Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Osobą przybyłą okazał
się oczywiście Matt. Trzymał śpiwór, poduszkę, a na plecach miał zawieszoną
gitarę.
- Witam serdecznie, Scarlett! Przyszedłem potrzymać ci towarzystwa.
- A nie powinieneś być na imprezie? – zapytałam, unosząc lekko brew.
- Bez ciebie to nie to samo – mrugnął, uśmiechając się uwodzicielsko.
Ach, ten nieodparty urok...
- Uch. Dobra, wchodź – ale bez żadnych numerów!
- Ay, ay pani kapitan. Będę póki co miał rączki przy sobie.
Gdy tylko wszedł do środka, zamknęłam drzwi. Mówiąc szczerze, miałam lekką obawę, że ktoś z moich wspaniałomyślnych przyjaciół wpadnie na pomysł odwiedzenia mnie. Oczywiście bardziej liczyłam na Reginę niż na Matta, ale to zawsze mogła być Sharon, która jak się orientuję – niezbyt za mną przepada. Oczywiście powód był prosty – podobno przeze mnie Matt już jej nie kochał. Wszyscy co znali tę parę uważali, że czerwonowłosa ma rację, heh.
Po paru minutach zorientowałam się, że czarnowłosy z zainteresowaniem czyta moje notatki dotyczące przyjęcia urodzinowego dla Bridget.
- Planujesz taką super imprezę, na którą mnie zapraszasz i nic o tym nie wiem? To naprawdę nieładnie, Scarlett.
- Niedawno zaczęłam to pisać...
- ALE TO I TAK CIĘ NIE USPRAWIEDLIWIA.
- ALE Z CIEBIE NIETOLERANCYJNA BESTIA! – wykrzyknęłam, ledwo powstrzymując śmiech.
- Beestia? Dopiero się mogę nią stać – oznajmił ściszonym, lecz dość słyszalnym głosem.
Powoli zaczął się do mnie zbliżać z tymi swoim standardowym uśmieszkiem. Oczywiście, gdy chciałam odsunąć się na bezpieczną odległość – złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie.
- Nie ma tak łatwo. Kara musi być, skarbie!
- Kara? Ale ja nic nie zrobiłam!
- Och, oczywiście. A kto mnie bestią nazwał? To było naprawdę okrutne.
- Małe dziecko się znalazło. Kurczę, już myślałam, że facetem jesteś.
- Za to tym bardziej powinnaś oberwać, Scar – wyszeptał mi do ucha, klepnął w tyłek i jakby nic się przed chwilą nie stało, rozłożył się na kanapie.
- Prosisz się o zimny prysznic.
- Nie, dzięki. Potem spróbujesz zaspokoić swoją żądzę zemsty na mnie. Teraz zastanówmy się nad prezentem dla twojej siostrzyczki – błysnął śnieżnobiałymi zębami w uśmiechu.
- Skąd wiesz, że go nie mam? – zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie pisałabyś na liście „pomyśleć nad prezentem”.
- Um, raczej. Dobra, lepiej zacznijmy.
Zaczęłam opowiadać Mattowi o Bridget. Głównie nawijałam o jej ulubionym zespole, o tym, że uwielbia malować i uwielbia wszelkiego rodzaju wydarzenia takie jak koncerty. Podczas mojego gadania zauważyłam, że czarnowłosy ma wzrok wbity w telefon. Stwierdziłam, że jednak chce mi pomóc – chociaż mógł z kimś pisać.
- Chyba coś znalazłem. Maroon 5 to jej ulubiony zespół, nie? Więc może kupimy jej bilet na płytę? Byłoby bez zbędnego komplikowania, a raczej powinna się ucieszyć.
Czy ja jestem aż taką idiotką, że o tym nie pomyślałam, czy po prostu zmęczenie źle działa mi na mózg?
- Kurde, nie wiem jak ci dziękować! – przytuliłam go.
- Wystarczy, że mnie przytuliłaś. To już wyczyn.
Odsunęłam się od niego i szturchnęłam, na co oboje się zaśmialiśmy. W tym momencie polubiłam go jeszcze bardziej. Było z nim tak spokojnie (pomijając to, że klepnął mnie w tyłek), miło. No i oczywiście – pomógł mi z prezentem dla mojej siostry, co naprawdę doceniłam. Równie dobrze mógł mieć to w głębokim poważaniu, prawda?
- Chcesz coś do jedzenia lub picia? – zapytałam, leniwie wstając z kanapy.
- Hm. Jeżeli mogę pójść z tobą i wykazać się swoim niezwykle dobrym talentem kulinarnym to tak.
- Chyba wolę zamówić pizzę – zaśmialiśmy się równocześnie, drugi raz tego wieczora.
- W sumie, będziemy mieć dużo okazji do wspólnego gotowania, więc zamawiaj pizzę na mój koszt.
- To miłe, ale to mój dom, a ty jesteś moim gościem, więc ja płacę – uśmiechnęłam się słodko do niego i wykręciłam numer pizzeri.
Po zaledwie czterdziestu minutach nam ją dostarczono, więc zważywszy na to ile czasu zajmowało im dostarczenie żarcia, to jest całkiem nieźle.
- Powiedz mi, Scarlett – lubisz koszykówkę? – zapytał Matt, smarując kawałek pizzy najostrzejszym sosem jaki dołączyli.
- Można powiedzieć, że nic do niej nie mam. Lubić jej nie lubię, bo nigdy nie grałam ani nie oglądałam meczu. A czemu pytasz? – uniosłam brew.
- Niedługo będziemy grać ważny mecz z sąsiednią szkołą. Prawdopodobnie to będzie decydować o zakfalifikowaniu się do zawodów, więc chciałbym żebyś była.
- Nie chce mi się.
- To ci się zachce. Starlight zgłosiła cię do drużyny cheerleaderskiej, zresztą Reginę też. Macie za dobre oceny z gimnastyki!
- Nieeeee – wyjęczałam i uderzyłam kilka razy twarzą w poduszkę.
- Będzie dobrze – powiedział, głaszcząc mnie po włosach.
Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego uważnie. Kąciki ust miał lekko uniesione, a w szmaragdowych oczach zobaczyłam błysk. Włosy, jak zawsze zresztą – były rozczochrane.
Powoli zaczynałam dostrzegać naprawdę małe szczegóły w jego wyglądzie. Niepokoiło mnie to. Sądziłam, że to zwykłe zmęczenie. Ale tak nie było.
- Scarlett?
- Tak?
- Co się właściwie dzieje? Patrzysz na mnie... inaczej.
- Co?...
- Może masz gorączkę – popatrzył na mnie z troską i przyłożył rękę do czoła.
To miało być inaczej. Zupełnie inaczej – pomyślałam.
- Matt, proszę zabierz rękę. Już.
- Dlaczego? – zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Po prostu. Nie chcę zrobić czegoś, czego żałować będziemy oboje – zamknęłam oczy.
- Niczego nie będę żałować. Nigdy niczego nie żałuję – położył dłoń na moim policzku.
Poczucie winy. Cholerne poczucie winy.
- Scarlett, odezwij się.
Obiecałam jej.
- Scarlett!
Chciałam dotrzymać tej obietnicy. Naprawdę chciałam.
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że twarz czarnowłosego znacznie zbliżyła się do mojej.
- Prosiłam cię o coś – szepnęłam.
- Tylko raz, Scar – powiedział cicho i pocałował mnie.
Bicie mojego serca znacznie przyspieszyło. Nie wiedziałam co zrobić. Jednocześnie byłam zła na siebie, że tym nie dotrzymuję złożonej obietnicy, ale z drugiej to tak cholernie tego chciałam. Chwilę odwzajemniłam pocałunek, ale jak na moje – dość szybko się oderwałam.
- Matt, nici z dzisiejszego nocowania...
- Słucham?
- Przepraszam, że cię wyganiam. Ale idź do domu, proszę.
- Scarlett, przecież...
- Nie, Matt. Lepiej będzie dla nas, gdy o tym zapomnimy, nie będziemy wracać do tego.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie zrozpaczonym wzrokiem, po czym wyszedł ze swoimi rzeczami trzaskając drzwiami.
I w tym momencie, nie wytrzymałam. Zaczęłam płakać.
xxx
- Witam serdecznie, Scarlett! Przyszedłem potrzymać ci towarzystwa.
- A nie powinieneś być na imprezie? – zapytałam, unosząc lekko brew.
- Bez ciebie to nie to samo – mrugnął, uśmiechając się uwodzicielsko.
Ach, ten nieodparty urok...
- Uch. Dobra, wchodź – ale bez żadnych numerów!
- Ay, ay pani kapitan. Będę póki co miał rączki przy sobie.
Gdy tylko wszedł do środka, zamknęłam drzwi. Mówiąc szczerze, miałam lekką obawę, że ktoś z moich wspaniałomyślnych przyjaciół wpadnie na pomysł odwiedzenia mnie. Oczywiście bardziej liczyłam na Reginę niż na Matta, ale to zawsze mogła być Sharon, która jak się orientuję – niezbyt za mną przepada. Oczywiście powód był prosty – podobno przeze mnie Matt już jej nie kochał. Wszyscy co znali tę parę uważali, że czerwonowłosa ma rację, heh.
Po paru minutach zorientowałam się, że czarnowłosy z zainteresowaniem czyta moje notatki dotyczące przyjęcia urodzinowego dla Bridget.
- Planujesz taką super imprezę, na którą mnie zapraszasz i nic o tym nie wiem? To naprawdę nieładnie, Scarlett.
- Niedawno zaczęłam to pisać...
- ALE TO I TAK CIĘ NIE USPRAWIEDLIWIA.
- ALE Z CIEBIE NIETOLERANCYJNA BESTIA! – wykrzyknęłam, ledwo powstrzymując śmiech.
- Beestia? Dopiero się mogę nią stać – oznajmił ściszonym, lecz dość słyszalnym głosem.
Powoli zaczął się do mnie zbliżać z tymi swoim standardowym uśmieszkiem. Oczywiście, gdy chciałam odsunąć się na bezpieczną odległość – złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie.
- Nie ma tak łatwo. Kara musi być, skarbie!
- Kara? Ale ja nic nie zrobiłam!
- Och, oczywiście. A kto mnie bestią nazwał? To było naprawdę okrutne.
- Małe dziecko się znalazło. Kurczę, już myślałam, że facetem jesteś.
- Za to tym bardziej powinnaś oberwać, Scar – wyszeptał mi do ucha, klepnął w tyłek i jakby nic się przed chwilą nie stało, rozłożył się na kanapie.
- Prosisz się o zimny prysznic.
- Nie, dzięki. Potem spróbujesz zaspokoić swoją żądzę zemsty na mnie. Teraz zastanówmy się nad prezentem dla twojej siostrzyczki – błysnął śnieżnobiałymi zębami w uśmiechu.
- Skąd wiesz, że go nie mam? – zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie pisałabyś na liście „pomyśleć nad prezentem”.
- Um, raczej. Dobra, lepiej zacznijmy.
Zaczęłam opowiadać Mattowi o Bridget. Głównie nawijałam o jej ulubionym zespole, o tym, że uwielbia malować i uwielbia wszelkiego rodzaju wydarzenia takie jak koncerty. Podczas mojego gadania zauważyłam, że czarnowłosy ma wzrok wbity w telefon. Stwierdziłam, że jednak chce mi pomóc – chociaż mógł z kimś pisać.
- Chyba coś znalazłem. Maroon 5 to jej ulubiony zespół, nie? Więc może kupimy jej bilet na płytę? Byłoby bez zbędnego komplikowania, a raczej powinna się ucieszyć.
Czy ja jestem aż taką idiotką, że o tym nie pomyślałam, czy po prostu zmęczenie źle działa mi na mózg?
- Kurde, nie wiem jak ci dziękować! – przytuliłam go.
- Wystarczy, że mnie przytuliłaś. To już wyczyn.
Odsunęłam się od niego i szturchnęłam, na co oboje się zaśmialiśmy. W tym momencie polubiłam go jeszcze bardziej. Było z nim tak spokojnie (pomijając to, że klepnął mnie w tyłek), miło. No i oczywiście – pomógł mi z prezentem dla mojej siostry, co naprawdę doceniłam. Równie dobrze mógł mieć to w głębokim poważaniu, prawda?
- Chcesz coś do jedzenia lub picia? – zapytałam, leniwie wstając z kanapy.
- Hm. Jeżeli mogę pójść z tobą i wykazać się swoim niezwykle dobrym talentem kulinarnym to tak.
- Chyba wolę zamówić pizzę – zaśmialiśmy się równocześnie, drugi raz tego wieczora.
- W sumie, będziemy mieć dużo okazji do wspólnego gotowania, więc zamawiaj pizzę na mój koszt.
- To miłe, ale to mój dom, a ty jesteś moim gościem, więc ja płacę – uśmiechnęłam się słodko do niego i wykręciłam numer pizzeri.
Po zaledwie czterdziestu minutach nam ją dostarczono, więc zważywszy na to ile czasu zajmowało im dostarczenie żarcia, to jest całkiem nieźle.
- Powiedz mi, Scarlett – lubisz koszykówkę? – zapytał Matt, smarując kawałek pizzy najostrzejszym sosem jaki dołączyli.
- Można powiedzieć, że nic do niej nie mam. Lubić jej nie lubię, bo nigdy nie grałam ani nie oglądałam meczu. A czemu pytasz? – uniosłam brew.
- Niedługo będziemy grać ważny mecz z sąsiednią szkołą. Prawdopodobnie to będzie decydować o zakfalifikowaniu się do zawodów, więc chciałbym żebyś była.
- Nie chce mi się.
- To ci się zachce. Starlight zgłosiła cię do drużyny cheerleaderskiej, zresztą Reginę też. Macie za dobre oceny z gimnastyki!
- Nieeeee – wyjęczałam i uderzyłam kilka razy twarzą w poduszkę.
- Będzie dobrze – powiedział, głaszcząc mnie po włosach.
Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego uważnie. Kąciki ust miał lekko uniesione, a w szmaragdowych oczach zobaczyłam błysk. Włosy, jak zawsze zresztą – były rozczochrane.
Powoli zaczynałam dostrzegać naprawdę małe szczegóły w jego wyglądzie. Niepokoiło mnie to. Sądziłam, że to zwykłe zmęczenie. Ale tak nie było.
- Scarlett?
- Tak?
- Co się właściwie dzieje? Patrzysz na mnie... inaczej.
- Co?...
- Może masz gorączkę – popatrzył na mnie z troską i przyłożył rękę do czoła.
To miało być inaczej. Zupełnie inaczej – pomyślałam.
- Matt, proszę zabierz rękę. Już.
- Dlaczego? – zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Po prostu. Nie chcę zrobić czegoś, czego żałować będziemy oboje – zamknęłam oczy.
- Niczego nie będę żałować. Nigdy niczego nie żałuję – położył dłoń na moim policzku.
Poczucie winy. Cholerne poczucie winy.
- Scarlett, odezwij się.
Obiecałam jej.
- Scarlett!
Chciałam dotrzymać tej obietnicy. Naprawdę chciałam.
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że twarz czarnowłosego znacznie zbliżyła się do mojej.
- Prosiłam cię o coś – szepnęłam.
- Tylko raz, Scar – powiedział cicho i pocałował mnie.
Bicie mojego serca znacznie przyspieszyło. Nie wiedziałam co zrobić. Jednocześnie byłam zła na siebie, że tym nie dotrzymuję złożonej obietnicy, ale z drugiej to tak cholernie tego chciałam. Chwilę odwzajemniłam pocałunek, ale jak na moje – dość szybko się oderwałam.
- Matt, nici z dzisiejszego nocowania...
- Słucham?
- Przepraszam, że cię wyganiam. Ale idź do domu, proszę.
- Scarlett, przecież...
- Nie, Matt. Lepiej będzie dla nas, gdy o tym zapomnimy, nie będziemy wracać do tego.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie zrozpaczonym wzrokiem, po czym wyszedł ze swoimi rzeczami trzaskając drzwiami.
I w tym momencie, nie wytrzymałam. Zaczęłam płakać.
xxx
RÓWNO TYSIĄC SŁÓW, WIELBCIE MNIE.
Może mnie niektórzy znienawidzą za takie zakończenie – ale hej, popatrzcie na pozytywy!
Dłuższe rozdziałyyy, kto się cieszy? *podnosi rękę do góry* Ale... dlaczego?
Ano dlatego, że:
1. MOJA UKOCHANA MNIE HEJTOWAŁA (też cię kocham)
2. Uznałam, że długość rozdziałów nie powala, a więcej słów = więcej Scatt = więcej dram i w ogóle, hihi.
3. Pisanie sprawia mi ogromną satysfakcję i stwierdziłam, że duszę się pisząc tak krótko.
Więc... cieszcie się i radujcie, a będzie wam dane.
Ps. Julia, region się tworzy
Może mnie niektórzy znienawidzą za takie zakończenie – ale hej, popatrzcie na pozytywy!
Dłuższe rozdziałyyy, kto się cieszy? *podnosi rękę do góry* Ale... dlaczego?
Ano dlatego, że:
1. MOJA UKOCHANA MNIE HEJTOWAŁA (też cię kocham)
2. Uznałam, że długość rozdziałów nie powala, a więcej słów = więcej Scatt = więcej dram i w ogóle, hihi.
3. Pisanie sprawia mi ogromną satysfakcję i stwierdziłam, że duszę się pisząc tak krótko.
Więc... cieszcie się i radujcie, a będzie wam dane.
Ps. Julia, region się tworzy
444444444444444444444444HHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHH
OdpowiedzUsuń