sobota, 18 czerwca 2016

Rozdział 6: Houston, houston, gry są niebezpieczne!



Postanowiłam zostać u Rozalii na noc. Dlaczego?
Miałam póki co dość swojego domu, a tutaj nikt mnie nie znajdzie. Przy okazji mogę sobie pewne rzeczy przemyśleć i „wyluzować” się.
Podłączając xboxa do gniazdka, poczułam jak ktoś kładzie na się na moich plecach. I nie myliłam się – była to Roza.
- Nie masz nic przeciwko by ktoś jeszcze przyszedł? Będziemy się cholernie nudzić same!
- A kogo ty chcesz zapraszać? – uniosłam brew i zrzuciłam z moich pleców blondynkę.
- Hmmm... A kogo byś chciała?
O nie, nie, nie. Ja to znam.
- Nie. Nie będziemy ich zapraszać.
Skrzyżowałam ręce na piersiach. Rozalia uniosła jedną brew, po czym zaczęła się śmiać i przy okazji tarzać.
- Nie będę ich zapraszać, coś ty. – Wykrztusiła ledwo przez śmiech. – Poza tym, skoro chcesz odpocząć od nich, to jest wiadome, że nie chciałabyś widzieć tych panów. Chodziło mi bardziej o Trudzię i Sophię!
- Pewnie, zaproś je! W tym czasie ja podłączę xboxa. Przynajmniej nikt mi nie przeszkodzi – zaśmiałam się, gdy zobaczyłam minę blondynki.
Gdzieś 15 minut po pójściu Rozalii zaczęłam okupować jej szafkę z grami, których było... Spoooro! Co nie powiem, że mnie nie cieszyło – jestem wielką fanką gier.
***
Powiem wam, że dziewczyny szybko przyszły, jak na mieszkanie oddalone o 15 kilometrów. „Maraton” gier zaczęłyśmy od Heavy Raina, który powiem, że był naprawdę wzruszający momentami. Tylko Sophia nie płakała, ale to raczej dało się przewidzieć. Na następny ogień poszedł horror – Until Dawn. Jednak nie dane było nam być same (to chyba i lepiej…). Rozalia, ciekawa kto (a raczej co) przyszedł otworzyła drzwi. I kogo tam zobaczyła? Oczywiście, że Kenta.
- Hej! Usłyszałem, że robicie sobie mini maraton gier, więc… Postanowiłem przynieść trochę! – pomachał nam przed nosem czterema grami.
Wow, ciekawe skąd dowiedział się, że mamy maraton gier. Popatrzyłam podejrzliwie na Rozalię, a ta odwróciła głowę. Miała nie mówić nikomu! A może to sprawka kogoś innego? Później ją spytam.
- No, to zaczynamy zabawę – Kent mrugnął do mnie i podłączył pada.
***
Wybaczcie, że taki krótki, ale...
Cisza przed burzą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz