Regina
Przepełniona energią, determinacją i wszystkimi innymi dobrymi aurami, które ma dziecko kwiatu połączone z wewnętrznym dresem, który ujawnia się czasami - szłam w stronę Sharon, żeby wyjaśnić kilka spraw. Między innymi fakt, jak się zachowała do Charlesa. Plus, prawdopodobnie zdradziła naszą tajemnicę, więc o tym też musiałam, po prostu musiałam z nią porozmawiać, inaczej chyba nie byłabym sobą.
Jednocześnie zastanawiał mnie wtedy fakt, czy naprawdę to powiedziała, a jeśli tak, to dlaczego. Przecież sama przechodziła przez nieciekawe sytuacje, wyjawianie sekretów przez fałszywe przyjaciółki, szydzenie z niej, obgadywanie.
Z rozmyślań wyrwały mnie krzyki dochodzące z szatni szajbusów, zwanych potocznie chłopakami. Zaciekawiona, co się tam wyprawia, postanowiłam porzucić chwilowo mój cel i skierować się w stronę hałasu. Dyskretnie, bo na palcach, ukryłam się za jakąś szafką, która znajdowała się na końcu pomieszczenia. Od razu tego pożałowalam. Strasznie z niej śmierdziało potem, sportem i w ogóle. Brrr.
- Masz co do niego?! - krzyczał jakąś chłopak. Prawdopodobnie z drużyny koszykarskiej, bo był ubrany w bluzę z logiem naszej szkoły. Chciałam wtrącić się w dyskusję, ale postanowiłam na razie tego nie robić - chętnie czekałam na rozwój sytuacji.
- No oczywiście! A ty nie masz? Też gej jesteś - zakpił Rick.
Powstrzymując chęć mordu względem tego nieinteligentnego osobnika, postanowiłam napisać do jedynego, słusznego rozdzielacza ludzi zmierzających do bójki (czy takie stanowisko jest, to nie wiem, serio).
Ja:
Matthew, przyjdź natychmiast. Rick zaraz oberwie w twarz godną Shreka i się nie pozbiera.
Na odpowiedź, nie musiałam długo czekać.
CuttieMattie:
Do szatni, ta? I od Ciebie, czy od kogo innego?
Ja:
Oczywiście, że ode mnie. I tak, do szatni.
Powracając do rzeczywistości, chyba przegapiłam parę rzeczy. Gość z irokezem walnął jakiemuś z drużyny, a ten z drużyny walnął innemu ze szkolnego plebsu. O co im poszło to w sumie ciężko rozszyfrować, ale w najlepszym wypadku, któryś komuś odbił dziewczynę i cóż, chłoptasie się zebrali. Może nie brzmi to zbyt fajnie, ale to codzienność w naszej szkole. Zawsze mogli zaangażować większą grupę, a wtedy... uwierzcie, byłoby ciężko ich rozdzielić.
Odliczając za pomocą stopera na telefonie mierzyłam czas bitwy tych dwóch skłóconych rodów. Czy chodziło o alpaki z Turcji? Czy już nie odpowiada im to, że nie oni je pasą? A może chodzi o coś innego? Tego właśnie chciała się dowiedzieć Peterson Regina z Seattle. Kończąc śmieszkowanie, szajbusom "małe nieporozumienie" zajęło gdzieś około dziesięciu minut, więc jak na nich, to całkiem niezły czas. Jednak dla mnie, to było trochę nudne, bo ile można słuchać wyzywających się idiotów?
Westchnęłam cicho. Nie chciało mi się czekać na Matta. I tak wystarczająco czasu straciłam, a miałam go przeznaczyć na coś zupełnie innego. Już chciałam wychodzić z tego całego interesu, jednak zatrzymałam się, gdy Rick zapytał dość głośno (ale za to bardzo miło!):
- A W MORDĘ CHCESZ?!
Nie wiedziałam do kogo to, ale bez zastanowienia, podeszłam do grupy, naskoczyłam na któregoś i takim samym tonem odpowiedziałam:
- NO CHCĘ!
Zauważyłam, że drużyna koszykarska, jak i szkolny plebs byli zaskoczeni moim nagłym pojawieniem się.
I dobrze im tak, niech nie czują się bezpiecznie, gdy robią coś nielegalnego, jak na przykład pójście do cukierni za szkołą - pomyślałam.
- Teraz wam zabrakło języka w waszych niewyparzonych buźkach? No dawajcie, chcę się bić - szturchnęłam Harrego.
- Dziewczyny się nie biją - burknął irokez.
Uniosłam brew. Smutno w sumie mi się zrobiło, że tak myśleli. Ich niewiedzę tłumaczyłam sobie tym, że pewnie nie widzieli żadnej walki w wersji żeńskiej. Biedacy, nie wiedzą co tracą... U nas jeszcze bardziej niebezpiecznie jest niż u nich! Włosy latają, tipsy, szminki, wszystko, dosłownie wszystko!
- Co wy? Dzieci, żeby się w szatni umawiać na jakieś bitwy? - Matt oparł się o framugę drzwi. - Proszę was.
Chłopcy z drużyny koszykarskiej wzruszyli ramionami na co ich kapitan, zrezygnowany, westchnął głęboko.
- No wiesz, to nie bez przyczyny ta bitwa! To za Charlesa!
Brunet zmarszczył brwi.
- A co wam do tego właściwie?
- No bo skoro to oni go najbardziej wyzywają, a Charles to twój przyjaciel, to oprawcom trzeba przemówić do rozumu, co nie? - Harry puścił do nas oczko.
- Co nie zmienia faktu, że już raz im coś powiedziałem - posłał w stronę szkolnego plebsu mordercze spojrzenie. - Zróbcie to jeżeli już po szkole, nie chcecie kłopotów, co nie?
Koszykarze pokręcili głowami. Kapitan pożegnał się z nimi i próbował ze mną porozmawiać, ale ja nadal trwałam przy tym, że chcę się bić z którymś z nich. Więc Matt, nie kombinując zbytnio, przewiesił mnie przez ramię i poszedł na górę. Postawił mnie dopiero przy schodach.
- Ej, ja chciałam się bić - burknęłam niezadowolona.
- Podobno miałaś coś załatwiać. Więc m...
- Nic jeszcze nie załatwiłam, bo najpierw poszłam do tych szajbusów - przerwałam mu. - Teraz właśnie będę szła. Jak Charles? - spojrzałam na niego.
- W miarę okej, teraz gada ze Scarlett. Mamy plany pójść gdzieś, żeby nie myślał zbyt wiele o dzisiaj.
- Okej, dobry pomysł, Mugolu - odparłam. - A teraz wybacz, alpaki czekają.
***
- Daj mi spokój, Regina - burknęła Sharon. - Nie mam czasu zawracać sobie głowy jakimiś pytaniami z kosmosu.
Kosmos to możesz zaraz zobaczyć - pomyślałam, zirytowana.
Nie chciała ze mną rozmawiać od bitego tygodnia, a jeżeli już rozmawiała, to zawsze mnie zbywała. Może powinnam była szybciej zareagować, gdy tak dziwnie się zachowywała? Pewnie tak, bym przynajmniej wtedy coś wiedziała. O kurde, ale rymy. Powinnam zostać poetką.
Dziewczyna oddalała się ode mnie coraz bardziej, a ja nie miałam siły, by przez następne pięć kilometrów ją gonić. Do głowy wtedy wpadł mi głupi pomysł, jednak prawdopodobnie skuteczny, by ją zatrzymać.
- Zatrzymaj się, bo pożałujesz, jeżeli pójdziesz dalej! Jesteś moja, a nie jego - wykrzyknęłam.
Szczęśliwie, zatrzymała się i co dziwne - podeszła bliżej! Odetchnęłam z ulgą, skrzyżowałam ręce na piersiach i powiedziałam:
- A teraz, musimy porozmawiać. Poważnie porozmawiać. Czy ty wiesz coś o tej zdradzonej tajemnicy Charlesa?
- Wiem, że była taka a nie inna - rzuciła.
Przewróciłam oczami.
- Chodzi o to, kto ją rozpuścił i podkoloryzował! Bo nie wierzę, żeby ktoś powiedział tak, jak naprawdę było - krzyknęłam, zdenerwowana.
- Jeżeli nawet wiem, to co? Mam ci powiedzieć? Chyba sobie żartujesz. Będzie jeszcze gorzej, jeżeli to zrobię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz