Tydzień.
Bity tydzień nie gadałam z Mattem. Unikałam go jak ognia, byleby tylko z nim
nie rozmawiać. Ale na urodzinach Bridget nie było mowy o ominięciu go.
- Pamiętaj o ewakuowaniu się po koncercie – oznajmiła Beatrice, poprawiając czerwoną sukienkę.
Jakbym miała nie pamiętać. Ona chyba uważała, że jestem zapominalska (no dobra, nie bez powodu). Siostra i jej przyjaciółka – na płytę. Ja i moi przyjaciele – na strefę neutralną. A po całym zamieszaniu, każdy idzie gdzie chce. Proste jak drut!
Z czasem zaczęli pojawiać się moi przyjaciele - pierwsza była Regina, następnie Charles. A na końcu oczywiście był Matt. Mogłam bez wahania powiedzieć, że widzę zakłopotanie w jego oczach.
- Kiedy przyjdzie twoja siostra? – zapytała blondynka.
- Powinna być za około piętnaście minut. Czemu pytasz?
- Muszę z tobą porozmawiać. Natychmiast. – Oznajmiła, ciągnąc mnie w stronę kuchni.
- O czym ty niby chcesz rozmawiać? Przecież wszystko jest w po...
- Nie jest, Scarlett. – Przerwała mi. – Co się do jasnej anielki wydarzyło pomiędzy tobą a Wickensem?
- To zbyt długie, by ci to teraz opowiedzieć.
- Mamy cholerne piętnaście minut! Mów.
Miałam inne wyjście niż jej powiedzieć co się zdarzyło?
Nie.
No więc zaczęłam opowiadać. O tym krótkim wydarzeniu, które miało miejsce tydzień temu. Moja przyjaciółka wyglądała na zaskoczoną, ale słuchała mnie, nie przerywając.
- Wszystko jak dla mnie jest jasne, ale... dlaczego masz poczucie winy? To dziwne. – Zmarszczyła brwi.
- Obiecałam niedawno Sharon, że będę „pchać” Matta w jej stronę, by się zeszli. Ona nie chce go o to prosić, bo uważa, że to głupie.
- Nie ma się czym przejmować – położyła rękę na moim ramieniu. – Po prostu chwilę odwzajemniłaś pocałunek, tyle.
- Nie chodzi o to. Chodzi też o mały palec.
- Co z nim?
I wtedy po raz pierwszy opowiedziałam komuś spoza mojej rodziny o Willu.
- Więc co teraz? Nie chcę dalej się bawić w tą głupią zabawę. Jest nudna – jęknęła brązowowłosa dziewczynka.
- Możesz mi coś obiecać! – wykrzyknął jej towarzysz.
- Co niby?
- Przysięgnij mi na mały paluszek, że będziemy razem aż po koniec świata! Nawet gdyby nas rozdzielono – rozkazał blondwłosy, wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu.
- Przysięgam! A co jak nie dotrzymam obietnicy?
- Będziesz musiała połknąć tysiąc igieł – oznajmił poważnie.
- Serio? – zapytała.
- Serio.
Otworzyłam oczy i skończyłam opowieść. Spojrzałam wymownie na Reginę, by coś powiedziała.
- Czyli czujesz się winna z tego powodu – szepnęła.
- Tak. Rozdzielono nas dwa lata temu, można powiedzieć, że epizodycznie się kontaktujemy. Pewnie ci się to wydaje głupie się albo śmieszne, ale naprawdę się to na mnie odbiło...
- To nie jest śmieszne, kwiatuszku. Rozumiem to totalnie, ale prędzej czy później będziesz musiała sobie parę rzeczy z Mattem wyjaśnić. A teraz, zobaczmy czy Bridget już przyszła – uśmiechnęła się, po czym poszłyśmy do salonu.
Jak się okazało – moja siostra niedawno się pojawiła. Była wyraźnie zdziwiona towarzystwem, mówiącym (tak naprawdę to krzyczeli na pół miasta, ale pomińmy) „Wszystkiego najlepszego!”.
Otrząsając się z lekkiego szoku, zaczęła dziękować wszystkim za przybycie. Popatrzyłam wymownie na Matta oczekując, że załapie o co mi chodziło – no i oczywiście załapał. Chodziło o prezent. Podpięłam go do „mojego”, ze względu na pomoc, którą od niego otrzymałam i to, że jak wiem – nie miał czasu, by kupić cokolwiek.
Oboje podeszliśmy do w miarę spokojnej Bridget i posyłając sobie porozumiewawcze spojrzenia, równocześnie powiedzieliśmy:
- Mamy nadzieję, że prezent się spodoba.
- Oczywiście, że się... O MÓJ KOCHANY BOŻE, CZY JA ŚNIĘ – zapiszczała.
- Nie śnisz! Szybko zjedzmy tort i idźmy w końcu na ten koncert, bo lepiej żebyśmy byli przed czasem – zaśmiałam się.
Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Jubilatka przez całą drogę nawijała o tym jak się cieszy, że to jej najlepsze urodziny w całym życiu. Cieszyłam się wraz z nią – w końcu to było jej marzenie.
Po tym gadaniu przyszedł na najbardziej oczekiwany moment przez wszystkich – koncert. Oczywiście Bridget wraz z przyjaciółką poszły na płytę, a my na neutralną, tak jak było w planie. Zależało nam tylko na poczuciu tego powera, który dawał Adam w swoich piosenkach. Uznaliśmy, że to będzie lepsze niż na nagraniu.
Impreza rozpoczęła się od krótkiego przywitania i piosenki znanej przez wszystkich – Moves Like Jagger. Niektórzy próbowali naśladować ruchy gitarzystów, co wydało mi się bardzo śmieszne, bo prędzej uznałabym to za ruchy wściekłej małpy. Po kilku piosenkach, dziewczęta zaczęły piszczeć i rzucać się jak szalone na barierki, które oddzielały strefy. Z powodu wielkiej widowni, nie widziałam co zrobił Adam, więc za pozwoleniem Matta – weszłam na jego plecy.
I nagle wszystko stało się jasne – wokalista zdjął koszulkę. Nie powiem, wyglądał bez niej całkiem nieźle, ale na Boga – PO CO SIĘ TAK GŁOŚNO DRZEĆ? To naprawdę bolało w uszy. Możecie powiedzieć, że przesadzam, ale nie jestem przyzwyczajona do takich „dźwięków”.
Gdy koncert się skończył, jak na złość zaczęło padać. Regina z Charlesem oczywiście mnie opuścili, bo moja przyjaciółka uznała, że najlepszym wyjściem w tamtej sytuacji będzie pogadanie z zielonookim samemu. Drugim powodem było to, że podczas deszczu wychodzi więcej wodnych pokemonów.
- Matt, ja... przepraszam, że tak zareagowałam – zaczęłam. – Nie chciałam cię zranić ani nic z tych rzeczy, ale po prostu mam swoje powody i...
- Scarlett, nic się nie stało. Wszystko jest okej, nie mam do ciebie żadnych pretensji – uśmiechnął się.
Miałam odczucie, że wymusił uśmiech. I chyba rzeczywiście tak było, bo oczy były przepełnione czystym smutkiem.
- Mam nadzieję – spojrzałam na niego. – Więc co, wszystko między nami gra?
- Tak, wszystko gra. Przyjaciele?
- Przyjaciele – odparłam niepewnie, przytulając go.
I staliśmy tak około dziesięciu minut, nie zważając na nasilający się deszcz. Jak w najróżniejszych serialach, prawda? Tylko, że na dodatek ochlapały nas samochody i to nie miało ani krzty romantyczności w sobie. Dlatego praktycznie nie chodziłam na komedie romantyczne i tak dalej do kina. Te filmy są przesłodzone i powiedzmy, że wkurzają. Oczywiście nie chodzi o wszystkie! Na pewno są jakieś wartościowe, o których istnieniu nawet mogłam nie wiedzieć.
Będąc wtuloną w czarnowłosego, zaczęłam sobie uświadamiać pewną ważną rzecz, o której nawet nie chciałam myśleć. Która wydawała mi się dość nieprawdopodobna i bardzo absurdalna. Odległa.
Od tego momentu, Matt zaczął mi się podobać.
I to cholernie.
- Pamiętaj o ewakuowaniu się po koncercie – oznajmiła Beatrice, poprawiając czerwoną sukienkę.
Jakbym miała nie pamiętać. Ona chyba uważała, że jestem zapominalska (no dobra, nie bez powodu). Siostra i jej przyjaciółka – na płytę. Ja i moi przyjaciele – na strefę neutralną. A po całym zamieszaniu, każdy idzie gdzie chce. Proste jak drut!
Z czasem zaczęli pojawiać się moi przyjaciele - pierwsza była Regina, następnie Charles. A na końcu oczywiście był Matt. Mogłam bez wahania powiedzieć, że widzę zakłopotanie w jego oczach.
- Kiedy przyjdzie twoja siostra? – zapytała blondynka.
- Powinna być za około piętnaście minut. Czemu pytasz?
- Muszę z tobą porozmawiać. Natychmiast. – Oznajmiła, ciągnąc mnie w stronę kuchni.
- O czym ty niby chcesz rozmawiać? Przecież wszystko jest w po...
- Nie jest, Scarlett. – Przerwała mi. – Co się do jasnej anielki wydarzyło pomiędzy tobą a Wickensem?
- To zbyt długie, by ci to teraz opowiedzieć.
- Mamy cholerne piętnaście minut! Mów.
Miałam inne wyjście niż jej powiedzieć co się zdarzyło?
Nie.
No więc zaczęłam opowiadać. O tym krótkim wydarzeniu, które miało miejsce tydzień temu. Moja przyjaciółka wyglądała na zaskoczoną, ale słuchała mnie, nie przerywając.
- Wszystko jak dla mnie jest jasne, ale... dlaczego masz poczucie winy? To dziwne. – Zmarszczyła brwi.
- Obiecałam niedawno Sharon, że będę „pchać” Matta w jej stronę, by się zeszli. Ona nie chce go o to prosić, bo uważa, że to głupie.
- Nie ma się czym przejmować – położyła rękę na moim ramieniu. – Po prostu chwilę odwzajemniłaś pocałunek, tyle.
- Nie chodzi o to. Chodzi też o mały palec.
- Co z nim?
I wtedy po raz pierwszy opowiedziałam komuś spoza mojej rodziny o Willu.
- Więc co teraz? Nie chcę dalej się bawić w tą głupią zabawę. Jest nudna – jęknęła brązowowłosa dziewczynka.
- Możesz mi coś obiecać! – wykrzyknął jej towarzysz.
- Co niby?
- Przysięgnij mi na mały paluszek, że będziemy razem aż po koniec świata! Nawet gdyby nas rozdzielono – rozkazał blondwłosy, wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu.
- Przysięgam! A co jak nie dotrzymam obietnicy?
- Będziesz musiała połknąć tysiąc igieł – oznajmił poważnie.
- Serio? – zapytała.
- Serio.
Otworzyłam oczy i skończyłam opowieść. Spojrzałam wymownie na Reginę, by coś powiedziała.
- Czyli czujesz się winna z tego powodu – szepnęła.
- Tak. Rozdzielono nas dwa lata temu, można powiedzieć, że epizodycznie się kontaktujemy. Pewnie ci się to wydaje głupie się albo śmieszne, ale naprawdę się to na mnie odbiło...
- To nie jest śmieszne, kwiatuszku. Rozumiem to totalnie, ale prędzej czy później będziesz musiała sobie parę rzeczy z Mattem wyjaśnić. A teraz, zobaczmy czy Bridget już przyszła – uśmiechnęła się, po czym poszłyśmy do salonu.
Jak się okazało – moja siostra niedawno się pojawiła. Była wyraźnie zdziwiona towarzystwem, mówiącym (tak naprawdę to krzyczeli na pół miasta, ale pomińmy) „Wszystkiego najlepszego!”.
Otrząsając się z lekkiego szoku, zaczęła dziękować wszystkim za przybycie. Popatrzyłam wymownie na Matta oczekując, że załapie o co mi chodziło – no i oczywiście załapał. Chodziło o prezent. Podpięłam go do „mojego”, ze względu na pomoc, którą od niego otrzymałam i to, że jak wiem – nie miał czasu, by kupić cokolwiek.
Oboje podeszliśmy do w miarę spokojnej Bridget i posyłając sobie porozumiewawcze spojrzenia, równocześnie powiedzieliśmy:
- Mamy nadzieję, że prezent się spodoba.
- Oczywiście, że się... O MÓJ KOCHANY BOŻE, CZY JA ŚNIĘ – zapiszczała.
- Nie śnisz! Szybko zjedzmy tort i idźmy w końcu na ten koncert, bo lepiej żebyśmy byli przed czasem – zaśmiałam się.
Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Jubilatka przez całą drogę nawijała o tym jak się cieszy, że to jej najlepsze urodziny w całym życiu. Cieszyłam się wraz z nią – w końcu to było jej marzenie.
Po tym gadaniu przyszedł na najbardziej oczekiwany moment przez wszystkich – koncert. Oczywiście Bridget wraz z przyjaciółką poszły na płytę, a my na neutralną, tak jak było w planie. Zależało nam tylko na poczuciu tego powera, który dawał Adam w swoich piosenkach. Uznaliśmy, że to będzie lepsze niż na nagraniu.
Impreza rozpoczęła się od krótkiego przywitania i piosenki znanej przez wszystkich – Moves Like Jagger. Niektórzy próbowali naśladować ruchy gitarzystów, co wydało mi się bardzo śmieszne, bo prędzej uznałabym to za ruchy wściekłej małpy. Po kilku piosenkach, dziewczęta zaczęły piszczeć i rzucać się jak szalone na barierki, które oddzielały strefy. Z powodu wielkiej widowni, nie widziałam co zrobił Adam, więc za pozwoleniem Matta – weszłam na jego plecy.
I nagle wszystko stało się jasne – wokalista zdjął koszulkę. Nie powiem, wyglądał bez niej całkiem nieźle, ale na Boga – PO CO SIĘ TAK GŁOŚNO DRZEĆ? To naprawdę bolało w uszy. Możecie powiedzieć, że przesadzam, ale nie jestem przyzwyczajona do takich „dźwięków”.
Gdy koncert się skończył, jak na złość zaczęło padać. Regina z Charlesem oczywiście mnie opuścili, bo moja przyjaciółka uznała, że najlepszym wyjściem w tamtej sytuacji będzie pogadanie z zielonookim samemu. Drugim powodem było to, że podczas deszczu wychodzi więcej wodnych pokemonów.
- Matt, ja... przepraszam, że tak zareagowałam – zaczęłam. – Nie chciałam cię zranić ani nic z tych rzeczy, ale po prostu mam swoje powody i...
- Scarlett, nic się nie stało. Wszystko jest okej, nie mam do ciebie żadnych pretensji – uśmiechnął się.
Miałam odczucie, że wymusił uśmiech. I chyba rzeczywiście tak było, bo oczy były przepełnione czystym smutkiem.
- Mam nadzieję – spojrzałam na niego. – Więc co, wszystko między nami gra?
- Tak, wszystko gra. Przyjaciele?
- Przyjaciele – odparłam niepewnie, przytulając go.
I staliśmy tak około dziesięciu minut, nie zważając na nasilający się deszcz. Jak w najróżniejszych serialach, prawda? Tylko, że na dodatek ochlapały nas samochody i to nie miało ani krzty romantyczności w sobie. Dlatego praktycznie nie chodziłam na komedie romantyczne i tak dalej do kina. Te filmy są przesłodzone i powiedzmy, że wkurzają. Oczywiście nie chodzi o wszystkie! Na pewno są jakieś wartościowe, o których istnieniu nawet mogłam nie wiedzieć.
Będąc wtuloną w czarnowłosego, zaczęłam sobie uświadamiać pewną ważną rzecz, o której nawet nie chciałam myśleć. Która wydawała mi się dość nieprawdopodobna i bardzo absurdalna. Odległa.
Od tego momentu, Matt zaczął mi się podobać.
I to cholernie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz