odsunęłam go od siebie.
Dzwonił, pisał do mnie najróżniejsze sms’y, ale nie odpowiadałam. Byłam po
prostu zawiedziona na całej linii. Przechodząc do ważniejszych rzeczy –
powiedziałyśmy wszystkim całą prawdę, włącznie z uczniami, którzy naśmiewali
się z Charlesa. Do niektórych to nie dotarło i niezbyt wiele to zmieniło, ale
przynajmniej wiedzieli.
Jak na prawdziwego mężczyznę przystało, winny nie chodził do szkoły. Padały różne podejrzenia: znowu się przeniósł, ma indywidualne, jest chory. Każda mogła być jak najbardziej prawdziwa, ale znając tego chłopaka, to było to pierwsze. Nie chciał się pokazywać po tym co zrobił. Zawsze tak się działo, gdy coś przeskrobał. Odchodził, zostawiał. Nie wyjaśniał, bo po co. Ale dla nas, w sumie lepiej się stało. Nie chcielibyście widzieć miny Reg. Naprawdę.
- Tak w ogóle, macie zaproszenie na ślub mojego brata – powiedział Matt, gdy wychodziliśmy z kawiarni.
- Myślałam, że już nigdy nie znajdzie sobie dziewczyny – Regina westchnęła teatralnie. – Kiedy?
- Gdzieś za dwa tygodnie? Szczerze mówiąc, wiedziałem o tym wcześniej, ale po prostu zapomniałem wam o tym powiedzieć – zaśmiał się.
Pokręciłam głową z politowaniem i szturchnęłam go, przez co zostałam przewieszona przez ramię. Szarpałam się, uderzałam pięściami w jego plecy – byleby tylko mnie puścił.
- Hej, za co?! To nie jest sprawiedliwe!
Sharon zaczęła się śmiać i oparła głowę o ramię swojej dziewczyny. Miło było patrzeć na nie jako parę.Tak, wiedziałam o ich związku. Zresztą, cała nasza paczka wiedziała. Wspominałam, że tajemnice przed nami praktycznie nie istniały? To w sumie i lepiej, przynajmniej odbywało się to bez reakcji typu „Oooch, a dlaczego mi nie powiedziałaś?!”. Także ten.
- A w ogóle, Matthew – zaczął Charles – spytałeś się już Scarlett?
Chłopak uniósł brew.
- No właśnie, spytałeś? Powinieneś! Nie masz dzisiaj nic do roboty – oznajmiła melodyjnie Regina, jakby uczestniczyła w jakimś musicalu. Chicaaagooo?
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, o co chodzi? Jeszcze zacznę wysnuwać teorie z kosmosu. A! Matt, postaw mnie w końcu. – Zakomunikowałam.
Posłusznie zatrzymał się i mnie postawił, za co go poczochrałam i upomniałam się o odpowiedź. Przewrócił oczami i westchnął.
- Musieliście? Miałem nadzieję zaproponować to sam na sam – zaakcentował trzy ostatnie słowa, co wywołało wyszczerzenie zębów w uśmiechu, u naszej sławnej trójki. – Otóż, chciałem cię zaprosić na kolejną randkę...
- Na którą również chętnie przyjdziemy – przerwała mu Sharon, mrugając do nas. Zaśmiałam się na jej słowa.
- Cóż, w takim razie macie pecha, bo zamierzam pójść tylko z Mattem, póki co. Ale! Jeszcze muszę się zastanowić. – Popatrzyłam na niego lekko rozbawiona i cmoknęłam go w policzek. – Ale spójrzcie na pozytywne strony tego wszystkiego. Przynajmniej nie będziecie musieli nigdzie chodzić!
„Ponuro” skinęli głowami. Zaczęliśmy omawiać sprawę ślubu Eliotta, a mianowicie niespodziankę dla niego, bo mieliśmy już mały pomysł i woleliśmy go nie zapomnieć, jak niektórzy mieli w zwyczaju. Oczywiście potem zboczyłam z tematu, bo poruszyłam temat randki. Zdecydowaliśmy razem, że nie ma co długo czekać, jutro wieczorem powinno być dobrze. Nie mieliśmy nic do zrobienia, plus miała być całkiem ładna pogoda, więc czemu nie skorzystać z takiej okazji! Jakoś nie uśmiechało mi się wtedy zostawać w domu, gdzie Bridget miała zostać w pracy do trzeciej w nocy, a jeszcze te karteczki od tego pseudo wielbiciela się nasilały... Człowiek nie chce zostawać sam w domu w takiej sytuacji, a jeżeli wyjdzie LUB ktoś będzie z nim, od razu jakoś inaczej. Wcześniej nie wspominałam wam o tych liścikach, bo były one zbliżone treścią do poprzednich – jednak ostatni z nich, nalegał na spotkanie i sugerował, że znam osobę, która to wszystko organizuje. W pierwszej chwili pomyślałam o Willu, ale odgoniłam tę myśl i po prostu nadal z moją siostrą uważałyśmy. Tak, powiedziałam jej. Moim przyjaciołom nie, co było trochę... złe, z perspektywy czasu. Ale o tym później, najpierw po kolei.
O tym wszystkim wiedziała również przyjaciółka Brid. Przypadkowo się wygadała, a ja w sumie nie miałam za co jej winić – człowiek różne tajemnice gada, i to dużo, dużo gorsze. Po prostu wystarczyło, że powiedziałam Beatrice, by dalej tego nie przekazywała, bo sobie tego nie życzę. Uszanowała to, sama miała dość nieciekawą przeszłość z tego, co mi opowiadała. Powoli z pomocą mojej siostry, wychodziła z tego całego bagna, aż poczuła się... wolna. Duchem, ciałem i czym tam jeszcze czuje się wolnym. Mogła robić co chce. Więc zrobiła, zapisała się do cukierni, bo podobno to było jej marzenie od dziecka. Oczywiście zapisała się do „Nielegalnej”, tym samym próbując odnowić świetność z pomocą starych, dobrych znajomych i tych nowszych. Na tym, historia jej w tym momencie się kończy. Potem opowiem więcej, ale przejdźmy do tej sławnej randki.
Wszystko wydawało się lecieć... szybko, strasznie szybko. Na następny dzień szkoła, po szkole zajęcia cheerleaderskie (tak, nadal na to chodziłyśmy, w sumie byłyśmy całkiem niezłe – tak twierdziła nasza szanowna kapitan, która początkowo nas nie lubiła, ale potem zmieniła zdanie... my jednak nadal jej nie lubiłyśmy, hehe), a po zajęciach cheerleaderskich ogarnianie się na randkę z Mattem, bo to był już piątek. Oczywiście ze względu na pewne okoliczności (Eliott nie tolerował swojego brata w domu, przykre...), postanowiliśmy, że chłopak po mnie przyjedzie, a potem pójdziemy do kina. Mieliśmy obejrzeć jakiś nowy film, który niedawno wyszedł. Miał dobre opinie u Reginy, która miała w swoim zwyczaju dość wysokie wymagania, więc trzeba było zaufać jej gustowi. Pamiętajcie – jeżeli chcecie pójść do kina, a nie wiecie, czy się opłaca, to do tej pani proszę iść. Tylko najpierw ustawić się w kolejce i zapłacić, nie ma nic za darmo!
Okazało się jednak, że kluczyki nielegalnemu kierowcy zabrał jego brat, bo ich potrzebował. Znowu. Pozostawało jedynie przyjść na piechotę, ewentualnie odpuścić. Zorientował się skubany, że jeżeli wybierze tą drugą opcję to będę zła, więc przyszedł. Nie no, żartuję. Widziałam, że jemu też na tym zależy. Oczy zwierciadłem duszy są, pamiętajcie!
Mimo mojego postanowienia, że nie będę ubierać spódniczek, sukienek i tym podobnych, właśnie to zrobiłam. Co prawda była to czarna sukienka, trochę krótsza z przodu, a z tyłu dłuższa, ale jednak... Trochę dziwnie się w tym czułam, jak wiecie, nie zakładałam „tego czegoś” często. Po prostu w trakcie jakiegoś sporu mówiłam, że spodnie są lepsze i tyle. Bez gadania, zbędnego przebierania i „A jak to mi nie będzie pasować?”.
Wyszłam z mieszkania trochę przed czasem, ciesząc się, że nie wzięłam kurtki na to, ani niczego w tym stylu. Na dworze było całkiem ciepło, do tego mogłam zobaczyć kawałek zachodu słońca. Trochę mi brakowało włażenia na dach, jak robiłam to, gdy miałam sześć lat. Wchodziłam z siostrą i tam zawsze rozmawiałyśmy, bawiłyśmy się. A gdy trochę podrosłam, podsumowywałyśmy swoje dnie w szkole, wszystko, co tylko mogłyśmy. To zastępywało mi przyjaciółki i zdradzanie największych tajemnic, których zdradzać nie chciałam. Ogólnie rzecz biorąc, gdy przeniosłam się tutaj, brakowało mi ich. Jednak, gdy zaangażowałam się w wspaniałą czwórkę, która potem stała się piątką, totalnie o nich zapomniałam. Najwyraźniej zmiana otoczenia była mi pisana, a oni nie.
- Czym sobie zasłużyłem, że ubrałaś sukienkę? – Matt uniósł brew i uśmiechnął się do mnie, podchodząc bliżej.
- Cóż, niczym. Tak po prostu miałam ochotę. – Zaśmiałam się i złączyłam nasze dłonie. – A teraz ruszajmy na ten przewspaniały film, bo jeszcze tam nie dotrzemy.
~~~
Kino okazało się całkiem dobrym pomysłem. Nie dość, że świetnie się bawiliśmy, to
jeszcze dostaliśmy jakieś baloniki, które KTOŚ musiał oczywiście przebić, ale
no dobra. Wybaczyłam mu, ale nie miałam zamiaru zapomnieć – to będę mu
wypominać to końca życia, hehe. Po filmie chcieliśmy pójść do mnie, żeby coś
zjeść, ale jednak plany czasami się nie udają. Przechodziliśmy przez park, w
którym mniejsze i większe dzieci bawiły się, tańczyły i robiły wianki. Aż żal
nie było do nich podejść. Wpierw podeszłam do tych od wianków, żeby sobie jakiś
kupić. Okazało się, że moja głowa jest trochę niewymiarowa i musiały zrobić
nowy, ale w sumie to nie było nic straconego, bo był naprawdę cudny. Mattowi
też zrobiły, bo zapłaciłam „trochę za dużo”. Musielibyście widzieć jego minę –
była po prostu przekwiecista! Założyłam mu to na głowę, wcześniej
przestrzegając, żeby go nie zdejmował. Wyglądał uroczo z irytacją wymalowaną na
twarzy. Poprosiłam jedną z dziewczynek o polaroida, żeby zrobić sobie
pamiątkowe zdjęcie. Tego nie powinno się zapomnieć, zresztą nadal je mam. Mam
również zdjęcie z tańca, kiedy to wygłupialiśmy się z dziećmi no i...
tańczyliśmy we dwoje. Potem to przeniosło się na całkiem puste ulice, przed moim
blokiem mieszkalnym. Jak na prawdziwego mężczyznę przystało, winny nie chodził do szkoły. Padały różne podejrzenia: znowu się przeniósł, ma indywidualne, jest chory. Każda mogła być jak najbardziej prawdziwa, ale znając tego chłopaka, to było to pierwsze. Nie chciał się pokazywać po tym co zrobił. Zawsze tak się działo, gdy coś przeskrobał. Odchodził, zostawiał. Nie wyjaśniał, bo po co. Ale dla nas, w sumie lepiej się stało. Nie chcielibyście widzieć miny Reg. Naprawdę.
- Tak w ogóle, macie zaproszenie na ślub mojego brata – powiedział Matt, gdy wychodziliśmy z kawiarni.
- Myślałam, że już nigdy nie znajdzie sobie dziewczyny – Regina westchnęła teatralnie. – Kiedy?
- Gdzieś za dwa tygodnie? Szczerze mówiąc, wiedziałem o tym wcześniej, ale po prostu zapomniałem wam o tym powiedzieć – zaśmiał się.
Pokręciłam głową z politowaniem i szturchnęłam go, przez co zostałam przewieszona przez ramię. Szarpałam się, uderzałam pięściami w jego plecy – byleby tylko mnie puścił.
- Hej, za co?! To nie jest sprawiedliwe!
Sharon zaczęła się śmiać i oparła głowę o ramię swojej dziewczyny. Miło było patrzeć na nie jako parę.Tak, wiedziałam o ich związku. Zresztą, cała nasza paczka wiedziała. Wspominałam, że tajemnice przed nami praktycznie nie istniały? To w sumie i lepiej, przynajmniej odbywało się to bez reakcji typu „Oooch, a dlaczego mi nie powiedziałaś?!”. Także ten.
- A w ogóle, Matthew – zaczął Charles – spytałeś się już Scarlett?
Chłopak uniósł brew.
- No właśnie, spytałeś? Powinieneś! Nie masz dzisiaj nic do roboty – oznajmiła melodyjnie Regina, jakby uczestniczyła w jakimś musicalu. Chicaaagooo?
- Czy ktoś może mi wyjaśnić, o co chodzi? Jeszcze zacznę wysnuwać teorie z kosmosu. A! Matt, postaw mnie w końcu. – Zakomunikowałam.
Posłusznie zatrzymał się i mnie postawił, za co go poczochrałam i upomniałam się o odpowiedź. Przewrócił oczami i westchnął.
- Musieliście? Miałem nadzieję zaproponować to sam na sam – zaakcentował trzy ostatnie słowa, co wywołało wyszczerzenie zębów w uśmiechu, u naszej sławnej trójki. – Otóż, chciałem cię zaprosić na kolejną randkę...
- Na którą również chętnie przyjdziemy – przerwała mu Sharon, mrugając do nas. Zaśmiałam się na jej słowa.
- Cóż, w takim razie macie pecha, bo zamierzam pójść tylko z Mattem, póki co. Ale! Jeszcze muszę się zastanowić. – Popatrzyłam na niego lekko rozbawiona i cmoknęłam go w policzek. – Ale spójrzcie na pozytywne strony tego wszystkiego. Przynajmniej nie będziecie musieli nigdzie chodzić!
„Ponuro” skinęli głowami. Zaczęliśmy omawiać sprawę ślubu Eliotta, a mianowicie niespodziankę dla niego, bo mieliśmy już mały pomysł i woleliśmy go nie zapomnieć, jak niektórzy mieli w zwyczaju. Oczywiście potem zboczyłam z tematu, bo poruszyłam temat randki. Zdecydowaliśmy razem, że nie ma co długo czekać, jutro wieczorem powinno być dobrze. Nie mieliśmy nic do zrobienia, plus miała być całkiem ładna pogoda, więc czemu nie skorzystać z takiej okazji! Jakoś nie uśmiechało mi się wtedy zostawać w domu, gdzie Bridget miała zostać w pracy do trzeciej w nocy, a jeszcze te karteczki od tego pseudo wielbiciela się nasilały... Człowiek nie chce zostawać sam w domu w takiej sytuacji, a jeżeli wyjdzie LUB ktoś będzie z nim, od razu jakoś inaczej. Wcześniej nie wspominałam wam o tych liścikach, bo były one zbliżone treścią do poprzednich – jednak ostatni z nich, nalegał na spotkanie i sugerował, że znam osobę, która to wszystko organizuje. W pierwszej chwili pomyślałam o Willu, ale odgoniłam tę myśl i po prostu nadal z moją siostrą uważałyśmy. Tak, powiedziałam jej. Moim przyjaciołom nie, co było trochę... złe, z perspektywy czasu. Ale o tym później, najpierw po kolei.
O tym wszystkim wiedziała również przyjaciółka Brid. Przypadkowo się wygadała, a ja w sumie nie miałam za co jej winić – człowiek różne tajemnice gada, i to dużo, dużo gorsze. Po prostu wystarczyło, że powiedziałam Beatrice, by dalej tego nie przekazywała, bo sobie tego nie życzę. Uszanowała to, sama miała dość nieciekawą przeszłość z tego, co mi opowiadała. Powoli z pomocą mojej siostry, wychodziła z tego całego bagna, aż poczuła się... wolna. Duchem, ciałem i czym tam jeszcze czuje się wolnym. Mogła robić co chce. Więc zrobiła, zapisała się do cukierni, bo podobno to było jej marzenie od dziecka. Oczywiście zapisała się do „Nielegalnej”, tym samym próbując odnowić świetność z pomocą starych, dobrych znajomych i tych nowszych. Na tym, historia jej w tym momencie się kończy. Potem opowiem więcej, ale przejdźmy do tej sławnej randki.
Wszystko wydawało się lecieć... szybko, strasznie szybko. Na następny dzień szkoła, po szkole zajęcia cheerleaderskie (tak, nadal na to chodziłyśmy, w sumie byłyśmy całkiem niezłe – tak twierdziła nasza szanowna kapitan, która początkowo nas nie lubiła, ale potem zmieniła zdanie... my jednak nadal jej nie lubiłyśmy, hehe), a po zajęciach cheerleaderskich ogarnianie się na randkę z Mattem, bo to był już piątek. Oczywiście ze względu na pewne okoliczności (Eliott nie tolerował swojego brata w domu, przykre...), postanowiliśmy, że chłopak po mnie przyjedzie, a potem pójdziemy do kina. Mieliśmy obejrzeć jakiś nowy film, który niedawno wyszedł. Miał dobre opinie u Reginy, która miała w swoim zwyczaju dość wysokie wymagania, więc trzeba było zaufać jej gustowi. Pamiętajcie – jeżeli chcecie pójść do kina, a nie wiecie, czy się opłaca, to do tej pani proszę iść. Tylko najpierw ustawić się w kolejce i zapłacić, nie ma nic za darmo!
Okazało się jednak, że kluczyki nielegalnemu kierowcy zabrał jego brat, bo ich potrzebował. Znowu. Pozostawało jedynie przyjść na piechotę, ewentualnie odpuścić. Zorientował się skubany, że jeżeli wybierze tą drugą opcję to będę zła, więc przyszedł. Nie no, żartuję. Widziałam, że jemu też na tym zależy. Oczy zwierciadłem duszy są, pamiętajcie!
Mimo mojego postanowienia, że nie będę ubierać spódniczek, sukienek i tym podobnych, właśnie to zrobiłam. Co prawda była to czarna sukienka, trochę krótsza z przodu, a z tyłu dłuższa, ale jednak... Trochę dziwnie się w tym czułam, jak wiecie, nie zakładałam „tego czegoś” często. Po prostu w trakcie jakiegoś sporu mówiłam, że spodnie są lepsze i tyle. Bez gadania, zbędnego przebierania i „A jak to mi nie będzie pasować?”.
Wyszłam z mieszkania trochę przed czasem, ciesząc się, że nie wzięłam kurtki na to, ani niczego w tym stylu. Na dworze było całkiem ciepło, do tego mogłam zobaczyć kawałek zachodu słońca. Trochę mi brakowało włażenia na dach, jak robiłam to, gdy miałam sześć lat. Wchodziłam z siostrą i tam zawsze rozmawiałyśmy, bawiłyśmy się. A gdy trochę podrosłam, podsumowywałyśmy swoje dnie w szkole, wszystko, co tylko mogłyśmy. To zastępywało mi przyjaciółki i zdradzanie największych tajemnic, których zdradzać nie chciałam. Ogólnie rzecz biorąc, gdy przeniosłam się tutaj, brakowało mi ich. Jednak, gdy zaangażowałam się w wspaniałą czwórkę, która potem stała się piątką, totalnie o nich zapomniałam. Najwyraźniej zmiana otoczenia była mi pisana, a oni nie.
- Czym sobie zasłużyłem, że ubrałaś sukienkę? – Matt uniósł brew i uśmiechnął się do mnie, podchodząc bliżej.
- Cóż, niczym. Tak po prostu miałam ochotę. – Zaśmiałam się i złączyłam nasze dłonie. – A teraz ruszajmy na ten przewspaniały film, bo jeszcze tam nie dotrzemy.
~~~
- Wyglądasz naprawdę męsko w tym wianku, Wickens. – Uśmiechnęłam się. – Inni mogą ci aż pozazdrościć, słuchaj.
- No ja wiem. – Specjalnie przeciągnął ostatni wyraz. – Bardziej mogą mi pozazdrościć, że jestem tutaj i tańczę właśnie z tobą.
- Aż taka specjalna jestem? – Uniosłam brew w rozbawieniu.
- Szczególnie dla mnie. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Potem lekko ściszył głos. – Cieszę się, że tutaj właśnie z tobą jestem, Scarlett.
- Ja też.
Dalsze „wyznawanie” przerwał nam dzwonek wiadomości, dochodzący z telefonu Matta. Dostał wiadomość od Charlesa. Niby nic specjalnego, przyjaciele wysyłają sobie najróżniejsze sms’y i to nie od dziś. A reakcja chłopaka była dość normalna, bo parsknął śmiechem. Dziwniej było, gdy powiedział, o co chodzi.
- Charles sądzi, że jesteśmy biologicznymi braćmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz