środa, 27 kwietnia 2016

Rozdział 4: Trudzia idiotką, fagas, a ja zagubiona


Dwa dni po strojeniu tortu przyszedł czas na... kolację z nowym chłopakiem mamy. Nie powiem, że nie byłam ciekawa jak on wygląda, jaki jest. Ale miałam też obawy, które mogły się sprawdzić. Postanowiłam jednak się tym nie przejmować i pójść do sióstr Evans po lek usypiający. Gdyby coś tam się zadziało, będę przygotowana, nie? Pod domem Sophii, spotkałam kota Trudzi, Midnighta. Był cały czarny, oczy jednak miał szare. Gdy weszłam do mieszkania, poczułam zapach przypalonych włosów.
- TRUDZIA, TY IDIOTKO! – wrzasnęła Sophia.
Szybko wbiegłam po schodach i zajrzałam do pokoju sióstr. Trudzia powstrzymywała się od śmiechu, a jej siostra... Cóż, chciała zamordować i prostownicę, i swoją „fryzjerkę”.
- No nie moja wina, że trochę za długo chciałaś żebym prostowała! –  fioletowowłosa dziewczyna podrapała się po głowie i zerknęła na mnie. – O, Rachel! Co chciałaś?
- A co mogła chcieć? Pewnie jakiś lek – prychnęła jej siostra.
- Nie zawsze to chcę, Sophia. Chciałabym lek usypiający, pani Evans – uśmiechnęłam się.
- Lek usypiający... Tabletki czy parę saszetek rozpuszczających się?
- Saszetki nie nadają koloru? – zapytałam.
Wiecie, jeżeli chce się kogoś uśpić trzeba zrobić to z klasą.
- Nie, nie nadają. Chyba, że napój stoi dwa dni, wtedy to tak – Trudzia zaśmiała się, weszła na stołek i rzuciła mi 3 paczki saszetek.
- Brak skutków ubocznych?
- Brak!
- Na ile działa? 

- Jedna saszetka działa na 3 godziny. Niewiele, ale większa ilość mogłaby zaszkodzić. Właściwie, na kogo ci to potrzebne?
- To jest na wypadek... Gdyby coś się stało podczas „kolacji zapoznawczej” z nowym chłopakiem mojej mamy – wywróciłam oczami.
- Oho! A nie łatwiej byłoby wziąć jakiegoś przyjaciela ze sobą? Ewentualnie chłopaka!
Szturchnęłam Trudzię, na co obie się zaśmiałyśmy. Nie mogę zaprzeczyć  - Trudzia była moją drugą najlepszą  przyjaciółką.
- Wolałabym dzisiejszy dzień przetrwać bez oglądania trzech idiotów. Pomimo tego, że ich lubię chcę od nich odpocząć – westchnęłam i usiadłam na krawędzi kanapy. Obok mnie usiadła fioletowowłosa.
- Coś się stało, że jest ich AŻ trzech? – uniosła brew.
Zaczęłam jej opowiadać jak to poznałam Pucka. Okazało się, że zna go, bo ciągle przychodził do niej po perfumy – głównie dla kobiet. Czyli jednak to, co Kent mówił okazało się prawdą!
- No to masz ładne towarzystwo! Dwa tygodnie nie rozmawiamy, bo wyjechałam, a ty tutaj się zabawiasz z koleżką! Jestem ciekawa, dlaczego się zgodziłaś.
- Myślałam o czymś innym niż powinnam, mówię ci.
- Uznajmy, że wierzę. Ale czy gdyby Kent ciebie zapytał, to byś się zgodziła? Oczywiście gdybyś  była świadoma.
- Do czego to prowadzi, Trudzia? – skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Do niczego! Po prostu chcę wiedzieć, którego lubisz najbardziej – poczochrała mnie, po czym rozciągnęła się. – Więc?
- No ten...  Pewnie bym się zgodziła, gdybym miała czas, oczywiście – podrapałam się po karku. Moja przyjaciółka wydawała się... Oburzona?
-  JAKI CZAS?! Miłość powinna być szalona, spontaniczna... Nie patrzy się na czas!
Zszokowały mnie jej słowa. Ona... ona coś sugerowała! Na pewno! Nie ma bata, że nie!
- Jednak mi coś sugerujesz. Powiem ci jedno – NIE zakochałam się w Kencie i pewnie się w nim NIE zakocham. To mój najlepszy przyjaciel, a ja nie chcę go tracić w głupi sposób.
- Kto powiedział, że musisz go tracić? Po prostu byś się spytała...
W tym momencie nie wytrzymałam, więc podniosłam się i ubrałam kurtkę.
- Ej, Rach...
- Muszę już iść. Jeszcze ta kolacja z fagasem mamy... Potem się odezwę. Pa! – rzuciłam i wyszłam za drzwi.
Miałam serdecznie dość swatania mnie z Kentem czy innymi. Czy oni nie rozumieją, że nie mam zamiaru się z żadnym z nich wiązać? Oczywiście, Kent jest moim przyjacielem od dzieciństwa, Liam od drugiej gimnazjum, ale to żaden powód... Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam piosenkę „Si jamais j’oublie” ZAZ. Dziwnym trafem, piosenka trochę odzwierciedlała mnie i moje aktualne... uczucia? Idąc w stronę domu, widziałam wiele sklepów z sukienkami ślubnymi. Czy mnie też to czeka? Czy będę żoną, której oczekuje mój przyszły mąż? Głównym pytaniem jednak jest „Czy ktoś mnie pokocha?”.  Nie jestem piękna, ani nadzwyczajna. Jestem po prostu taka, jaka chcę. Jestem uparta, potrafię być zołzą, ale mam swoje dobre strony.  Jednak zanim zacznę się bardziej zagłębiać w życie uczuciowe, chcę odnaleźć ojca. Albo chociaż dowiedzieć  się, dlaczego nas zostawił. Jestem bardzo bliska odkrycia tego i... nie chcę tego zmarnować.
***
Nowym chłopakiem mojej mamy okazał się nauczyciel muzyki – Adam.
Nie należał on do najprzyjemniejszych nauczycieli. Zadawał niestosowne pytania, czepiał się oddychania, kichania i tablicy, która według niego „nierówno wisiała”. Jednak moja rodzicielka  NIE MA nosa do facetów.  Chyba w wolnej chwili sama jej go poszukam, bo to staje się nużące.
Kolacja przebiegała prawidłowo i na szczęście – Adam nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. Jedynie czasami pytał się o mamę, jeżeli oczywiście czegoś nie był pewien. Po skończonym posiłku wstałam, weszłam po schodach i zamknęłam na klucz mój pokój. Wolę siedzieć w zamkniętym gdyby ktoś postanowił mnie odwiedzić. Nie uznawajcie mnie za jakąś dziwną osobę – słyszałam wystarczająco plotek, żeby zacząć się bać.
***
Gdzieś około godziny dwudziestej drugiej, gdy czytałam, usłyszałam dźwięk, który dziwnym trafem pochodził zza okna.Odłożyłam książkę i podeszłam do „źródła” dźwięku. Okazało się, że to był Liam, który bezczelnie grał na saksofonie na MOIM balkonie. Otworzyłam okno i krzyknęłam do Liama:
- Są jakieś nowe wiadomości, że grasz tutaj o dwudziestej drugiej?!
Liam przestał grać na saksofonie i odłożył go.
- Twój ojciec...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz