sobota, 18 lutego 2017

Rozdział 9: Powroty


Sobota. Oznaczało to wolne od intensywnego myślenia, przejmowania się pierdołami. Ale nie oznaczało to wolnego od Reginy.
Regina:
Przyjdź dzisiaj do naleśnikarni. Prooooszę.
Chwilę zastanawiałam się co odpowiedzieć. W końcu napisałam, że nie mam czasu i nie pójdę. Po chwili otrzymałam od blondynki sms’a, że sama do mnie przyjdzie – zaczęłam się szybko ubierać, wzięłam torbę, spakowałam do niej najważniejsze rzeczy i wyszłam oknem.
Nie chciałam się włóczyć po mieście bez celu, więc poszłam do ulubionego pubu moich rodziców. Często słyszałam od Bridget opowieści, że tutaj przyjeżdżali z nami. Sama tego niestety nie pamiętam, bo miałam gdzieś z dwa lata. Gdy weszłam do lokalu i zajęłam miejsce, od razu podeszła do mnie lekko uśmiechnięta Jenny. Podobno była bliską przyjaciółką moich rodziców, więc może się czegoś dowiem.
- Co panience podać? Tak długo cię tutaj nie widziałam! Regularnie przyjeżdżaliście tutaj z twoimi rodzicami gdy miałaś dwa latka, ale potem przestaliście. Kurczę, naprawdę przykro mi z powodu mamy...
- Niee, nic się nie stało – stwierdziłam sucho. – Można wiedzieć, kiedy ostatni raz...
Nagle zaświeciła mi się lampka w głowie. Dlaczego z powodu mamy?
- Mów dalej, dziecko drogie.
- Kiedy ostatni raz tutaj byli?
- Scarlett, głupie pytanie. Dwa lata temu przecież! A tata był tutaj miesiąc temu.
- Uhm, dobrze wiedzieć. Poproszę jajecznicę.
- Już się robi, skarbie – Jenny uśmiechnęła się do mnie i odeszła od stolika, kierując się do kuchni.
Odchyliłam głowę i zaczęłam poważnie się zastanawiać, czy ta kobieta kłamie. Może jej się coś przywidziało? A może to była prawda? Wzięłam pod uwagę wszystko, co dotychczas słyszałam o ich śmierci i rzeczywiście mogło tak być. Ale no. W samochodzie znaleziono naszego ojca, widziałam jego ciało na własne oczy.
                                                                         Dwa dni później
                                                                                   Mark
Praktycznie od zawsze moim priorytetem było znalezienie dobrej pracy, utrzymywanie kontaktu z córkami. Jednak, gdy w moim życiu zaczęły pojawiać się bankiety, delegacje i wywiady – zacząłem się od nich oddalać. Miałem głupią nadzieję, że obie będą mnie pamiętać, ale wyszło na to, że pamiętała mnie jedna córka – Bridget. Co prawda, miała mnie za cholernego dupka (którym niestety byłem), ale przynajmniej coś.
Gdy tylko wszedłem do mojej ulubionej knajpki, zamówiłem omlet i zacząłem wypytywać Jenny o różne rzeczy. Dowiedziałem się między innymi, że w sobotę Scarlett była tutaj obecna. Ile bym dał żeby ją wtedy spotkać...
Około trzeciej wyjechałem z lokalu i skierowałem się w stronę liceum, by upewnić się czy rzeczywiście Jenny mnie nie okłamała.  Po odczekaniu jakichś pięciu minut, zobaczyłem setki licealistów, którzy wychodzili z budynku – w tym moją córkę. Skąd wiedziałem, że to ona? Ano dlatego, że moja koleżanka dała mi jej zdjęcie no i na dodatek, była cholernie podobna do mnie jak i do swojej matki.
- Jeny, Scar! Jesteś taka uparta – jęknęła średniego wzrostu, blondwłosa dziewczyna.
- Zawsze taka jestem. Poza tym, nie będę co chwilę chodzić na imprezy!
Jakbym słyszał jej matkę. Tak samo chętna do uczestniczenia w jakichkolwiek wydarzeniach. - Dlaczego nie pójdziesz? Jest poniedziałek, przyda się coś na rozluźnienie. Poza tym, niedługo święta.
- Co to ma niby wspólnego?
- No naszego ukochanego balu nie będzie – oznajmił wysoki, zielonooki chłopak. – Chcielibyśmy pójść na imprezę przed świętami a nie w trakcie. I no, nie poradzimy sobie bez ciebie!
- Na pewno poradzicie sobie beze mnie – powiedziała stanowczo moja córka, po czym odeszła od grupki.
                                                                    Scarlett
Gdy tylko znalazłam się w domu, wyłączyłam telefon i rzuciłam go w kąt. Chciałam uniknąć wszelakich rozmów dlaczego nie idę na imprezę. A znając Reginę, byłyby takie.
Musiałam się skupić tylko i wyłącznie na organizacji przyjęcia urodzinowego dla Bridget. Można powiedzieć, żę miałam dużo do zrobienia. Utrzymanie jakiejś tajemnicy przed nią to koszmar. O wszystkim wie, nawet jak nie jest w pobliżu. To uciążliwe – jak i przerażające.
Goście byli chyba najmniejszym problemem. Praktycznie nie znałam jej znajomych, poza tymi „najlepszymi”. Była to oczywiście Beatrice, John i gość zwany „Szybą”. Zaprosiłam też Reginę, Charlesa i Matta – w końcu ich znała.
Sporządziłam również prowizoryczną listę zakupów, żeby mniej więcej wiedzieć co na pewno muszę kupić. A znając mnie zapomniałabym. Chociaż istnieje też opcja zagubienia listy...
Myśląc nad tym, co jeszcze musiałabym zapisać ewentualnie nad czym się zastanowić, zaczęłam myśleć o Sharon i moim „szczęściu w nieszczęściu” – Mattem.  Gdyby się nie upił, wszystko byłoby na swoim miejscu. Ale nie mogłam go za to osądzać – nic praktycznie nie wiedziałam o ich sytuacji. Nie wiedziałam, że mieli problemy. Nic do cholery nie wiedziałam, nawet tego, że z jednego prostego powodu ten związek był dla nich ważny.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz