Po
prostu, zamurowało. Nic dodać, nic ująć. Na kartce opisany był szczegółowy plan „ubicia” Charlesa, jak i w sumie innych,
z wyjątkiem mnie. Zła na Willa, jak i na siebie, że wcześniej tego nie
zauważyłam, poszłam w jego stronę, by sobie z nim parę rzeczy wyjaśnić – oczywiście
nie informując o tym pozostałych.
- Will, wyjaśnisz mi o co chodzi z t y m
? – zapytałam wręcz wściekła, trzymając w ręce „dowód”, na bezpieczną
odległość. Nie chciałam, żeby mi ją wyrwał.
Wydawał się wielce zaskoczony, jakby pierwszy raz tę kartkę widział. I tak się
zachowywał właśnie. Nerwowo gestykulował, co go trochę bardzo zdradzało, mówił,
że ktoś mu to podrzucił, bo on przecież nic takiego by w życiu nie zrobił!
- Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć –
pokręcił głową. – Nie poznaję cię, Scarlett.
Skierował się w stronę sali biologicznej, gdzie akurat miałam lekcje z Sharon,
więc postanowiłam mu nie odpuszczać. Nadal wypytywałam, dźgałam go w bok.
Chciałam po prostu, żeby odpowiedział. Prawdziwie, bo mojego zdania wtedy
dosłownie nic by nie zmieniło. Nic. Przepełniało mnie uczucie złości, ale gdzieś tam w środku... byłam smutna.
Cholernie smutna, że próbował tak pogrążyć Charlesa, przedtem nie skarżąc się w
ogóle, że nie spędzam z nim czasu czy coś w tym stylu. Jednak, po „przeniesieniu
się” w przeszłość i nasze rozmowy wywnioskowałam, że nadal chodzi o tamten
zimowy dzień. Miałam go okłamywać? Wolałam powiedzieć prawdę. Zawsze to
pochwalał, cenił sobie prawdomówność, nienawidził kłamstwa. Nie zauważyłam tej
zmiany. A powinnam, byłam jego
przyjaciółką. Jednak, każdy popełnia błędy i najważniejszym jest wiedzieć, że
się ten błąd popełniło, i chcieć go naprawić.
- Czemu tak szybko poszłaś? – Sharon usiadła obok mnie, gdy weszliśmy już do
klasy. Była trochę roztrzepana, ale widząc, że przyglądam się jej włosom,
natychmiast je poprawiła. – Więc?
- Cóż, chodzi o tamtą sytuację z Charlesem. Znalazłam to u Willa. – Podsunęłam
jej karteczkę.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i zaczęła to czytać. Widziałam, że nie zrobiło to
na niej zbyt wielkiego wrażernia.
Jakby... jakby widziała to wcześniej.
- Wiesz, wiedziałam o tym wszystkim. Dotychczas nie mówiłam o tym nikomu,
ale... cóż, zasługujesz, by wiedzieć o tym trochę więcej.
- Cisza! Nie umiecie być cicho przez chwilę, hę? – zapytała nauczycielka z
wyraźnym grymasem na twarzy.
Prawda, no trochę hałasowałyśmy. Przeprosiłyśmy za to i umówiłyśmy się, że
porozmawiamy o tym na przerwie. Szczerze mówiąc, wcześniej podejrzewałam, że będzie miała
jakiś związek z całą tą sytuacją, ale nie spodziewałam się, że mogę mieć rację.
Niby w większości przypadków z tego powodu bym się cieszyła, jednak... nie w
tamtym momencie. Największą obawą było to, że mogła współpracować z Willem, co
oznaczałoby definitywny koniec przyjaźni. Niestety, ale nie było innej opcji
niż ta, gdyby rzeczywiście się okazało, że od początku z nim spiskowała. Ale,
pomimo wielu złych scenariuszy, pocieszałam się myślą, że Sharon to Sharon i
nie ukrywałaby tego, gdyby nie miała powodu. A rzeczywiście miała.
Wyszłyśmy chyba jako pierwsze z klasy. Nie, wyszłyśmy to zbyt lekkie słowo na
to, co zrobiłyśmy. Wypadłyśmy jak torpedy, by porozmawiać w jak najmniej
zatłoczonym miejscu, oraz takim... sekretnym? Tak, zdecydowanie sekretnym. Raczej byłyśmy nastawione na rozmowę we dwie,
a nie w piątkę, jak to zazwyczaj się działo, gdy musieliśmy coś ważnego
obgadać. Postawiłyśmy więc na pobliski lasek – mało ludzi, nikt praktycznie nie
zapuszczał się do niego. Usiadłam na którymś z pieńków, wcześniej rozglądając
się, jak tutaj wygląda. Drzewa jeszcze były lekko mokre po wczorajszym deszczu, ale nic dziwnego. Był dość obfity,
co pamięta jeszcze moja świeżo pomalowana bluzka (nie pytajcie, czemu taka
była, nie odpowiem) – wszystko się rozmazało i cała praca, którą włożyłam w
zrobienie jej poszła się... ekhem, kłócić. Tak, zdecydowanie kłócić.
- Można powiedzieć, że nie uwierzysz w to, co właśnie powiem. Wszyscy uważają
mnie za silną, stającą przed przyjaciółmi murem dziewczynę, ale... czasami mnie
to męczy. Bycie wredną suką dla innych, bo straciło się jedyną ważną rzecz w
życiu pewnie tego nie usprawiedliwia, ale zrozum mnie, Scarlett. Will chciał
mnie w to wszystko wplątać, nawet obiecywał mi pieniądze za dobrze wykonaną
pracę. Gdy odmówiłam, natychmiast zaczął grozić, że to będzie jeszcze gorsze,
niż przewiduje. Zresztą, sama widziałaś
kartkę. – Na jej słowa, odwróciłam głowę. – Więc musiałam przystać na to, że
będę wobec was chłodna i ściągnę podejrzenia na siebie. Jak widać, nie udało
się to, z czego się cieszę. Cholera, byłam tym wszystkim zmęczona. I
jednocześnie wkurzona na siebie. Jeżeli nie chcesz mnie znać, to...
- Sharon, do jasnej cholery. – Podniosłam się i popatrzyłam na nią. – Ty po
prostu chciałaś zapobiec temu wszystkiemu, nic w tym złego nie ma. A to, że nie
wyszło to nie jest twoja wina.
Poparzyłaś się, ale nie zostałaś spalona. Poparzyłaś się dla przyjaciela.
Pomogłaś Charlesowi, nawet nie wiesz jak. To jest właśnie przyjaźń, koślawa,
ale przyjaźń – poświęcenie się dla kogoś, pomimo, że samemu się po tyłku
dostanie. – Przytuliłam ją. Była zaskoczona tym gestem, przez chwilę nawet się
nie ruszała, ale odwzajemniła to trochę później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz