wtorek, 18 kwietnia 2017

Rozdział 22: Zwierzenia i ognisko


Matt przybiegł do mnie niemal natychmiast.
- Scar? Co się stało?
Szybko wzięłam zdjęcie z podłogi, złożyłam je i włożyłam do tylnej kieszeni spodni, w której znajdował się również wisiorek.
- Nie, nic – zaśmiałam się. – Przeleciała sowa i się... trochę przestraszyłam, o. Możemy w sumie już iść, nic tu po nas.
Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział, tylko poszedł w stronę wyjścia wraz ze mną.
W czasie powrotu do hotelu, zaczęłam układać sobie plan działania. Zamierzałam podpytać Bridget o Marka Kenneta, nie zdradzając, co zobaczyłam. Nie zostało dużo czasu do powrotu do Seattle, bodajże na następny dzień od naszej wizyty w tym domku, mieliśmy jechać i pożegnać się z tym miejscem.
Wróciliśmy na miejsce naszego aktualnego pobytu około godziny szesnastej. Od razu, na powitanie zaatakowała nas Regina, która wypytywała, gdzie przepadliśmy na te trzy godziny. Zmyśliliśmy coś na poczekaniu, co było chyba niepotrzebne, ale znając moją przyjaciółkę, zaczęłaby wypytywać  jeszcze bardziej. Dowiedzieliśmy się od blondynki, że dzisiaj jest ognisko z okazji zakończenia „tej jakże wspaniałej przygody” – jak to ona ujęła. Chłopcy oczywiście zajęli się poszukiwaniem kamieni, drewna, patyków i innych potrzebnych rzeczy do ogniska, a dziewczyny... jedzeniem.
Brakowało nam większości rzeczy, więc postanowiłyśmy przejść się do sklepu. W czasie drogi, opowiadałyśmy sobie różne historie z naszego życia – na przykład, co wspominamy najlepiej z dzieciństwa. Gdy przyszła kolej na Sharon, wykręciła się mówiąc, że opowie nam, gdy będziemy wracać, bo ta opowieść, będzie dość długa.
Z niecierpliwością wyczekiwałam momentu, kiedy wyjdziemy ze sklepu. Strasznie chciałam usłyszeć historię dziewczyny – nie powiem, ciekawiła mnie strasznie. Uznałam, że warto będzie jej wysłuchać.
- Więc – zaczęła Sharon. – W dzieciństwie, nie miałam zbyt wielu przyjemnych chwil. Moja matka i ojciec głównie skupiali się na moich ocenach, bo chcieli, by były jak najlepsze. Zapisywali mnie na różne dodatkowe zajęcia, które w ogóle nie są interesujące, a już na pewno nie tak, jak chcieliby tego rodzice. Nie zauważyli, że po pięciu miesiącach, zaczęło mnie to po prostu... przerastać. Nie umiałam pogodzić nauki z tymi dodatkowymi zajęciami. Więc po prostu, zaczęłam z tych zajęć  uciekać. W czasie ich trwania bywałam w parku, na placu zabaw, czasem spotykałam się z koleżankami w altanie. Po pewnym czasie spotkałam Matta. Razem spędzaliśmy czas, zaprzyjaźniliśmy się. Mama uznała, że jest dobrym kandydatem na mojego przyszłego chłopaka – mądry, ułożony, miły. Gdy chciałam w tej kwestii zaprotestować, oznajmiła mi, że nie istnieje przyjaźń między dziewczyną a chłopakiem, i między nami ta relacja też się zmieni za jakiś czas. A jeżeli nie, to na przyjaźń z mężczyzną nie warto tracić czasu. Nie wiedziałam co o tym myśleć, więc po prostu urwałam kontakt z Mattem. Ojciec po krótkim czasie od tego wydarzenia, zaczął pić. Potrzebowałam kogoś, kto podeprze mnie na duchu, bo matka tego nie potrafiła, była uzależniona od ojca. Więc szybko z Mattem staliśmy się parą. Matka była niesamowicie ucieszona. Wzięła rozwód, wygrała. Przeprowadziliśmy się na inną dzielnicę. Zmieniła swoje zachowanie wobec mnie, zwolniła ze wszelkich zajęć dodatkowych. Stała się w końcu matką, którą chciałam mieć. Dlatego tak bardzo nie chciałam się z nim rozstawać – bałam się matki. Wbrew wszystkiemu, Matt od zawsze był moim przyjacielem, ale niczym więcej. Gdy się rozstaliśmy uznałam, że powinniśmy byli zrobić to wcześniej, ale cóż. Co do pytań – nie, mama nadal nie wie, że nie jesteśmy już razem. Jednak myślę, że coś podejrzewa.
 - Czyli w skrócie, związek był ze względu na matkę. – Zerknęłam na Sharon, a ona pokiwała głową.
Gdy dotarłyśmy do  hotelu, od razu zaczęłyśmy przygotowywać jedzenie. Na pierwszy ogień poszły szaszłyki, które podobno były specjalnością Reginy – jej mama przygotowywała je z nią ZAWSZE, gdy mieli ochotę na ognisko. Ja pomagałam Sharon z przyprawieniem kiełbasek, co w sumie poszło nam naprawdę szybko, więc trochę przyłączyłyśmy się do robienia szaszłyków.
- Scarlett, a jak z tobą i Mattem? - Regina oparła się o ścianę i spojrzała na mnie wyczekująco.
Sama w sumie nie wiedziałam, co jej powiedzieć. Moją wypowiedź albo mogła zrozumieć inaczej niż powinna, albo oczekiwać jej bardziej „rozwiniętej".
- Dobrze – odparłam w końcu.
Dziewczyna uniosła brew.
-Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam... No ej, przecież możesz nam powiedzieć, jeżeli coś się dzieje, nie?
- Nic się nie dzieje, no. - Wzięłam szklankę z wodą i zaczęłam ją pić.
-Na razie – Sharon mrugnęła do mnie, przez co się zakrztusiłam. Dziewczyny zaczęły się śmiać, więc lekko speszona, wyszłam na dwór, z talerzem pełnym pokrojonego chleba.
Wyszło na to, że chłopcy uwinęli się szybciej z poukładaniem i pozawieszaniem wszystkiego, niż my z przygotowaniem jedzenia. Ale przynajmniej nie musiałyśmy się na nich wkurzać, że nie wykonali roboty na czas.
Charles chodził wokół ogniska, wgapiony w telefon, więc nie miałam ani cienia wątpliwości, że w tym momencie próbował łapać swoje ukochane pokemony. Will czyścił łódkę, więc postanowiłam się z nim przywitać, bo w sumie nie gadaliśmy dwa dni. Wydał się uszczęśliwiony faktem, że przyszłam po skończonej robocie.
- Dawno cię nie widziałem, wiesz?
Przewróciłam oczami i usiadłam na brzegu pomostu.
- E tam, to tylko dwa dni, tragedii nie ma.
Chłopak uśmiechnął się lekko, wyciągając łódź bardziej na brzeg.
- Może potem, po ognisku, popływamy razem? Ładna pogoda i w ogóle. Nie daj się prosić, Scar. – Popatrzył na mnie błagalnie.
Westchnęłam.
Nie chciało mi się pływać (to, że byłam leniem, to wiadome), ale nie chciałam, żeby Will był na mnie zły, więc się zgodziłam. Chwilę po naszej rozmowie, przyszedł czas na ognisko. Poruszaliśmy różne tematy – i te trudne dla nas i te, które wywoływały u nas duże ilości śmiechu. Przy niektórych tekstach rzucanych przez Reginę do tych dwóch idiotów, którzy się kłócili, dało się zakrztusić. Niektórych (czyli Charlesa i Sharon) trzeba było klepać po plecach, bo by się biedni udusili.
Około godziny dwudziestej drugiej, przyszedł czas na zakończenie ogniska.
- Na koniec, można coś zaśpiewać. Ktoś chętny? – Matt popatrzył po nas, jednak nie okazywaliśmy zbytnich chęci do śpiewania.
- Skoro jesteś taki mądry, to sam zaśpiewaj – mruknął Will.
- A żebyś wiedział, że zaśpiewam. – Chłopak poszedł po gitarę i szybko wrócił.
Ku mojemu zaskoczeniu (pozytywnemu w sumie), zaczął grać „I wanna be yours” zespołu „Artic Monkeys”.
Gdy przyszedł czas na refren, ja i Regina zaczęłyśmy śpiewać chórki.

Secrets I have held in my heart,
Are harder to hide than I thought,
Maybe I just wanna be yours,
I wanna be yours, I wanna be yours*

*Artic Monkeys – I wanna be yours

xxx
BO JAK NIE JA TO KTO.
Niebawem drama ;))

Będę płakać

1 komentarz: