Po koncercie, wszyscy czuliśmy się wspaniale. Jakoś tak
naładowani energią do działania, ale jednocześnie zmęczeni, bo jednak wydzieranie się, tańczenie i skakanie
jest trochę wyczerpujące, szczególnie, jak robi się to cztery godziny. Coś
pewnie o tym wiecie.
Piątek w każdej szkole oznaczał niezwykłą radość uczniów oraz nauczycieli, że w końcu odpoczną od siebie i nie będą musieli siebie widzieć przez przynajmniej te dwa dni. Lekcje zazwyczaj były luźniejsze, szczególnie na końcu. Chociaż nie oznaczało to też, że mogliśmy robić to, co chcemy, o nie, nie. Jakby tak było, to szkoła dawno przestałaby istnieć, bo zostałaby spalona. Ewentualnie stałoby się coś innego, co spowodowałoby jej zamknięcie. Nikt by nie narzekał. Może poza tymi słabszymi nauczycielami, pracę w końcu by stracili. No ale, szkoła nadal stoi i raczej się nigdzie nie wybiera, więc alleluja. Wracając do tamtego dnia... Jakoś tak się stało, że zamiast do szkoły, poszliśmy do cukierni niedaleko. Nazywała się „Nielegalna”. Mieliśmy wiele teorii dlaczego – teraz, niestety ich nie pamiętam – ale tak naprawdę nazwa wynikła z tego, że większość uczniów tutaj przychodziła, gdy chciała tutaj coś NIELEGALNIE przegryźć. Więc my postanowiliśmy złamać prawo szkolne i tam pójść! A tak naprawdę, mieliśmy pierwsze zastępstwo. Nie opłacało się ćwiczyć z wuefistą, zdecydowanie nie.
- Mały torcik czekoladowy poprosimy – Sharon uśmiechnęła się do kelnerki, a gdy ta odeszła, westchnęła. – Nie lubię jej, jest dziwna – powiedziała głośno.
- Aleś ty taktowna – Matt przewrócił oczami. – A co do tego torciku, wątpię, że go zjemy. Widziałaś jak tutaj wyglądają „małe” torciki?
- Widziałam. Kto mówi, że nie zjemy? Poza tym, wy jesteście mężczyznami – wskazała na Charlesa i czarnowłosego. – Więc teoretycznie, powinniście więcej jeść. Prawda?
- Nieprawda – odpowiedzieli równocześnie, przez co wybuchnęłam śmiechem razem z dziewczynami.
Rozejrzałam się po lokalu. Był on wielki, jednakże pusty. Niewiele osób tu przychodziło. Plotki mówiły, że ten interes utrzymywał się tylko dzięki uczniom przychodzącym tutaj w przerwach, lub na lekcjach, jak wcześniej wspominałam. Niestety, pomimo tego, środek wyglądał trochę bardzo źle. Farba z zielonych ścian powoli schodziła, a w rogach zaczął pojawiać się grzyb. Mimowolnie przeszły mnie dreszcze. Wolałam nie sprawdzać, jak wygląda łazienka. To skończyłoby się krzykiem. I nie z przerażenia, a na właścicielkę, że tak nie dba o cukiernię, chociaż ma potencjał.
- O czym myślisz? – Regina zerknęła na mnie i oparła podbródek na dłoni. – Jak chcesz, nie musisz mówić tego tutaj. Zawsze możemy wyjść. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- O tym, jak tutaj brzydko – mruknęłam. Dziewczyna najwyraźniej to usłyszała, bo zaśmiała się pod nosem i kiwnęła głową. – A, że tak zapytam przedwcześnie. Macie jakieś plany na wakacje?
W tym momencie przyszła kelnerka z torcikiem, talerzykami i łyżkami. Życzyła nam smacznego, po czym puściła oczko w stronę Matta i Reginy.
- Ewidentnie was podrywa – zaśmiałam się, po czym zabrałam się do jedzenia.
- Ahm – mruknęła Sharon. – Co do planów... myślałyśmy wraz z Reg, że wyjedziemy razem w parę miejsc. Ostatnio loty są tanie, więc może gdzieś do Europy?
- Jestem za. – Uśmiechnęłam się. – Matthew, Charles?
- Nie wiem, czy wystarczy mi pieniędzy. Ale nie mówię nie. – Okularnik podrapał się po głowie.
- Wszędzie, byleby nie do Rosji. Mam tam napięte stosunki z prawem – rzucił drugi, na co prawie wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. – A tam, taka pierdoła. Kiedyś wam opowiem.
~***~Piątek w każdej szkole oznaczał niezwykłą radość uczniów oraz nauczycieli, że w końcu odpoczną od siebie i nie będą musieli siebie widzieć przez przynajmniej te dwa dni. Lekcje zazwyczaj były luźniejsze, szczególnie na końcu. Chociaż nie oznaczało to też, że mogliśmy robić to, co chcemy, o nie, nie. Jakby tak było, to szkoła dawno przestałaby istnieć, bo zostałaby spalona. Ewentualnie stałoby się coś innego, co spowodowałoby jej zamknięcie. Nikt by nie narzekał. Może poza tymi słabszymi nauczycielami, pracę w końcu by stracili. No ale, szkoła nadal stoi i raczej się nigdzie nie wybiera, więc alleluja. Wracając do tamtego dnia... Jakoś tak się stało, że zamiast do szkoły, poszliśmy do cukierni niedaleko. Nazywała się „Nielegalna”. Mieliśmy wiele teorii dlaczego – teraz, niestety ich nie pamiętam – ale tak naprawdę nazwa wynikła z tego, że większość uczniów tutaj przychodziła, gdy chciała tutaj coś NIELEGALNIE przegryźć. Więc my postanowiliśmy złamać prawo szkolne i tam pójść! A tak naprawdę, mieliśmy pierwsze zastępstwo. Nie opłacało się ćwiczyć z wuefistą, zdecydowanie nie.
- Mały torcik czekoladowy poprosimy – Sharon uśmiechnęła się do kelnerki, a gdy ta odeszła, westchnęła. – Nie lubię jej, jest dziwna – powiedziała głośno.
- Aleś ty taktowna – Matt przewrócił oczami. – A co do tego torciku, wątpię, że go zjemy. Widziałaś jak tutaj wyglądają „małe” torciki?
- Widziałam. Kto mówi, że nie zjemy? Poza tym, wy jesteście mężczyznami – wskazała na Charlesa i czarnowłosego. – Więc teoretycznie, powinniście więcej jeść. Prawda?
- Nieprawda – odpowiedzieli równocześnie, przez co wybuchnęłam śmiechem razem z dziewczynami.
Rozejrzałam się po lokalu. Był on wielki, jednakże pusty. Niewiele osób tu przychodziło. Plotki mówiły, że ten interes utrzymywał się tylko dzięki uczniom przychodzącym tutaj w przerwach, lub na lekcjach, jak wcześniej wspominałam. Niestety, pomimo tego, środek wyglądał trochę bardzo źle. Farba z zielonych ścian powoli schodziła, a w rogach zaczął pojawiać się grzyb. Mimowolnie przeszły mnie dreszcze. Wolałam nie sprawdzać, jak wygląda łazienka. To skończyłoby się krzykiem. I nie z przerażenia, a na właścicielkę, że tak nie dba o cukiernię, chociaż ma potencjał.
- O czym myślisz? – Regina zerknęła na mnie i oparła podbródek na dłoni. – Jak chcesz, nie musisz mówić tego tutaj. Zawsze możemy wyjść. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- O tym, jak tutaj brzydko – mruknęłam. Dziewczyna najwyraźniej to usłyszała, bo zaśmiała się pod nosem i kiwnęła głową. – A, że tak zapytam przedwcześnie. Macie jakieś plany na wakacje?
W tym momencie przyszła kelnerka z torcikiem, talerzykami i łyżkami. Życzyła nam smacznego, po czym puściła oczko w stronę Matta i Reginy.
- Ewidentnie was podrywa – zaśmiałam się, po czym zabrałam się do jedzenia.
- Ahm – mruknęła Sharon. – Co do planów... myślałyśmy wraz z Reg, że wyjedziemy razem w parę miejsc. Ostatnio loty są tanie, więc może gdzieś do Europy?
- Jestem za. – Uśmiechnęłam się. – Matthew, Charles?
- Nie wiem, czy wystarczy mi pieniędzy. Ale nie mówię nie. – Okularnik podrapał się po głowie.
- Wszędzie, byleby nie do Rosji. Mam tam napięte stosunki z prawem – rzucił drugi, na co prawie wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. – A tam, taka pierdoła. Kiedyś wam opowiem.
Na drugą godzinę w sumie nie zdążyliśmy. Szatański torcik zabrał nam więcej czasu niż myśleliśmy, plus nie chciało nam się iść, więc pojawiliśmy się dopiero w połowie trzeciej lekcji za co niektórzy z nas dostali reprymendę od nauczycieli. Trochę nam to ujęło od bycia takim wiecie, złym uczniem na poziomie, ale dodało do tak zwanej „zajebistości”, więc w sumie nie straciliśmy zbytnio. Liczy się szacunek na ulicy. Cytuję tutaj jednego z uczniów, który zazwyczaj siedział ze mną na matmie i tak nazywał naszą szkołę – ulicą, rojącą się od rozpieszczonych dzieciaków jak i typowych złych chłopców, którzy podrywają dobre dziewczyny. Trochę w tym prawdy było, więc w sumie miło wspominam siedzenie z nim. A ilu rzeczy ja się nadowiadywałam, ooo! Tego do końca życia bym nie opowiedziała. No dobra, przesadzam. Nie spamiętałam połowy z tego, co do mnie powiedział. Zadowoleni? Mam nadzieję, bo jak nie, to słabo. Bardzo słabo.
Na dworze zaczęło padać, więc nie było mowy, żeby zjeść lunch pod naszym sławnym drzewkiem. Postanowiliśmy więc usiąść z tyłkami przy jakimś stoliku w stołówce. Swoją drogą, dawno tutaj nie jedliśmy. No ale co poradzić, drzewko jest bardziej interesującym miejscem niż pomieszczenie zatłoczone ludźmi. Plus, raczej nie przepadaliśmy za sławnymi tutaj bitwami jedzeniowymi. Wystarczyło, że ktoś się na kogoś przewrócił z tacką i nagle, jak w tych wszystkich amerykańskich filmach, rozpoczynało się prawdziwe piekło.
- Właściwie, nie tylko ty masz problemy z prawem, Matt – zaczęła Regina, odgarniając włosy do tyłu. – Ja też mam. Tylko, że we Włoszech.
- We Włoszech? – Charles uniósł brew. – Co ty właściwie zro... – przerwał swoją wypowiedź cichym westchnięciem i położył głowę na stoliku. – Hej, Will.
- Hej, hej. – Usiadł się obok nas z uśmiechem. – Co tam? Odkryliście już, kto rozpowiedział tę plotkę? Bo powiem wam szczerze, mam pewne podejrzenia. Warto się przyjrzeć paru osobom, nawet je wypisałem.
- Kolego! Nie zapędzasz się? – Matt pobłażliwie popatrzył na chłopaka, który tak zaangażował się w mówienie, że aż zapomniał, że powinno się oddychać. – Co cię to interesuje? Nie twoja sprawa, nie twoja zabawka. Nie tykaj.
- Matthew, bądź grzeczny – fuknęłam, na co on wyszczerzył zęby w uśmiechu. W tamtym momencie nie wiedziałam, czy po prostu mu odbija, czy ma jakiś plan. Obie te rzeczy wchodziły w grę. – No dobrze, Will. To może przedstawisz nam te osoby?
Chłopak kiwnął głową i wyjął kartkę. Z tego, co zauważyłam miał tam wypisane około trzydzieści osób – piętnaście kobiet, oraz mężczyzn. O dziwo, w skład, jego zdaniem, podejrzanych... wchodziły również nauczycielki, jak i nauczyciele. Zastanawiał się pewnie długo. Ewentualnie brał kogo jak leci, co było najbardziej prawdopodobne. Przez cały lunch dyskutowaliśmy o tych osobach, ale jak to wyszło, wszystkich skreśliliśmy. Mieliśmy zawahania, owszem. Największe przy bibliotekarce, jednak wiemy, że ona zbyt lubiła Charlesa, by to mu zrobić. Will z dźwiękiem dzwonka wstał i popędził w stronę klasy. Jednak, wypadło mu coś. Postanowiłam to podnieść, żeby potem mu przekazać zgubioną rzecz. To, co zobaczyłam na tej kartce...
Zamurowało mnie.