie, raz na saksofonistę. Widać, że był zdenerwowany. - Co jej zrobiłeś?
- Ja?... Nic! To ona sama upadła.
- Rose?
- Nie mogłam sama upaść. Przybliżyłeś się do mnie, ja się odsunęłam. Zapomniałam, że te krzesło oparcia nie ma - powiedziałam. Blondyn najwyraźniej był zaskoczony, że odważyłam się to powiedzieć.
Gdybym mogła, kopnęłabym cię tam gdzie trzeba
, pomyślałam.
|18:20|
Saksofonista sobie poszedł, uff. Nie miałam ochoty z nim siedzieć i wysłuchiwać, jakiej dziewczyny chce. Oj nie.
Na cały regulator puściłam sobie "Hit Me With Your Best Shot" połączone z "One Way Or Another" i powiem, że... Bardzo fajnie się to śpiewa, polecam z całego serca!
W trakcie śpiewania myślałam o trasie koncertowej na którą muszę pojechać z Levinem. Będę musiała:
a) Załatwić nam osobne pokoje
b) Spróbować się z nim nie kłócić
c) Powiadomić ochroniarzy o warunkach wejścia uczestników bez biletów.
To nie jest takie łatwe jak myślcie - nie, nie! Dobra. Poza pierwszym punktem wszystko powinno być łatwe.
POWINNO. Jak to będzie w praktyce - naprawdę nie wiem. Oby wszystko było łatwe.
- Zaśpiewasz ze mną duet na trasie koncertowej? Bardzo ładnie śpiewasz - Adam stał oparty o framugę drzwi. Miałam wielką ochotę go zabić.
- Nieładnie podsłuchiwać, panie współlokatorze. Nie uczono cię kultury? - uniosłam brew do góry. - Ach tak, przecież ty jej nie masz.
Adam szybko podszedł do mnie i pochylił się nade mną. Cholera, ten to ma tempo.
- Nie mam kultury, tak?
Przybliżył swoją twarz do mojej. Czułam, że się zarumieniłam i to...
- Ładnie się rumienisz, kotecku. Obym cię widział częściej taką! - zaśmiał się krótko.
Była to prawda.
Levine poczochrał mnie i poszedł na dół.
Zdążyłam za nim tylko krzyknąć:
- CHOLERNY DUPEK!

1 komentarz: