Matt
Po tym, jak zebraliśmy wszystkie potrzebne nam informacje, natychmiast wyszliśmy. Nie chcieliśmy zostać przyłapani, a tym bardziej ukarani. Jeszcze by ta cała dyrektorka wezwała policję i byłoby słabo. Musielibyśmy płacić karę, czy coś. Zależy co by im powiedziała... Na pewno nic dobrego, według Charlesa była naprawdę wredna, jeżeli chodziło o kary.
– Myślisz, że twój brat nie ma nic przeciwko temu, żebym u was nocował? – Uniósł brew, gdy weszliśmy do mieszkania.
Pokręciłem głową ze śmiechem. Wcześniej uprzedzałem Eliotta, że do mnie przyjedzie – a nawet jakbym nie uprzedził, to i tak by nie zauważył. Całkowicie pochłonęły go przygotowania do ślubu, w których oczywiście miałem uczestniczyć. Wybieranie garnituru, sali i tak dalej... Nic ciekawego. Za to Sugar miała już plany co do dziewczyn. Oczywiście powiedziałem im to, co planowała. Nie wydawały się szczególnie zdziwione, ale za to były zachwycone.
– Jutro wybierzemy się do ojca. Nie możemy się z tym czaić. – Zabrałem ręcznik i rzeczy na przebranie. – Czuj się jak u siebie – rzuciłem przez ramię, idąc w stronę łazienki.
Chwilę później już stałem pod strumieniem zimnej wody. Musiałem przemyśleć to i owo, zanim całkowicie oszaleję. Cholera, po prostu niewiedza doprowadzała mnie do szału. Chciałem wiedzieć, czy ojciec zdradził mamę. Nic więcej. Sam mi powtarzał tysiąc razy, że zdrada jest czymś złym, nie powinno się tego robić. Powtarzał mi to przed tym zdarzeniem w pieprzonej Rosji. A potem nie mieliśmy kontaktu, bo wyprowadziłem się do brata. Jednak nie bez powodu.
Wraz z moją kochaną rodzinką pojechaliśmy do Moskwy, do ciotki ojca. Jego rodzice dawno umarli, a nawet gdyby żyli, nie utrzymywałby z nimi żadnego kontaktu – tak przynajmniej nam mówił. A, że nie byliśmy tam pierwszy raz, miałem tam bliższych i dalszych przyjaciół. I jeden poprosił mnie, żebym mu pomógł, więc zgodziłem się, bo czemu nie, trzeba sobie pomagać. Należał do grupy ekologów, którzy akurat prowadzili jakiś protest, czy coś w tym stylu. Potrzebował mnie do zrobienia grafitti na jednym z murali promujących ten cały protest. Wszystko udawało się świetnie, farby starczyło na wszystko. Jednak, w trakcie złapała nas policja, pomimo ucieczki. Ojciec zapłacił za natychmiastowe wypuszczenie nas i od razu, gdy wsiedliśmy do samochodu zaczął się ze mną kłócić i wyzywać. Nie w sposób, który by karcił. Po prostu mnie obrażał. Haha, ale to nie było najgorsze. Powiedział, że żałuje, że jest moim ojcem. Gdy zorientował się, co powiedział, zaczął przepraszać. Co dalej by było, nie wiem. Wyszedłem z samochodu, bo akurat staliśmy na światłach, niedaleko domu cioci. I w sumie od tego czasu, nie rozmawiam z nim. Szczęściem było, że Eliott stał się wtedy pełnoletni i mogłem się wyprowadzić. Z ojcem jedynie wymieniamy krótkie zdania, spotykamy się na uroczystościach. Bez żadnych emocji, co martwi moją mamę. Ale przynajmniej z nią mam dobry kontakt. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby było inaczej.
Po tych całych przemyśleniach, ubrałem się i skierowałem w stronę pokoju. Usłyszałem donośny śmiech Charlesa, więc przyspieszyłem. Okazało się, że odebrał telefon.
– O, w końcu się pojawiłeś! I co takie włosy masz mokre? – Zaśmiał się, widząc, że patrzę na niego z irytacją. Wyrwałem mu telefon. – Scarlett. – Dodał cicho.
– Cześć, Słońce. O co chodzi? – zapytałem, siadając na fotelu. Mój przyjaciel przewrócił oczami, a ja wytknąłem mu język.
– W sumie, zadzwoniłam tak zapytać, jak podobała się niespodzianka, wysokie drzewo. Charles opowiadał mi o waszej misji. – Zaśmiała się krótko. – Trochę głupio z tym, że to ma związek z twoim tatą. Ale poradzicie sobie, jestem tego pewna!
– Jeżeli podczas rozmowy go nie rozszarpię, to będzie całkiem dobrze. A i... jaka niespodzianka...? – Zmarszczyłem brwi.
Usłyszałem westchnięcie z jej strony. Z góry założyłem, że pewnie Eliott odebrał paczkę, dlatego nawet jej nie widziałem.
– Chodzi
o zdjęcie, które ci wysłałam.Wianek, tańce. Niemożliwe, żebyś nie odebrał...Po tym, jak zebraliśmy wszystkie potrzebne nam informacje, natychmiast wyszliśmy. Nie chcieliśmy zostać przyłapani, a tym bardziej ukarani. Jeszcze by ta cała dyrektorka wezwała policję i byłoby słabo. Musielibyśmy płacić karę, czy coś. Zależy co by im powiedziała... Na pewno nic dobrego, według Charlesa była naprawdę wredna, jeżeli chodziło o kary.
– Myślisz, że twój brat nie ma nic przeciwko temu, żebym u was nocował? – Uniósł brew, gdy weszliśmy do mieszkania.
Pokręciłem głową ze śmiechem. Wcześniej uprzedzałem Eliotta, że do mnie przyjedzie – a nawet jakbym nie uprzedził, to i tak by nie zauważył. Całkowicie pochłonęły go przygotowania do ślubu, w których oczywiście miałem uczestniczyć. Wybieranie garnituru, sali i tak dalej... Nic ciekawego. Za to Sugar miała już plany co do dziewczyn. Oczywiście powiedziałem im to, co planowała. Nie wydawały się szczególnie zdziwione, ale za to były zachwycone.
– Jutro wybierzemy się do ojca. Nie możemy się z tym czaić. – Zabrałem ręcznik i rzeczy na przebranie. – Czuj się jak u siebie – rzuciłem przez ramię, idąc w stronę łazienki.
Chwilę później już stałem pod strumieniem zimnej wody. Musiałem przemyśleć to i owo, zanim całkowicie oszaleję. Cholera, po prostu niewiedza doprowadzała mnie do szału. Chciałem wiedzieć, czy ojciec zdradził mamę. Nic więcej. Sam mi powtarzał tysiąc razy, że zdrada jest czymś złym, nie powinno się tego robić. Powtarzał mi to przed tym zdarzeniem w pieprzonej Rosji. A potem nie mieliśmy kontaktu, bo wyprowadziłem się do brata. Jednak nie bez powodu.
Wraz z moją kochaną rodzinką pojechaliśmy do Moskwy, do ciotki ojca. Jego rodzice dawno umarli, a nawet gdyby żyli, nie utrzymywałby z nimi żadnego kontaktu – tak przynajmniej nam mówił. A, że nie byliśmy tam pierwszy raz, miałem tam bliższych i dalszych przyjaciół. I jeden poprosił mnie, żebym mu pomógł, więc zgodziłem się, bo czemu nie, trzeba sobie pomagać. Należał do grupy ekologów, którzy akurat prowadzili jakiś protest, czy coś w tym stylu. Potrzebował mnie do zrobienia grafitti na jednym z murali promujących ten cały protest. Wszystko udawało się świetnie, farby starczyło na wszystko. Jednak, w trakcie złapała nas policja, pomimo ucieczki. Ojciec zapłacił za natychmiastowe wypuszczenie nas i od razu, gdy wsiedliśmy do samochodu zaczął się ze mną kłócić i wyzywać. Nie w sposób, który by karcił. Po prostu mnie obrażał. Haha, ale to nie było najgorsze. Powiedział, że żałuje, że jest moim ojcem. Gdy zorientował się, co powiedział, zaczął przepraszać. Co dalej by było, nie wiem. Wyszedłem z samochodu, bo akurat staliśmy na światłach, niedaleko domu cioci. I w sumie od tego czasu, nie rozmawiam z nim. Szczęściem było, że Eliott stał się wtedy pełnoletni i mogłem się wyprowadzić. Z ojcem jedynie wymieniamy krótkie zdania, spotykamy się na uroczystościach. Bez żadnych emocji, co martwi moją mamę. Ale przynajmniej z nią mam dobry kontakt. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby było inaczej.
Po tych całych przemyśleniach, ubrałem się i skierowałem w stronę pokoju. Usłyszałem donośny śmiech Charlesa, więc przyspieszyłem. Okazało się, że odebrał telefon.
– O, w końcu się pojawiłeś! I co takie włosy masz mokre? – Zaśmiał się, widząc, że patrzę na niego z irytacją. Wyrwałem mu telefon. – Scarlett. – Dodał cicho.
– Cześć, Słońce. O co chodzi? – zapytałem, siadając na fotelu. Mój przyjaciel przewrócił oczami, a ja wytknąłem mu język.
– W sumie, zadzwoniłam tak zapytać, jak podobała się niespodzianka, wysokie drzewo. Charles opowiadał mi o waszej misji. – Zaśmiała się krótko. – Trochę głupio z tym, że to ma związek z twoim tatą. Ale poradzicie sobie, jestem tego pewna!
– Jeżeli podczas rozmowy go nie rozszarpię, to będzie całkiem dobrze. A i... jaka niespodzianka...? – Zmarszczyłem brwi.
Usłyszałem westchnięcie z jej strony. Z góry założyłem, że pewnie Eliott odebrał paczkę, dlatego nawet jej nie widziałem.
Poprosiłem Scarlett, żeby chwilę
poczekała i zszedłem po schodach na dół, do salonu. Zazwyczaj tam kładliśmy
listy, paczki i tak dalej, więc sądziłem, że jeżeli już, to tam się znajduje. I
na szczęście, było tak. Otworzyłem kopertę i wyjąłem zdjęcia na stół. Było ich
równo dziesięć. Uśmiechnąłem się. Dwa z nich spodobały mi się najbardziej –
jedno przedstawiało nas, tańczących we wiankach z dziećmi, a drugie po prostu
było pseudo selfie z wiankami. Jak początkowo żałowałem, że w ogóle zgodziłem
się założyć to coś, to teraz... zdecydowanie nie.
– Pięknie wyszliśmy, Słońce. Tylko trochę przyćmiłaś mnie swoim blaskiem. – Zaśmialiśmy się równocześnie. – Ale to nic.
– Zaręczam ci, że jeżeli będziesz dalej mówił takie tanie teksty, to się skończy dla ciebie źle, kolego.
– Tylko kolego? Czuję, że się zaraz popłaczę. – Pociągnąłem teatralnie nosem.
Rozmawialiśmy jeszcze gdzieś piętnaście minut, przekomarzając się i żartując. Do rozmowy dołączył Charles, który specjalnie zabrał mi telefon i włączył na głośnomówiący. Gadał przez chwilę coś o zakochanych ludziach, że są głupsi niż zazwyczaj, a potem zgubił temat, powiedział „A kosmici z tym” i zaczął nawijać o czymś innym, przez co nie mogłem powstrzymać śmiechu. Rozmowy z nim były i będą najśmieszniejszymi, które do tej pory przeprowadziłem.
~~~
Zazwyczaj najtrudniejsze dla nas rzeczy nazywaliśmy te ważne, które musieliśmy załatwiać z osobami dla nas bliskimi, w tym naszą piątką. Nie chciałem tego przyznawać, ale ojciec był tą osobą. Osobą, z którą załatwianie rzeczy wydawało się naprawdę odległe. Dziwne. Rozmowa z nim albo jakakolwiek interakcja wydawała się dla mnie słabością, bo przecież jeżeli powiedział takie słowa, to... nie powinienem się do niego odzywać, tak sądziłem. Eliott czasami zaczynał ze mną jego temat, ale szybko go kończyłem, zazwyczaj usprawiedliwiając się nagłym wyjściem, serialem i takimi innymi pierdołami. Ceniłem to, że później nie kontynuował. Ceniłem to cholernie, bo on był jedną z osób, która potrafiła mnie wysłuchać, bez żadnego parsknięcia śmiechem, bez żadnego usprawiedliwiania moich oraz innych zachowań. Po prostu słuchał, radził. Za to mu dziękuję i dziękować zawsze będę.
Gdzieś około dwunastej wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy w stronę domu rodziców. Nie był on jakoś daleko, więc można powiedzieć, że podróż minęła nam szybko. Od czasu do czasu, Charles spoglądał na mnie, zastanawiając się nad tym, co dzieje się w mojej głowie. Skąd wiem, że się zastanawiał? Mówił to na głos. Odkąd powiedziałem mu, co się stało w Rosji, ciągle próbował mnie podpytywać o inne, takiego typu akcje. Nie było takich, więc gdy już mnie to zdenerwowało, powiedziałem mu to. Chyba nie do końca mi uwierzył, ale przynajmniej przestał.
Dom był taki, jak zapamiętałem. Nieduży, z czerwonej cegły, porośnięty bluszczem.Wyglądał na lekko zaniedbanego, ale moja mama uważała inaczej. Uważała go za chodzącą sztukę, tajemnicę, tak jak ich przeszłość. Obok domu znajdował się malutki, uroczy ogródek, ogrodzony białym, krzywym płotkiem, który mama sama ozdobiła, malując na deskach biedronki, pszczółki i tak dalej. Prawdziwa artystka, jak to kiedyś powiedział ojciec.
Zapukałem do drzwi i weszliśmy. Nie weszliśmy jeszcze do salonu, a mama już nas wyściskała. Wydała się strasznie... szczęśliwa. Odwiedzanie ich nie było rzeczą, którą robiłem co tydzień, co miesiąc. Może Eliott czasem do nich na chwilę jechał, ale nie ja. Jedynie na święta, jakieś ważne wydarzenia – tak, jak wcześniej wspominałem.
– Ojciec jest w kuchni. Zakładam, że nie przyjechaliście bez powodu. Matt, o co chodzi? Bo wiem, że pogodzić się z nim nie chcesz.
– Sam nie wiem. Ale tak, nie przyjechaliśmy bez powodu. Dziękuję, mamo. – Uśmiechnąłem się do niej i wraz z Charlesem, poszliśmy do kuchni.
Wygląd kuchni za to, zmienił się. Był bardziej szalony, nowoczesny. Ściany pomalowane na kolor czerwony, który ledwo dało się dostrzec, bo ścianę zakrywał wielki obraz oraz kilka mniejszych. Można powiedzieć, że mama w końcu się spełniła. Zawsze mówiła o tym, jakie fajne, artystyczne kuchnie widzi, a nie może zaszaleć bez jakiejkolwiek inspiracji własnej. No i w końcu tę inspirację znalazła.
– Dzień dobry, synu oraz... Charlesie. – Ojciec zmarszczył brwi, drapiąc się po brodzie. – O co chodzi? Chciałeś się pogodzić? – Popatrzył na mnie.
– Nie wiem, czy to wszystko będzie równoważyło się z pogodzeniem, ale musimy z tobą porozmawiać. – Odparłem, zerkając na kompana.
– Na akcie urodzenia było napisane pańskie nazwisko oraz imię. – Charles nagle odezwał się, oparł o lodówkę i wyciągnął telefon. – Jeżeli pan chce zaprzeczać, to nie ma po co. Mam zdjęcie.
– Charles Kind, syn Rity Kind oraz Andreya Ivanov. Oddany do adopcji, krótko po jego urodzeniu. Co ja mam wam, chłopcy, powiedzieć? To było dla mnie... trudne. Zresztą, usiądźmy. – Ojciec zrobił nam herbatę i usiadł tuż przy nas. – Mieliśmy wspólną paczkę. Ja, Rita, Marzia, Jason i jeszcze kilka innych osób z uczelni. Trzymaliśmy się dość blisko, ale gdy tylko doszło do końca roku... cóż, już nie spędzaliśmy aż tak dużo czasu ze sobą. Za to ja i Marzia, nadal utrzymywaliśmy kontakt. Byliśmy dość blisko siebie. Aż w końcu zorganizowaliśmy imprezę, gdzieś... tydzień przed tym, jak poprosiłem ją o bycie dziewczyną. Zaprosiliśmy naszą paczkę na tę imprezę oczywiście. Nie żałowaliśmy na niej alkoholu. Wszyscy byliśmy pijani, nie wiedzieliśmy co... co robimy. Rita i ja też nie. Dowiedzieliśmy się... miesiąc przed twoim urodzeniem. Twoja mama, Matt, również była w ciąży. A Eliott... cóż, wie, że jest dzieckiem z rodziny twojej matki. Widziałem, gdy wyrywała go z rąk patologicznej ciotki. Wracając... Marzia oczywiście nie miała nic przeciwko, bym był przy Ritcie, gdy będzie rodziła. Wszystko skomplikowało się, gdy umarła przy porodzie. Nie mogłem się tobą zająć, Charles. Nie mieliśmy... nie mieliśmy pieniędzy. Więc oddałem cię, prosząc, żeby znaleźli ci dobrych opiekunów. Cholernie żałuję i... nie wiem... chciałem cię poznać, ale nie wiem, jakbyś zareagował. – Z trzęsącymi się dłońmi wlał sobie whisky do szklanki. – Proszę tylko, żebyś zrozumiał, Charles. Jakbyśmy mieli pieniądze, to... nie oddałbym cię, Marzia traktowałaby cię jak swoje dziecko.
– Cieszę się, że mi to... powiedziałeś. Przynajmniej mam świadomość, że jednak ktoś mnie urodził i nie jestem dzieckiem jakiegoś kosmity. – Parsknął ponuro śmiechem i wstał. – Dziękuję. Idziemy, Matt?
– Chcę, żebyś zaadoptował Charlesa i pozwolił mu mieszkać ze mną, oraz Eliottem.
– Pięknie wyszliśmy, Słońce. Tylko trochę przyćmiłaś mnie swoim blaskiem. – Zaśmialiśmy się równocześnie. – Ale to nic.
– Zaręczam ci, że jeżeli będziesz dalej mówił takie tanie teksty, to się skończy dla ciebie źle, kolego.
– Tylko kolego? Czuję, że się zaraz popłaczę. – Pociągnąłem teatralnie nosem.
Rozmawialiśmy jeszcze gdzieś piętnaście minut, przekomarzając się i żartując. Do rozmowy dołączył Charles, który specjalnie zabrał mi telefon i włączył na głośnomówiący. Gadał przez chwilę coś o zakochanych ludziach, że są głupsi niż zazwyczaj, a potem zgubił temat, powiedział „A kosmici z tym” i zaczął nawijać o czymś innym, przez co nie mogłem powstrzymać śmiechu. Rozmowy z nim były i będą najśmieszniejszymi, które do tej pory przeprowadziłem.
~~~
Zazwyczaj najtrudniejsze dla nas rzeczy nazywaliśmy te ważne, które musieliśmy załatwiać z osobami dla nas bliskimi, w tym naszą piątką. Nie chciałem tego przyznawać, ale ojciec był tą osobą. Osobą, z którą załatwianie rzeczy wydawało się naprawdę odległe. Dziwne. Rozmowa z nim albo jakakolwiek interakcja wydawała się dla mnie słabością, bo przecież jeżeli powiedział takie słowa, to... nie powinienem się do niego odzywać, tak sądziłem. Eliott czasami zaczynał ze mną jego temat, ale szybko go kończyłem, zazwyczaj usprawiedliwiając się nagłym wyjściem, serialem i takimi innymi pierdołami. Ceniłem to, że później nie kontynuował. Ceniłem to cholernie, bo on był jedną z osób, która potrafiła mnie wysłuchać, bez żadnego parsknięcia śmiechem, bez żadnego usprawiedliwiania moich oraz innych zachowań. Po prostu słuchał, radził. Za to mu dziękuję i dziękować zawsze będę.
Gdzieś około dwunastej wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy w stronę domu rodziców. Nie był on jakoś daleko, więc można powiedzieć, że podróż minęła nam szybko. Od czasu do czasu, Charles spoglądał na mnie, zastanawiając się nad tym, co dzieje się w mojej głowie. Skąd wiem, że się zastanawiał? Mówił to na głos. Odkąd powiedziałem mu, co się stało w Rosji, ciągle próbował mnie podpytywać o inne, takiego typu akcje. Nie było takich, więc gdy już mnie to zdenerwowało, powiedziałem mu to. Chyba nie do końca mi uwierzył, ale przynajmniej przestał.
Dom był taki, jak zapamiętałem. Nieduży, z czerwonej cegły, porośnięty bluszczem.Wyglądał na lekko zaniedbanego, ale moja mama uważała inaczej. Uważała go za chodzącą sztukę, tajemnicę, tak jak ich przeszłość. Obok domu znajdował się malutki, uroczy ogródek, ogrodzony białym, krzywym płotkiem, który mama sama ozdobiła, malując na deskach biedronki, pszczółki i tak dalej. Prawdziwa artystka, jak to kiedyś powiedział ojciec.
Zapukałem do drzwi i weszliśmy. Nie weszliśmy jeszcze do salonu, a mama już nas wyściskała. Wydała się strasznie... szczęśliwa. Odwiedzanie ich nie było rzeczą, którą robiłem co tydzień, co miesiąc. Może Eliott czasem do nich na chwilę jechał, ale nie ja. Jedynie na święta, jakieś ważne wydarzenia – tak, jak wcześniej wspominałem.
– Ojciec jest w kuchni. Zakładam, że nie przyjechaliście bez powodu. Matt, o co chodzi? Bo wiem, że pogodzić się z nim nie chcesz.
– Sam nie wiem. Ale tak, nie przyjechaliśmy bez powodu. Dziękuję, mamo. – Uśmiechnąłem się do niej i wraz z Charlesem, poszliśmy do kuchni.
Wygląd kuchni za to, zmienił się. Był bardziej szalony, nowoczesny. Ściany pomalowane na kolor czerwony, który ledwo dało się dostrzec, bo ścianę zakrywał wielki obraz oraz kilka mniejszych. Można powiedzieć, że mama w końcu się spełniła. Zawsze mówiła o tym, jakie fajne, artystyczne kuchnie widzi, a nie może zaszaleć bez jakiejkolwiek inspiracji własnej. No i w końcu tę inspirację znalazła.
– Dzień dobry, synu oraz... Charlesie. – Ojciec zmarszczył brwi, drapiąc się po brodzie. – O co chodzi? Chciałeś się pogodzić? – Popatrzył na mnie.
– Nie wiem, czy to wszystko będzie równoważyło się z pogodzeniem, ale musimy z tobą porozmawiać. – Odparłem, zerkając na kompana.
– Na akcie urodzenia było napisane pańskie nazwisko oraz imię. – Charles nagle odezwał się, oparł o lodówkę i wyciągnął telefon. – Jeżeli pan chce zaprzeczać, to nie ma po co. Mam zdjęcie.
– Charles Kind, syn Rity Kind oraz Andreya Ivanov. Oddany do adopcji, krótko po jego urodzeniu. Co ja mam wam, chłopcy, powiedzieć? To było dla mnie... trudne. Zresztą, usiądźmy. – Ojciec zrobił nam herbatę i usiadł tuż przy nas. – Mieliśmy wspólną paczkę. Ja, Rita, Marzia, Jason i jeszcze kilka innych osób z uczelni. Trzymaliśmy się dość blisko, ale gdy tylko doszło do końca roku... cóż, już nie spędzaliśmy aż tak dużo czasu ze sobą. Za to ja i Marzia, nadal utrzymywaliśmy kontakt. Byliśmy dość blisko siebie. Aż w końcu zorganizowaliśmy imprezę, gdzieś... tydzień przed tym, jak poprosiłem ją o bycie dziewczyną. Zaprosiliśmy naszą paczkę na tę imprezę oczywiście. Nie żałowaliśmy na niej alkoholu. Wszyscy byliśmy pijani, nie wiedzieliśmy co... co robimy. Rita i ja też nie. Dowiedzieliśmy się... miesiąc przed twoim urodzeniem. Twoja mama, Matt, również była w ciąży. A Eliott... cóż, wie, że jest dzieckiem z rodziny twojej matki. Widziałem, gdy wyrywała go z rąk patologicznej ciotki. Wracając... Marzia oczywiście nie miała nic przeciwko, bym był przy Ritcie, gdy będzie rodziła. Wszystko skomplikowało się, gdy umarła przy porodzie. Nie mogłem się tobą zająć, Charles. Nie mieliśmy... nie mieliśmy pieniędzy. Więc oddałem cię, prosząc, żeby znaleźli ci dobrych opiekunów. Cholernie żałuję i... nie wiem... chciałem cię poznać, ale nie wiem, jakbyś zareagował. – Z trzęsącymi się dłońmi wlał sobie whisky do szklanki. – Proszę tylko, żebyś zrozumiał, Charles. Jakbyśmy mieli pieniądze, to... nie oddałbym cię, Marzia traktowałaby cię jak swoje dziecko.
– Cieszę się, że mi to... powiedziałeś. Przynajmniej mam świadomość, że jednak ktoś mnie urodził i nie jestem dzieckiem jakiegoś kosmity. – Parsknął ponuro śmiechem i wstał. – Dziękuję. Idziemy, Matt?
– Chcę, żebyś zaadoptował Charlesa i pozwolił mu mieszkać ze mną, oraz Eliottem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz