niedziela, 26 lutego 2017
Rozdział 12: Pokemony Charlesa
Niecałe dwa tygodnie przed uroczystym obiadem wigilijnym odbyły się ostatnie zajęcia taneczno – teatralne w tym roku. Mieliśmy ją spędzić w „naszym stylu”. Nie wiedziałam do końca czego się spodziewać, ale na pewno w repertuarze Starlight widniały piosenki, jakieś scenki plus tańczenie.
- A panienka co się zamyśla? Jeszcze Charles cię napadnie i będzie klops – Regina szturchnęła mnie, jednocześnie związując swoje włosy w wysoką kitkę.
Spojrzałam ukradkiem na chłopaka. Był tak zaaferowany grą, że nie reagował nawet na osoby powoli pojawiające się w sali (zazwyczaj to robił, narzekając na dużą ilość członków kółka).
- Jest zbyt pochłonięty ewoluowaniem pokemonów – zaśmiałam się i zajęłam swoje standardowe miejsce.
Po około piętnastu minutach przyszła pani Starlight. Swoją „przemowę” zaczęła od pochwał – była z nas dumna, że wszystko szło po myśli, że musical w końcu się uda. Gdy tylko skończyła, rozpoczęliśmy naszą imprezę. Wpierw poleciały krótkie rady, a co za tym idzie – duety mieszane.
- Kto chce pierwszy i „z czym”, że się tak wyrażę?
- Ja i Scarlett z „Maybe” – oznajmił Matt, ciągnąc mnie w stronę sceny.
Wziął gitarę ze stojaka i zaczął grać znaną mi melodię. Słowa z naszych ust płynęły same – doskonale znaliśmy tę piosenkę. Była ona soundtrackiem z mojej ukochanej książki „Run”, autorstwa Sky Smith.
Zerknęłam na czarnowłosego i okazało się, że robi to samo. Posłałam mu szczery uśmiech, który po chwili odwzajemnił. Czułam z nim niesamowitą więź na scenie. A może również poza nią? Niewykluczone.
Nim się obejrzałam, piosenka dobiegła końca, a ja i Matt byliśmy bardzo blisko siebie. Żeby trochę rozluźnić sytuację, poczochrałam go i powróciłam na miejsce. Po nas wystąpiło jeszcze wiele par – między innymi Sharon z Reginą. W czasie gdy śpiewały, zaczęłam myśleć o zielonookim. Wtedy minęły trzy miesiące naszej znajomości, a wiedzieliśmy o sobie niewiele. Może to było spowodowane przez Sharon, a ja byłam zbyt zajęta zaprzyjaźnianiem się z blondynką? Nie odrzucam tej opcji.
Ale w tamtym momencie, zapragnęłam poznać go bliżej. I chyba chciałam, żeby on również to zrobił.
Kończąc intensywne myślenie zobaczyłam, że Regina z zaciekawieniem mi się przygląda.
- Chodzi o Matta? – zapytała cicho.
- Mniej więcej. Potem ci powiem – oświadczyłam, lekko się uśmiechając.
Matt
Samym swoim zachowaniem wprowadzała mnie w cholerny trans, z którego nigdy łatwo nie wyszedłem. Prostymi gestami jak i słowami potrafiła sprawić, że czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Pomimo tego, że chciałem jej ukazać to, co czuję... po prostu nie umiałem. Nie byłem typem człowieka, który się przed nią otworzy, który natychmiast opowie jej całe swoje życie. Byłem muzykiem. Zagubionym w swoim małym, a jednocześnie tak wielkim świecie. Codziennie, gdyby wtedy poprosiła – grałbym jej dzień i noc, byleby była szczęśliwa. Ale... nie chciała. Byłem tego tak pewien. Wtedy niestety, nie wiedziałem wielu ważnych rzeczy. Myślałem, że to ja jestem jakiś dziwny, że nie powinienem być aż tak pewnym swoich uczuć wobec Scarlett.
Może po prostu, póki co, będę zachowywał się jak przyjaciel – pomyślałem.
Próbując otrząsnąć się z tego całego szajsu, który jak mniemam dość długo szumiał w mojej głowie – zacząłem grać na gitarze. Ten instrument uspokajał mnie tak, jak śpiewana mi w dzieciństwie przez mamę kołysanka.
Scarlett
Po imprezie postanowiłyśmy z Reginą pójść do mnie, chciałyśmy pogadać. O musicalu, szkole, studiach i tak dalej.
- Więc co, po tych trzech miesiącach pan gitarzysta zaczyna ci kręcić w głowie?
- Może trochę –odparłam krótko. – Ale na nic nie licz.
Dziewczyna popatrzyła na mnie zszokowana.
- Czemu niby? Co wam stoi na przeszkodzie, co?
- Nie znamy się dobrze, możliwe, że z Sharon mu się jeszcze uda. – Wyliczałam na palcach, a Regina przewróciła oczami.
Gdy tylko weszłyśmy do domu, zaczęłyśmy przygotowywać różne słodkości – od babeczek czekoladowych zaczynając, na spalonym brownie kończąc. Można powiedzieć, że pieczenie nie było naszą mocną stroną, ale jak to mówią – do trzech (ewentualnie pięciu) razy sztuka!
Rozmawiałyśmy o różnych rzeczach – początkowo śmiałyśmy się z nieudolnych tańców, lecz temat szybko przeszedł na nadchodzącym meczu koszykówki. Blondynka namawiała mnie do pójścia, a ja wykręcałam się tym, że nie jestem tam potrzebna.
- A Matt to co? – zapytała, przekrzywiając lekko głowę. – Poza tym i tak będziemy w cheerleaderkach, więc bycie na tym meczu jest kwieciście ważne! – wykrzyknęła wojowniczo.
Cheerleaderki nie kojarzyły mi się miło. We wszystkich filmach jak i serialach które oglądałam, były one po prostu bezduszne. I najczęściej miały popularnych chłopaków, więc coś mi nie grało w tym, że miałyśmy nimi zostać.
- Czy my się nadajemy? Nie sądzę byśmy były bezduszne – zaśmiałam się i zaczęłam sprzątać bałagan, który zrobiłyśmy.
- Będziemy nietypowe! Uwierz mi, że warto być jedną z nich – oświadczyła z pełnymi ustami.
- Niby po co? – zapytałam, unosząc brew.
- Spódniczki, imprezy tylko dla nas co jakiś czas, zniżki na zakupy!
- A dla koszykarzy toto nie?...
- Niezbyt mnie interesują, ale tak, też są.
piątek, 24 lutego 2017
Rozdział 11: Świadomość
Tydzień.
Bity tydzień nie gadałam z Mattem. Unikałam go jak ognia, byleby tylko z nim
nie rozmawiać. Ale na urodzinach Bridget nie było mowy o ominięciu go.
- Pamiętaj o ewakuowaniu się po koncercie – oznajmiła Beatrice, poprawiając czerwoną sukienkę.
Jakbym miała nie pamiętać. Ona chyba uważała, że jestem zapominalska (no dobra, nie bez powodu). Siostra i jej przyjaciółka – na płytę. Ja i moi przyjaciele – na strefę neutralną. A po całym zamieszaniu, każdy idzie gdzie chce. Proste jak drut!
Z czasem zaczęli pojawiać się moi przyjaciele - pierwsza była Regina, następnie Charles. A na końcu oczywiście był Matt. Mogłam bez wahania powiedzieć, że widzę zakłopotanie w jego oczach.
- Kiedy przyjdzie twoja siostra? – zapytała blondynka.
- Powinna być za około piętnaście minut. Czemu pytasz?
- Muszę z tobą porozmawiać. Natychmiast. – Oznajmiła, ciągnąc mnie w stronę kuchni.
- O czym ty niby chcesz rozmawiać? Przecież wszystko jest w po...
- Nie jest, Scarlett. – Przerwała mi. – Co się do jasnej anielki wydarzyło pomiędzy tobą a Wickensem?
- To zbyt długie, by ci to teraz opowiedzieć.
- Mamy cholerne piętnaście minut! Mów.
Miałam inne wyjście niż jej powiedzieć co się zdarzyło?
Nie.
No więc zaczęłam opowiadać. O tym krótkim wydarzeniu, które miało miejsce tydzień temu. Moja przyjaciółka wyglądała na zaskoczoną, ale słuchała mnie, nie przerywając.
- Wszystko jak dla mnie jest jasne, ale... dlaczego masz poczucie winy? To dziwne. – Zmarszczyła brwi.
- Obiecałam niedawno Sharon, że będę „pchać” Matta w jej stronę, by się zeszli. Ona nie chce go o to prosić, bo uważa, że to głupie.
- Nie ma się czym przejmować – położyła rękę na moim ramieniu. – Po prostu chwilę odwzajemniłaś pocałunek, tyle.
- Nie chodzi o to. Chodzi też o mały palec.
- Co z nim?
I wtedy po raz pierwszy opowiedziałam komuś spoza mojej rodziny o Willu.
- Więc co teraz? Nie chcę dalej się bawić w tą głupią zabawę. Jest nudna – jęknęła brązowowłosa dziewczynka.
- Możesz mi coś obiecać! – wykrzyknął jej towarzysz.
- Co niby?
- Przysięgnij mi na mały paluszek, że będziemy razem aż po koniec świata! Nawet gdyby nas rozdzielono – rozkazał blondwłosy, wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu.
- Przysięgam! A co jak nie dotrzymam obietnicy?
- Będziesz musiała połknąć tysiąc igieł – oznajmił poważnie.
- Serio? – zapytała.
- Serio.
Otworzyłam oczy i skończyłam opowieść. Spojrzałam wymownie na Reginę, by coś powiedziała.
- Czyli czujesz się winna z tego powodu – szepnęła.
- Tak. Rozdzielono nas dwa lata temu, można powiedzieć, że epizodycznie się kontaktujemy. Pewnie ci się to wydaje głupie się albo śmieszne, ale naprawdę się to na mnie odbiło...
- To nie jest śmieszne, kwiatuszku. Rozumiem to totalnie, ale prędzej czy później będziesz musiała sobie parę rzeczy z Mattem wyjaśnić. A teraz, zobaczmy czy Bridget już przyszła – uśmiechnęła się, po czym poszłyśmy do salonu.
Jak się okazało – moja siostra niedawno się pojawiła. Była wyraźnie zdziwiona towarzystwem, mówiącym (tak naprawdę to krzyczeli na pół miasta, ale pomińmy) „Wszystkiego najlepszego!”.
Otrząsając się z lekkiego szoku, zaczęła dziękować wszystkim za przybycie. Popatrzyłam wymownie na Matta oczekując, że załapie o co mi chodziło – no i oczywiście załapał. Chodziło o prezent. Podpięłam go do „mojego”, ze względu na pomoc, którą od niego otrzymałam i to, że jak wiem – nie miał czasu, by kupić cokolwiek.
Oboje podeszliśmy do w miarę spokojnej Bridget i posyłając sobie porozumiewawcze spojrzenia, równocześnie powiedzieliśmy:
- Mamy nadzieję, że prezent się spodoba.
- Oczywiście, że się... O MÓJ KOCHANY BOŻE, CZY JA ŚNIĘ – zapiszczała.
- Nie śnisz! Szybko zjedzmy tort i idźmy w końcu na ten koncert, bo lepiej żebyśmy byli przed czasem – zaśmiałam się.
Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Jubilatka przez całą drogę nawijała o tym jak się cieszy, że to jej najlepsze urodziny w całym życiu. Cieszyłam się wraz z nią – w końcu to było jej marzenie.
Po tym gadaniu przyszedł na najbardziej oczekiwany moment przez wszystkich – koncert. Oczywiście Bridget wraz z przyjaciółką poszły na płytę, a my na neutralną, tak jak było w planie. Zależało nam tylko na poczuciu tego powera, który dawał Adam w swoich piosenkach. Uznaliśmy, że to będzie lepsze niż na nagraniu.
Impreza rozpoczęła się od krótkiego przywitania i piosenki znanej przez wszystkich – Moves Like Jagger. Niektórzy próbowali naśladować ruchy gitarzystów, co wydało mi się bardzo śmieszne, bo prędzej uznałabym to za ruchy wściekłej małpy. Po kilku piosenkach, dziewczęta zaczęły piszczeć i rzucać się jak szalone na barierki, które oddzielały strefy. Z powodu wielkiej widowni, nie widziałam co zrobił Adam, więc za pozwoleniem Matta – weszłam na jego plecy.
I nagle wszystko stało się jasne – wokalista zdjął koszulkę. Nie powiem, wyglądał bez niej całkiem nieźle, ale na Boga – PO CO SIĘ TAK GŁOŚNO DRZEĆ? To naprawdę bolało w uszy. Możecie powiedzieć, że przesadzam, ale nie jestem przyzwyczajona do takich „dźwięków”.
Gdy koncert się skończył, jak na złość zaczęło padać. Regina z Charlesem oczywiście mnie opuścili, bo moja przyjaciółka uznała, że najlepszym wyjściem w tamtej sytuacji będzie pogadanie z zielonookim samemu. Drugim powodem było to, że podczas deszczu wychodzi więcej wodnych pokemonów.
- Matt, ja... przepraszam, że tak zareagowałam – zaczęłam. – Nie chciałam cię zranić ani nic z tych rzeczy, ale po prostu mam swoje powody i...
- Scarlett, nic się nie stało. Wszystko jest okej, nie mam do ciebie żadnych pretensji – uśmiechnął się.
Miałam odczucie, że wymusił uśmiech. I chyba rzeczywiście tak było, bo oczy były przepełnione czystym smutkiem.
- Mam nadzieję – spojrzałam na niego. – Więc co, wszystko między nami gra?
- Tak, wszystko gra. Przyjaciele?
- Przyjaciele – odparłam niepewnie, przytulając go.
I staliśmy tak około dziesięciu minut, nie zważając na nasilający się deszcz. Jak w najróżniejszych serialach, prawda? Tylko, że na dodatek ochlapały nas samochody i to nie miało ani krzty romantyczności w sobie. Dlatego praktycznie nie chodziłam na komedie romantyczne i tak dalej do kina. Te filmy są przesłodzone i powiedzmy, że wkurzają. Oczywiście nie chodzi o wszystkie! Na pewno są jakieś wartościowe, o których istnieniu nawet mogłam nie wiedzieć.
Będąc wtuloną w czarnowłosego, zaczęłam sobie uświadamiać pewną ważną rzecz, o której nawet nie chciałam myśleć. Która wydawała mi się dość nieprawdopodobna i bardzo absurdalna. Odległa.
Od tego momentu, Matt zaczął mi się podobać.
I to cholernie.
- Pamiętaj o ewakuowaniu się po koncercie – oznajmiła Beatrice, poprawiając czerwoną sukienkę.
Jakbym miała nie pamiętać. Ona chyba uważała, że jestem zapominalska (no dobra, nie bez powodu). Siostra i jej przyjaciółka – na płytę. Ja i moi przyjaciele – na strefę neutralną. A po całym zamieszaniu, każdy idzie gdzie chce. Proste jak drut!
Z czasem zaczęli pojawiać się moi przyjaciele - pierwsza była Regina, następnie Charles. A na końcu oczywiście był Matt. Mogłam bez wahania powiedzieć, że widzę zakłopotanie w jego oczach.
- Kiedy przyjdzie twoja siostra? – zapytała blondynka.
- Powinna być za około piętnaście minut. Czemu pytasz?
- Muszę z tobą porozmawiać. Natychmiast. – Oznajmiła, ciągnąc mnie w stronę kuchni.
- O czym ty niby chcesz rozmawiać? Przecież wszystko jest w po...
- Nie jest, Scarlett. – Przerwała mi. – Co się do jasnej anielki wydarzyło pomiędzy tobą a Wickensem?
- To zbyt długie, by ci to teraz opowiedzieć.
- Mamy cholerne piętnaście minut! Mów.
Miałam inne wyjście niż jej powiedzieć co się zdarzyło?
Nie.
No więc zaczęłam opowiadać. O tym krótkim wydarzeniu, które miało miejsce tydzień temu. Moja przyjaciółka wyglądała na zaskoczoną, ale słuchała mnie, nie przerywając.
- Wszystko jak dla mnie jest jasne, ale... dlaczego masz poczucie winy? To dziwne. – Zmarszczyła brwi.
- Obiecałam niedawno Sharon, że będę „pchać” Matta w jej stronę, by się zeszli. Ona nie chce go o to prosić, bo uważa, że to głupie.
- Nie ma się czym przejmować – położyła rękę na moim ramieniu. – Po prostu chwilę odwzajemniłaś pocałunek, tyle.
- Nie chodzi o to. Chodzi też o mały palec.
- Co z nim?
I wtedy po raz pierwszy opowiedziałam komuś spoza mojej rodziny o Willu.
- Więc co teraz? Nie chcę dalej się bawić w tą głupią zabawę. Jest nudna – jęknęła brązowowłosa dziewczynka.
- Możesz mi coś obiecać! – wykrzyknął jej towarzysz.
- Co niby?
- Przysięgnij mi na mały paluszek, że będziemy razem aż po koniec świata! Nawet gdyby nas rozdzielono – rozkazał blondwłosy, wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu.
- Przysięgam! A co jak nie dotrzymam obietnicy?
- Będziesz musiała połknąć tysiąc igieł – oznajmił poważnie.
- Serio? – zapytała.
- Serio.
Otworzyłam oczy i skończyłam opowieść. Spojrzałam wymownie na Reginę, by coś powiedziała.
- Czyli czujesz się winna z tego powodu – szepnęła.
- Tak. Rozdzielono nas dwa lata temu, można powiedzieć, że epizodycznie się kontaktujemy. Pewnie ci się to wydaje głupie się albo śmieszne, ale naprawdę się to na mnie odbiło...
- To nie jest śmieszne, kwiatuszku. Rozumiem to totalnie, ale prędzej czy później będziesz musiała sobie parę rzeczy z Mattem wyjaśnić. A teraz, zobaczmy czy Bridget już przyszła – uśmiechnęła się, po czym poszłyśmy do salonu.
Jak się okazało – moja siostra niedawno się pojawiła. Była wyraźnie zdziwiona towarzystwem, mówiącym (tak naprawdę to krzyczeli na pół miasta, ale pomińmy) „Wszystkiego najlepszego!”.
Otrząsając się z lekkiego szoku, zaczęła dziękować wszystkim za przybycie. Popatrzyłam wymownie na Matta oczekując, że załapie o co mi chodziło – no i oczywiście załapał. Chodziło o prezent. Podpięłam go do „mojego”, ze względu na pomoc, którą od niego otrzymałam i to, że jak wiem – nie miał czasu, by kupić cokolwiek.
Oboje podeszliśmy do w miarę spokojnej Bridget i posyłając sobie porozumiewawcze spojrzenia, równocześnie powiedzieliśmy:
- Mamy nadzieję, że prezent się spodoba.
- Oczywiście, że się... O MÓJ KOCHANY BOŻE, CZY JA ŚNIĘ – zapiszczała.
- Nie śnisz! Szybko zjedzmy tort i idźmy w końcu na ten koncert, bo lepiej żebyśmy byli przed czasem – zaśmiałam się.
Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Jubilatka przez całą drogę nawijała o tym jak się cieszy, że to jej najlepsze urodziny w całym życiu. Cieszyłam się wraz z nią – w końcu to było jej marzenie.
Po tym gadaniu przyszedł na najbardziej oczekiwany moment przez wszystkich – koncert. Oczywiście Bridget wraz z przyjaciółką poszły na płytę, a my na neutralną, tak jak było w planie. Zależało nam tylko na poczuciu tego powera, który dawał Adam w swoich piosenkach. Uznaliśmy, że to będzie lepsze niż na nagraniu.
Impreza rozpoczęła się od krótkiego przywitania i piosenki znanej przez wszystkich – Moves Like Jagger. Niektórzy próbowali naśladować ruchy gitarzystów, co wydało mi się bardzo śmieszne, bo prędzej uznałabym to za ruchy wściekłej małpy. Po kilku piosenkach, dziewczęta zaczęły piszczeć i rzucać się jak szalone na barierki, które oddzielały strefy. Z powodu wielkiej widowni, nie widziałam co zrobił Adam, więc za pozwoleniem Matta – weszłam na jego plecy.
I nagle wszystko stało się jasne – wokalista zdjął koszulkę. Nie powiem, wyglądał bez niej całkiem nieźle, ale na Boga – PO CO SIĘ TAK GŁOŚNO DRZEĆ? To naprawdę bolało w uszy. Możecie powiedzieć, że przesadzam, ale nie jestem przyzwyczajona do takich „dźwięków”.
Gdy koncert się skończył, jak na złość zaczęło padać. Regina z Charlesem oczywiście mnie opuścili, bo moja przyjaciółka uznała, że najlepszym wyjściem w tamtej sytuacji będzie pogadanie z zielonookim samemu. Drugim powodem było to, że podczas deszczu wychodzi więcej wodnych pokemonów.
- Matt, ja... przepraszam, że tak zareagowałam – zaczęłam. – Nie chciałam cię zranić ani nic z tych rzeczy, ale po prostu mam swoje powody i...
- Scarlett, nic się nie stało. Wszystko jest okej, nie mam do ciebie żadnych pretensji – uśmiechnął się.
Miałam odczucie, że wymusił uśmiech. I chyba rzeczywiście tak było, bo oczy były przepełnione czystym smutkiem.
- Mam nadzieję – spojrzałam na niego. – Więc co, wszystko między nami gra?
- Tak, wszystko gra. Przyjaciele?
- Przyjaciele – odparłam niepewnie, przytulając go.
I staliśmy tak około dziesięciu minut, nie zważając na nasilający się deszcz. Jak w najróżniejszych serialach, prawda? Tylko, że na dodatek ochlapały nas samochody i to nie miało ani krzty romantyczności w sobie. Dlatego praktycznie nie chodziłam na komedie romantyczne i tak dalej do kina. Te filmy są przesłodzone i powiedzmy, że wkurzają. Oczywiście nie chodzi o wszystkie! Na pewno są jakieś wartościowe, o których istnieniu nawet mogłam nie wiedzieć.
Będąc wtuloną w czarnowłosego, zaczęłam sobie uświadamiać pewną ważną rzecz, o której nawet nie chciałam myśleć. Która wydawała mi się dość nieprawdopodobna i bardzo absurdalna. Odległa.
Od tego momentu, Matt zaczął mi się podobać.
I to cholernie.
sobota, 18 lutego 2017
Rozdział 10: Obietnica
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Osobą przybyłą okazał
się oczywiście Matt. Trzymał śpiwór, poduszkę, a na plecach miał zawieszoną
gitarę.
- Witam serdecznie, Scarlett! Przyszedłem potrzymać ci towarzystwa.
- A nie powinieneś być na imprezie? – zapytałam, unosząc lekko brew.
- Bez ciebie to nie to samo – mrugnął, uśmiechając się uwodzicielsko.
Ach, ten nieodparty urok...
- Uch. Dobra, wchodź – ale bez żadnych numerów!
- Ay, ay pani kapitan. Będę póki co miał rączki przy sobie.
Gdy tylko wszedł do środka, zamknęłam drzwi. Mówiąc szczerze, miałam lekką obawę, że ktoś z moich wspaniałomyślnych przyjaciół wpadnie na pomysł odwiedzenia mnie. Oczywiście bardziej liczyłam na Reginę niż na Matta, ale to zawsze mogła być Sharon, która jak się orientuję – niezbyt za mną przepada. Oczywiście powód był prosty – podobno przeze mnie Matt już jej nie kochał. Wszyscy co znali tę parę uważali, że czerwonowłosa ma rację, heh.
Po paru minutach zorientowałam się, że czarnowłosy z zainteresowaniem czyta moje notatki dotyczące przyjęcia urodzinowego dla Bridget.
- Planujesz taką super imprezę, na którą mnie zapraszasz i nic o tym nie wiem? To naprawdę nieładnie, Scarlett.
- Niedawno zaczęłam to pisać...
- ALE TO I TAK CIĘ NIE USPRAWIEDLIWIA.
- ALE Z CIEBIE NIETOLERANCYJNA BESTIA! – wykrzyknęłam, ledwo powstrzymując śmiech.
- Beestia? Dopiero się mogę nią stać – oznajmił ściszonym, lecz dość słyszalnym głosem.
Powoli zaczął się do mnie zbliżać z tymi swoim standardowym uśmieszkiem. Oczywiście, gdy chciałam odsunąć się na bezpieczną odległość – złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie.
- Nie ma tak łatwo. Kara musi być, skarbie!
- Kara? Ale ja nic nie zrobiłam!
- Och, oczywiście. A kto mnie bestią nazwał? To było naprawdę okrutne.
- Małe dziecko się znalazło. Kurczę, już myślałam, że facetem jesteś.
- Za to tym bardziej powinnaś oberwać, Scar – wyszeptał mi do ucha, klepnął w tyłek i jakby nic się przed chwilą nie stało, rozłożył się na kanapie.
- Prosisz się o zimny prysznic.
- Nie, dzięki. Potem spróbujesz zaspokoić swoją żądzę zemsty na mnie. Teraz zastanówmy się nad prezentem dla twojej siostrzyczki – błysnął śnieżnobiałymi zębami w uśmiechu.
- Skąd wiesz, że go nie mam? – zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie pisałabyś na liście „pomyśleć nad prezentem”.
- Um, raczej. Dobra, lepiej zacznijmy.
Zaczęłam opowiadać Mattowi o Bridget. Głównie nawijałam o jej ulubionym zespole, o tym, że uwielbia malować i uwielbia wszelkiego rodzaju wydarzenia takie jak koncerty. Podczas mojego gadania zauważyłam, że czarnowłosy ma wzrok wbity w telefon. Stwierdziłam, że jednak chce mi pomóc – chociaż mógł z kimś pisać.
- Chyba coś znalazłem. Maroon 5 to jej ulubiony zespół, nie? Więc może kupimy jej bilet na płytę? Byłoby bez zbędnego komplikowania, a raczej powinna się ucieszyć.
Czy ja jestem aż taką idiotką, że o tym nie pomyślałam, czy po prostu zmęczenie źle działa mi na mózg?
- Kurde, nie wiem jak ci dziękować! – przytuliłam go.
- Wystarczy, że mnie przytuliłaś. To już wyczyn.
Odsunęłam się od niego i szturchnęłam, na co oboje się zaśmialiśmy. W tym momencie polubiłam go jeszcze bardziej. Było z nim tak spokojnie (pomijając to, że klepnął mnie w tyłek), miło. No i oczywiście – pomógł mi z prezentem dla mojej siostry, co naprawdę doceniłam. Równie dobrze mógł mieć to w głębokim poważaniu, prawda?
- Chcesz coś do jedzenia lub picia? – zapytałam, leniwie wstając z kanapy.
- Hm. Jeżeli mogę pójść z tobą i wykazać się swoim niezwykle dobrym talentem kulinarnym to tak.
- Chyba wolę zamówić pizzę – zaśmialiśmy się równocześnie, drugi raz tego wieczora.
- W sumie, będziemy mieć dużo okazji do wspólnego gotowania, więc zamawiaj pizzę na mój koszt.
- To miłe, ale to mój dom, a ty jesteś moim gościem, więc ja płacę – uśmiechnęłam się słodko do niego i wykręciłam numer pizzeri.
Po zaledwie czterdziestu minutach nam ją dostarczono, więc zważywszy na to ile czasu zajmowało im dostarczenie żarcia, to jest całkiem nieźle.
- Powiedz mi, Scarlett – lubisz koszykówkę? – zapytał Matt, smarując kawałek pizzy najostrzejszym sosem jaki dołączyli.
- Można powiedzieć, że nic do niej nie mam. Lubić jej nie lubię, bo nigdy nie grałam ani nie oglądałam meczu. A czemu pytasz? – uniosłam brew.
- Niedługo będziemy grać ważny mecz z sąsiednią szkołą. Prawdopodobnie to będzie decydować o zakfalifikowaniu się do zawodów, więc chciałbym żebyś była.
- Nie chce mi się.
- To ci się zachce. Starlight zgłosiła cię do drużyny cheerleaderskiej, zresztą Reginę też. Macie za dobre oceny z gimnastyki!
- Nieeeee – wyjęczałam i uderzyłam kilka razy twarzą w poduszkę.
- Będzie dobrze – powiedział, głaszcząc mnie po włosach.
Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego uważnie. Kąciki ust miał lekko uniesione, a w szmaragdowych oczach zobaczyłam błysk. Włosy, jak zawsze zresztą – były rozczochrane.
Powoli zaczynałam dostrzegać naprawdę małe szczegóły w jego wyglądzie. Niepokoiło mnie to. Sądziłam, że to zwykłe zmęczenie. Ale tak nie było.
- Scarlett?
- Tak?
- Co się właściwie dzieje? Patrzysz na mnie... inaczej.
- Co?...
- Może masz gorączkę – popatrzył na mnie z troską i przyłożył rękę do czoła.
To miało być inaczej. Zupełnie inaczej – pomyślałam.
- Matt, proszę zabierz rękę. Już.
- Dlaczego? – zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Po prostu. Nie chcę zrobić czegoś, czego żałować będziemy oboje – zamknęłam oczy.
- Niczego nie będę żałować. Nigdy niczego nie żałuję – położył dłoń na moim policzku.
Poczucie winy. Cholerne poczucie winy.
- Scarlett, odezwij się.
Obiecałam jej.
- Scarlett!
Chciałam dotrzymać tej obietnicy. Naprawdę chciałam.
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że twarz czarnowłosego znacznie zbliżyła się do mojej.
- Prosiłam cię o coś – szepnęłam.
- Tylko raz, Scar – powiedział cicho i pocałował mnie.
Bicie mojego serca znacznie przyspieszyło. Nie wiedziałam co zrobić. Jednocześnie byłam zła na siebie, że tym nie dotrzymuję złożonej obietnicy, ale z drugiej to tak cholernie tego chciałam. Chwilę odwzajemniłam pocałunek, ale jak na moje – dość szybko się oderwałam.
- Matt, nici z dzisiejszego nocowania...
- Słucham?
- Przepraszam, że cię wyganiam. Ale idź do domu, proszę.
- Scarlett, przecież...
- Nie, Matt. Lepiej będzie dla nas, gdy o tym zapomnimy, nie będziemy wracać do tego.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie zrozpaczonym wzrokiem, po czym wyszedł ze swoimi rzeczami trzaskając drzwiami.
I w tym momencie, nie wytrzymałam. Zaczęłam płakać.
xxx
- Witam serdecznie, Scarlett! Przyszedłem potrzymać ci towarzystwa.
- A nie powinieneś być na imprezie? – zapytałam, unosząc lekko brew.
- Bez ciebie to nie to samo – mrugnął, uśmiechając się uwodzicielsko.
Ach, ten nieodparty urok...
- Uch. Dobra, wchodź – ale bez żadnych numerów!
- Ay, ay pani kapitan. Będę póki co miał rączki przy sobie.
Gdy tylko wszedł do środka, zamknęłam drzwi. Mówiąc szczerze, miałam lekką obawę, że ktoś z moich wspaniałomyślnych przyjaciół wpadnie na pomysł odwiedzenia mnie. Oczywiście bardziej liczyłam na Reginę niż na Matta, ale to zawsze mogła być Sharon, która jak się orientuję – niezbyt za mną przepada. Oczywiście powód był prosty – podobno przeze mnie Matt już jej nie kochał. Wszyscy co znali tę parę uważali, że czerwonowłosa ma rację, heh.
Po paru minutach zorientowałam się, że czarnowłosy z zainteresowaniem czyta moje notatki dotyczące przyjęcia urodzinowego dla Bridget.
- Planujesz taką super imprezę, na którą mnie zapraszasz i nic o tym nie wiem? To naprawdę nieładnie, Scarlett.
- Niedawno zaczęłam to pisać...
- ALE TO I TAK CIĘ NIE USPRAWIEDLIWIA.
- ALE Z CIEBIE NIETOLERANCYJNA BESTIA! – wykrzyknęłam, ledwo powstrzymując śmiech.
- Beestia? Dopiero się mogę nią stać – oznajmił ściszonym, lecz dość słyszalnym głosem.
Powoli zaczął się do mnie zbliżać z tymi swoim standardowym uśmieszkiem. Oczywiście, gdy chciałam odsunąć się na bezpieczną odległość – złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie.
- Nie ma tak łatwo. Kara musi być, skarbie!
- Kara? Ale ja nic nie zrobiłam!
- Och, oczywiście. A kto mnie bestią nazwał? To było naprawdę okrutne.
- Małe dziecko się znalazło. Kurczę, już myślałam, że facetem jesteś.
- Za to tym bardziej powinnaś oberwać, Scar – wyszeptał mi do ucha, klepnął w tyłek i jakby nic się przed chwilą nie stało, rozłożył się na kanapie.
- Prosisz się o zimny prysznic.
- Nie, dzięki. Potem spróbujesz zaspokoić swoją żądzę zemsty na mnie. Teraz zastanówmy się nad prezentem dla twojej siostrzyczki – błysnął śnieżnobiałymi zębami w uśmiechu.
- Skąd wiesz, że go nie mam? – zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie pisałabyś na liście „pomyśleć nad prezentem”.
- Um, raczej. Dobra, lepiej zacznijmy.
Zaczęłam opowiadać Mattowi o Bridget. Głównie nawijałam o jej ulubionym zespole, o tym, że uwielbia malować i uwielbia wszelkiego rodzaju wydarzenia takie jak koncerty. Podczas mojego gadania zauważyłam, że czarnowłosy ma wzrok wbity w telefon. Stwierdziłam, że jednak chce mi pomóc – chociaż mógł z kimś pisać.
- Chyba coś znalazłem. Maroon 5 to jej ulubiony zespół, nie? Więc może kupimy jej bilet na płytę? Byłoby bez zbędnego komplikowania, a raczej powinna się ucieszyć.
Czy ja jestem aż taką idiotką, że o tym nie pomyślałam, czy po prostu zmęczenie źle działa mi na mózg?
- Kurde, nie wiem jak ci dziękować! – przytuliłam go.
- Wystarczy, że mnie przytuliłaś. To już wyczyn.
Odsunęłam się od niego i szturchnęłam, na co oboje się zaśmialiśmy. W tym momencie polubiłam go jeszcze bardziej. Było z nim tak spokojnie (pomijając to, że klepnął mnie w tyłek), miło. No i oczywiście – pomógł mi z prezentem dla mojej siostry, co naprawdę doceniłam. Równie dobrze mógł mieć to w głębokim poważaniu, prawda?
- Chcesz coś do jedzenia lub picia? – zapytałam, leniwie wstając z kanapy.
- Hm. Jeżeli mogę pójść z tobą i wykazać się swoim niezwykle dobrym talentem kulinarnym to tak.
- Chyba wolę zamówić pizzę – zaśmialiśmy się równocześnie, drugi raz tego wieczora.
- W sumie, będziemy mieć dużo okazji do wspólnego gotowania, więc zamawiaj pizzę na mój koszt.
- To miłe, ale to mój dom, a ty jesteś moim gościem, więc ja płacę – uśmiechnęłam się słodko do niego i wykręciłam numer pizzeri.
Po zaledwie czterdziestu minutach nam ją dostarczono, więc zważywszy na to ile czasu zajmowało im dostarczenie żarcia, to jest całkiem nieźle.
- Powiedz mi, Scarlett – lubisz koszykówkę? – zapytał Matt, smarując kawałek pizzy najostrzejszym sosem jaki dołączyli.
- Można powiedzieć, że nic do niej nie mam. Lubić jej nie lubię, bo nigdy nie grałam ani nie oglądałam meczu. A czemu pytasz? – uniosłam brew.
- Niedługo będziemy grać ważny mecz z sąsiednią szkołą. Prawdopodobnie to będzie decydować o zakfalifikowaniu się do zawodów, więc chciałbym żebyś była.
- Nie chce mi się.
- To ci się zachce. Starlight zgłosiła cię do drużyny cheerleaderskiej, zresztą Reginę też. Macie za dobre oceny z gimnastyki!
- Nieeeee – wyjęczałam i uderzyłam kilka razy twarzą w poduszkę.
- Będzie dobrze – powiedział, głaszcząc mnie po włosach.
Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego uważnie. Kąciki ust miał lekko uniesione, a w szmaragdowych oczach zobaczyłam błysk. Włosy, jak zawsze zresztą – były rozczochrane.
Powoli zaczynałam dostrzegać naprawdę małe szczegóły w jego wyglądzie. Niepokoiło mnie to. Sądziłam, że to zwykłe zmęczenie. Ale tak nie było.
- Scarlett?
- Tak?
- Co się właściwie dzieje? Patrzysz na mnie... inaczej.
- Co?...
- Może masz gorączkę – popatrzył na mnie z troską i przyłożył rękę do czoła.
To miało być inaczej. Zupełnie inaczej – pomyślałam.
- Matt, proszę zabierz rękę. Już.
- Dlaczego? – zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Po prostu. Nie chcę zrobić czegoś, czego żałować będziemy oboje – zamknęłam oczy.
- Niczego nie będę żałować. Nigdy niczego nie żałuję – położył dłoń na moim policzku.
Poczucie winy. Cholerne poczucie winy.
- Scarlett, odezwij się.
Obiecałam jej.
- Scarlett!
Chciałam dotrzymać tej obietnicy. Naprawdę chciałam.
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że twarz czarnowłosego znacznie zbliżyła się do mojej.
- Prosiłam cię o coś – szepnęłam.
- Tylko raz, Scar – powiedział cicho i pocałował mnie.
Bicie mojego serca znacznie przyspieszyło. Nie wiedziałam co zrobić. Jednocześnie byłam zła na siebie, że tym nie dotrzymuję złożonej obietnicy, ale z drugiej to tak cholernie tego chciałam. Chwilę odwzajemniłam pocałunek, ale jak na moje – dość szybko się oderwałam.
- Matt, nici z dzisiejszego nocowania...
- Słucham?
- Przepraszam, że cię wyganiam. Ale idź do domu, proszę.
- Scarlett, przecież...
- Nie, Matt. Lepiej będzie dla nas, gdy o tym zapomnimy, nie będziemy wracać do tego.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie zrozpaczonym wzrokiem, po czym wyszedł ze swoimi rzeczami trzaskając drzwiami.
I w tym momencie, nie wytrzymałam. Zaczęłam płakać.
xxx
RÓWNO TYSIĄC SŁÓW, WIELBCIE MNIE.
Może mnie niektórzy znienawidzą za takie zakończenie – ale hej, popatrzcie na pozytywy!
Dłuższe rozdziałyyy, kto się cieszy? *podnosi rękę do góry* Ale... dlaczego?
Ano dlatego, że:
1. MOJA UKOCHANA MNIE HEJTOWAŁA (też cię kocham)
2. Uznałam, że długość rozdziałów nie powala, a więcej słów = więcej Scatt = więcej dram i w ogóle, hihi.
3. Pisanie sprawia mi ogromną satysfakcję i stwierdziłam, że duszę się pisząc tak krótko.
Więc... cieszcie się i radujcie, a będzie wam dane.
Ps. Julia, region się tworzy
Może mnie niektórzy znienawidzą za takie zakończenie – ale hej, popatrzcie na pozytywy!
Dłuższe rozdziałyyy, kto się cieszy? *podnosi rękę do góry* Ale... dlaczego?
Ano dlatego, że:
1. MOJA UKOCHANA MNIE HEJTOWAŁA (też cię kocham)
2. Uznałam, że długość rozdziałów nie powala, a więcej słów = więcej Scatt = więcej dram i w ogóle, hihi.
3. Pisanie sprawia mi ogromną satysfakcję i stwierdziłam, że duszę się pisząc tak krótko.
Więc... cieszcie się i radujcie, a będzie wam dane.
Ps. Julia, region się tworzy
Rozdział 9: Powroty
Sobota. Oznaczało to wolne od intensywnego myślenia, przejmowania się pierdołami. Ale nie oznaczało to wolnego od Reginy.
Regina:
Przyjdź dzisiaj do naleśnikarni. Prooooszę.
Chwilę zastanawiałam się co odpowiedzieć. W końcu napisałam, że nie mam czasu i nie pójdę. Po chwili otrzymałam od blondynki sms’a, że sama do mnie przyjdzie – zaczęłam się szybko ubierać, wzięłam torbę, spakowałam do niej najważniejsze rzeczy i wyszłam oknem.
Nie chciałam się włóczyć po mieście bez celu, więc poszłam do ulubionego pubu moich rodziców. Często słyszałam od Bridget opowieści, że tutaj przyjeżdżali z nami. Sama tego niestety nie pamiętam, bo miałam gdzieś z dwa lata. Gdy weszłam do lokalu i zajęłam miejsce, od razu podeszła do mnie lekko uśmiechnięta Jenny. Podobno była bliską przyjaciółką moich rodziców, więc może się czegoś dowiem.
- Co panience podać? Tak długo cię tutaj nie widziałam! Regularnie przyjeżdżaliście tutaj z twoimi rodzicami gdy miałaś dwa latka, ale potem przestaliście. Kurczę, naprawdę przykro mi z powodu mamy...
- Niee, nic się nie stało – stwierdziłam sucho. – Można wiedzieć, kiedy ostatni raz...
Nagle zaświeciła mi się lampka w głowie. Dlaczego z powodu mamy?
- Mów dalej, dziecko drogie.
- Kiedy ostatni raz tutaj byli?
- Scarlett, głupie pytanie. Dwa lata temu przecież! A tata był tutaj miesiąc temu.
- Uhm, dobrze wiedzieć. Poproszę jajecznicę.
- Już się robi, skarbie – Jenny uśmiechnęła się do mnie i odeszła od stolika, kierując się do kuchni.
Odchyliłam głowę i zaczęłam poważnie się zastanawiać, czy ta kobieta kłamie. Może jej się coś przywidziało? A może to była prawda? Wzięłam pod uwagę wszystko, co dotychczas słyszałam o ich śmierci i rzeczywiście mogło tak być. Ale no. W samochodzie znaleziono naszego ojca, widziałam jego ciało na własne oczy.
Dwa dni później
Mark
Praktycznie od zawsze moim priorytetem było znalezienie dobrej pracy, utrzymywanie kontaktu z córkami. Jednak, gdy w moim życiu zaczęły pojawiać się bankiety, delegacje i wywiady – zacząłem się od nich oddalać. Miałem głupią nadzieję, że obie będą mnie pamiętać, ale wyszło na to, że pamiętała mnie jedna córka – Bridget. Co prawda, miała mnie za cholernego dupka (którym niestety byłem), ale przynajmniej coś.
Gdy tylko wszedłem do mojej ulubionej knajpki, zamówiłem omlet i zacząłem wypytywać Jenny o różne rzeczy. Dowiedziałem się między innymi, że w sobotę Scarlett była tutaj obecna. Ile bym dał żeby ją wtedy spotkać...
Około trzeciej wyjechałem z lokalu i skierowałem się w stronę liceum, by upewnić się czy rzeczywiście Jenny mnie nie okłamała. Po odczekaniu jakichś pięciu minut, zobaczyłem setki licealistów, którzy wychodzili z budynku – w tym moją córkę. Skąd wiedziałem, że to ona? Ano dlatego, że moja koleżanka dała mi jej zdjęcie no i na dodatek, była cholernie podobna do mnie jak i do swojej matki.
- Jeny, Scar! Jesteś taka uparta – jęknęła średniego wzrostu, blondwłosa dziewczyna.
- Zawsze taka jestem. Poza tym, nie będę co chwilę chodzić na imprezy!
Jakbym słyszał jej matkę. Tak samo chętna do uczestniczenia w jakichkolwiek wydarzeniach. - Dlaczego nie pójdziesz? Jest poniedziałek, przyda się coś na rozluźnienie. Poza tym, niedługo święta.
- Co to ma niby wspólnego?
- No naszego ukochanego balu nie będzie – oznajmił wysoki, zielonooki chłopak. – Chcielibyśmy pójść na imprezę przed świętami a nie w trakcie. I no, nie poradzimy sobie bez ciebie!
- Na pewno poradzicie sobie beze mnie – powiedziała stanowczo moja córka, po czym odeszła od grupki.
Scarlett
Gdy tylko znalazłam się w domu, wyłączyłam telefon i rzuciłam go w kąt. Chciałam uniknąć wszelakich rozmów dlaczego nie idę na imprezę. A znając Reginę, byłyby takie.
Musiałam się skupić tylko i wyłącznie na organizacji przyjęcia urodzinowego dla Bridget. Można powiedzieć, żę miałam dużo do zrobienia. Utrzymanie jakiejś tajemnicy przed nią to koszmar. O wszystkim wie, nawet jak nie jest w pobliżu. To uciążliwe – jak i przerażające.
Goście byli chyba najmniejszym problemem. Praktycznie nie znałam jej znajomych, poza tymi „najlepszymi”. Była to oczywiście Beatrice, John i gość zwany „Szybą”. Zaprosiłam też Reginę, Charlesa i Matta – w końcu ich znała.
Sporządziłam również prowizoryczną listę zakupów, żeby mniej więcej wiedzieć co na pewno muszę kupić. A znając mnie zapomniałabym. Chociaż istnieje też opcja zagubienia listy...
Myśląc nad tym, co jeszcze musiałabym zapisać ewentualnie nad czym się zastanowić, zaczęłam myśleć o Sharon i moim „szczęściu w nieszczęściu” – Mattem. Gdyby się nie upił, wszystko byłoby na swoim miejscu. Ale nie mogłam go za to osądzać – nic praktycznie nie wiedziałam o ich sytuacji. Nie wiedziałam, że mieli problemy. Nic do cholery nie wiedziałam, nawet tego, że z jednego prostego powodu ten związek był dla nich ważny.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)