niedziela, 25 czerwca 2017

Rozdział 33: Ptaki

Will
Nie mogłem narzekać na moje dzieciństwo, bo było wspaniałe. Miałem wszystko, co chciałem, rodzice się mną zajmowali, a nie jakieś opiekunki. A nadal nie czułem się szczęśliwy.
Ludzie, którym to mówiłem uznawali, że albo jestem jakiś nienormalny, albo minie to z wiekiem. Jednak żadne z nich nie miało racji. Dopóki nie pojawiła się pewna osoba, przez którą mój świat nabrał kolorów.
Jak się pewnie domyślacie (ale nie musicie), była nią Scarlett. Poznaliśmy się w czwartej klasie, wtedy akurat skończyła nauczanie indywidualne. Widać było, że jesteśmy podobni - nie lubiliśmy  innych dzieci, bo ciągle wymyślały dziwne zabawy, które nas nie interesowały i były po prostu... dziwne. Wyobrażacie sobie rzucać w ptaka kamieniami i nazywać to rozrywką?
Oczywiście, przyczyniliśmy się do wielu pogrzebów ptaków, stawialiśmy im nawet prowizoryczne groby z kamieni, ewentualnie patyków, zależało to od zebranych przez nas zasobów. Wychowawczyni na nas krzyczała, że "co my robimy, przecież to jest dziwne!". Ale gdy wyjaśniłem jej, co inne dzieciaki robią, wtedy westchnęła i wszystkich zaprowadziła na poważną (w jej mniemaniu) rozmowę u dyrektora. Ostatecznie, nas pochwalono, a szkolnych zabójców ukarano.
Potem, lata mijały nam szybko. I wspólnie, oczywiście. Byliśmy jak nierozłączne rodzeństwo, które pomimo tego, że czasem się irytuje, to i tak potrafi bardzo szybko się pogodzić, jeśli sytuacja  tego wymaga. Jednak w tym przypadku, jedna ze stron w końcu... musiała, ale to musiała się zauroczyć.
I jak wiecie, tą osobą byłem ja. Myślałem, że to nie nastąpi aż tak szybko. Że do tego czasu, będę miał dziewczynę czy coś w tym rodzaju, ale nie. Powoli zaczęło mi nie wystarczać tylko przebywanie z nią, śmianie się. Chciałem ją łapać za rękę, patrzyć jak gestykuluje, gdy nie może znaleźć odpowiednich słów. Wiedzieć po prostu, że nikt inny nie będzie z nią, tylko ja.
Chciałem ją unieść, okręcić dookoła siebie i na koniec pocałować, by wiedziała, że cieszę się z jej zwycięstwa na karaoke. Jednak tylko ją przytuliłem, a uczucie zazdrości, gdy jeden chłopak pocałował ją w policzek, a ona się lekko zarumieniła, narastało niesamowicie.
Byłem typem człowieka, który chciał wszystkim naokoło pomagać, nawracać, prowadzić na dobrą drogę. Jednak ci, odrzucali moją pomoc. Niektórzy po prostu nie chcieli, drudzy na początku próbowali, ale potem zrezygnowali, a trzeci... po prostu mnie zwyzywali i powiedzieli, żebym nie wtrącał się w cudze życie. Nie wiedziałem co mam robić. Ze Scarlett, przebywać nie chciałem. Mógłbym zrobić jej krzywdę, lub wyznać swoje uczucia, co byłoby totalną katastrofą, bo tak zaprzepaściłbym przyjaźń z nią. Więc spróbowałem czegoś innego, czegoś co wymagało ode mnie niezwykłego sprytu, szybkości oraz umiejętnego dysponowania informacjami.
Mianowicie, zacząłem rozpuszczać niewinne plotki. Tak, możecie uwierzyć? Chłopak, który początkowo chciał wszystkim pomagać, nagle zaczyna robić to w odwrotną stronę. Jednak, miałem poczucie winy. Straszne. W pewnej chwili, gdy emocje wzięły górę nad rozumem, który gdzieś tam daleko krzyczał "Przez to, że powiesz, że to ty, zginiesz!" postanowiłem podrzucić karteczkę osobie, która ucierpiała z informacją, że to ja. Pewnie teraz sobie pomyślicie, że ooo, jakie to odważne! Ale to nie było odważne. Bo po kolejnej lekcji, wyjąłem ją, podarłem i napisałem nową. Zwaliłem wszystko na jakiegoś chłopaka z klasy pierwszej, przez co on dostał w twarz.
Scarlett nie wiedziała o tym, co robię. Uznała tylko, że skoro nie chciałem z nią rozmawiać ani się spotkać, to miałem najwidoczniej powód. W trakcie rozwijania się moich "umiejętności", pewnego dnia, ktoś mnie przyłapał. Już nie pamiętam, kto to taki był, ale wiem, że powiedział dwa słowa, które mną wstrząsnęły.
Kiedyś pożałujesz.
Więc chyba nie miałem innego wyboru, jak uważanie bardziej na to, co robię. A przestać nie mogłem, z jednego,  prostego powodu. Zaczęło mi to sprawiać tak ogromną frajdę, tak samo jak tym dzieciakom zabijanie ptaków. Cieszyłem się z cierpienia innych. Jednocześnie, wypełniając moje obowiązki plotkarza, trzymałem się na  początku z daleka od moich przyjaciół. Nie chciałem ich w to mieszać, co to, to nie. Pewnego zimowego dnia, spotkałem się z moją przyjaciółką. Rozmawialiśmy dość długo, ponad trzy godziny. Aż w końcu, przemówiła.
- Ostatnio się dziwnie zachowujesz. Przez krótki czas, uznawałam to za twoje złe dni, ale teraz patrzę... Jesteś inny. W zachowaniu, w swojej mowie. Zakochałeś się we mnie?
Byłem zaskoczony. Ale to chyba zbyt lekkie słowo na moją reakcję.  Czułem tak zwane motyle w brzuchu, bo miałem nadzieję na to, że jednak będziemy razem, bo hej, nawet jej nic nie powiedziałem, a ona to zauważyła! Jednakże, moja mina wyrażała co innego. Jakby smutek, zszokowanie, wstręt. Pokiwałem głową, na co ona, odchyliła głowę do tyłu, zamknęła oczy i zmarszczyła nos. Wiedziałem, że to oznaka intensywnego zastanawiania się, co w tej sprawie powiedzieć. Nie raz tak miała.
- Przepraszam cię, ale... bądźmy nadal przyjaciółmi, dobrze? - zapytała niepewnie otwierając oczy, po czym położyła rękę na moim ramieniu, którą szybko strąciłem.
- Dobrze. A teraz wybacz, muszę wracać. - Odszedłem szybko, by nie zobaczyła moich łez. W końcu byłem chłopakiem, nie mogłem ryczeć przy dziewczynie. To byłoby najgorsze na świecie.
xxx
- Jutro bal, dzieci, więc postarajcie się przyjść ładnie ubrani. I oczywiście z maskami! - krzyknęła wychowawczyni, podczas trwania dzwonka.
Regina oraz Scarlett przytaknęły, po czym z prędkością galopującej gazeli ulotniły się z klasy. A dwóch innych z tej paczki na lekcjach nie widziałem, więc postanowiłem pędzić za tamtymi dziewczynami i z nimi pogadać. W sumie, można powiedzieć, że gdyby nie to, że na chwilę przystanęły przy szafkach, nie złapałbym ich.
- Po co w ogóle ten bal?
- A co, wolisz lekcje? Poza tym, to jest niby bal walentynkowy. Pomimo tego, że mamy marzec - mruknęła niższa.
Przewróciłem oczami.
- Będzie pewnie cała szkoła, co? - zapytałem.
Scar pokiwała głową.
- I osoby spoza niej też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz