sobota, 18 marca 2017

Rozdział 15: Nowe horyzonty



25 grudnia chyba jest najbardziej oczekiwanym dniem przez wszystkich. Wtedy jest organizowana uroczysta kolacja, która ma na celu „zebranie ludzi w tym jakże pięknym dniu”.  Jednak wszystkie dzieci  czekały na 26 grudnia – bo przecież rano są prezenty.
Bridget latała po domu jak szalona, a ja po prostu w spokoju wypełniałam babeczki naprawdę słodką masą bakaliową. Były one od zawsze obecne na naszym obiedzie, więc i w tym roku zabraknąć ich nie mogło.
„Obiad” był zaplanowany na siedemnastą – o innej godzinie nie było mowy, ze względu na pracę Bridget. Zresztą i tak zjadłybyśmy to wszystko we dwie, więc jaki był sens na siłę zwalniania się z roboty?
W międzyczasie oczywiście pisałam z moimi przyjaciółmi, którzy zresztą tak samo jak ja przygotowywali najróżniejsze smakołyki.  No dobra, może poza Charlesem – on zajmował się szkicem komputera, bo nie był dobry w gotowaniu.
Regina:
O której macie obiad? My o 15.
Matt:
 Też 15. Rodzice muszą jechać jak najszybciej do pracy. Jaka to sprawiedliwość?
Charles:
14. Moi chcą wyjść na jakąś imprezę.
Scarlett:
17. Bridget ma pracę, więc.
Regina:
O jeez, jak późno!
Charles:
Przynajmniej będzie mieć obiad i kolację za jednym zamachem ;)
Matt:
Z serii: patrzmy na pozytywy sytuacji!
Zaśmiałam się cicho. Nie wiem jak, ale oni zawsze potrafili mnie rozśmieszyć.
***
Siedemnasta. Wszystko było przygotowane, dopięte na ostatni guzik.  Można było pomyśleć, że nic mnie już nie zaskoczy – ale jednak zaskoczyło.  Gdy miałyśmy zasiadać do stołu, usłyszałyśmy dzwonek. Szybko poszłam otworzyć i jak się okazało...
- NIESPODZIANKA – wykrzyknęli moi przyjaciele.
Każdy z nich miał coś do jedzenia – od sałatek zaczynając, na mięsie kończąc. Wszystko, ale to wszystko zjedliśmy. Po co zostawiać na następny dzień?
Prezenty również sobie rozdaliśmy – stwierdziliśmy jednogłośnie, że nie jesteśmy dziećmi i możemy rozdać je sobie teraz. Tym bardziej, że 31 grudnia nie będzie już tego klimatu świąt.
Byliśmy zachwyceni tym, że tak bardzo trafiliśmy w nasz gust. W końcu komuś coś się mogło nie podobać, prawda?
- Ten symulator randek jest jakąś sugestią, Scarlett? – zapytał Matt, obejmując mnie ramieniem.
- Nie wychodzi ci podrywanie. – Powiedziałam patrząc na niego, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Oj kochanie, będzie mu wychodziło – Regina uśmiechnęła się i posłała mu porozumiewawcze spojrzenie.
Nie podobało mi się to, że knują coś za moimi plecami. Co jak chcieli mnie związać, wywieźć i sprzedać? Opcja jak najbardziej możliwa z szalonymi  pomysłami blondynki. Oczywiście nie miałam wątpliwości, że oni mogą mieć kiedyś spisek, bo to było do przewidzenia, ale żeby tak wcześnie?
- Mam nadzieję, że to nie jest kolejny z twoich jakże szatańskich planów, Regino. – Zmarszczyłam brwi.
- Szatański  nie, bo ostatnio pożegnałam go z przytupem. Ale jak najbardziej w grę wchodzą plany słoneczne, kwieciste i świeciste – mrugnęła do mnie.
***
Matt
Nowy rok kojarzy się z czystą kartą, nowym życiem i innymi takimi duperelami. A mi od piętnastego roku życia kojarzył się z jednym – byłem coraz bliżej zostania studentem.
Głupie, prawda? Piętnastoletni chłopak myśli o studiach, a zaczyna się je mając dziewiętnaście lat. Coś tu nie grało.
Wybór studiów jest i zawsze będzie rzeczą ciężką – w końcu od tego zależy kim zostaniemy, gdzie będziemy mieszkać. Niektórzy wybierają je ze względu na osoby, między innymi rodziców, ale również przyjaciół, kasę, swoje miłości.
Ale ja tak nie chciałem.
Zależało mi po prostu na robieniu tego, co kocham. Bez większego patrzenia na przyjaciół i tak dalej, bo w tym świecie niczego nie można być pewnym. Standardowo, po krótkim czasie swoje zdanie zmieniłem.
Pewnie, pieniądze się również liczyły. W końcu to one są priorytetem w tym świecie, czyż nie?
- Matthew. Nie myśl tyle. Musisz iść do przyjaciół, w końcu niedługo północ – Eliott oparł się o framugę drzwi od mojego pokoju.
- Dziesięć minut nie zrobi im różnicy.
Mój brat parsknął śmiechem.
- Masz zamiar grać dzisiaj, czy mogę pożyczyć twoją gitarę? – zapytał.
- Mam zamiar dzisiaj grać, więc nie ma opcji. Poza tym, jak ci ostatnio ją pożyczyłem, to struny były w opłakanym stanie. – Wzdrygnąłem się na wspomnienie tego feralnego dnia.
- Oj przesadzasz – przewrócił oczami. – Lepiej idź, bo ci ta twoja Julia ucieknie.
Szturchnąłem Eliotta i zacząłem się sprawnie ogarniać. Nie zajęło mi to długo, więc szybko byłem na miejscu.
Regina wybrała cichy zakątek nad jeziorem – uznała, że będzie klimatycznie jak i romantycznie. Charles niestety musiał jej pomagać w zawieszaniu lampek i tak dalej. Dlaczego niestety? No cóż, można powiedzieć, że blondynka jest lekko wymagająca i zbyt upierdliwa.
Scarlett gadała ze swoją przyjaciółką – w sumie nie było to dziwne, spędzała z nią dużo czasu. Do nich po chwili dołączyła Sharon, wyraźnie uszczęśliwiona.
Co ona tu robiła – tego nie wiedziałem, ale miałem nadzieję, że się dowiem.
- W końcu jesteś! Miałeś problemy z bratem, że nie pojawiłeś się wcześniej? – Charles podszedł do mnie.
Pokręciłem głową. Eliott nie był  aż tak surowy jak się wydawało moim przyjaciołom, ale póki co nie zamierzałem wyprowadzać ich z błędu.
- Mam nadzieję, że przyniosłeś gitarę. Dzisiaj wyjątkowo będę cię słuchał.
- No wiesz co! A myślałem, że zawsze mnie słuchasz. To smutne – zaśmialiśmy się równocześnie i ruszyliśmy w stronę dziewczyn.
- A jak ze Scarlett? Wszystko w porządku?
Westchnąłem. Szatyn zupełnie nie miał pojęcia o wydarzeniu, które zaszło między nami, więc mu opowiedziałem. Jak zobaczyłem, słuchał uważnie, co w jego przypadku było naprawdę dużym osiągnięciem. Szczególnie po wyjściu gry Pokemon:Go.
- Słyszałem o tym od Reg, ale pomińmy. Możecie zagrać w dwadzieścia pytań, lepiej się poznacie i w ogóle.
Zamierzałem zrobić tak, jak powiedział. Niektóre fakty o Scarlett były wtedy dla mnie zupełną tajemnicą, a chciałem wiedzieć o niej jak najwięcej.
Gdy w końcu dotarliśmy do celu, dziewczyny się śmiały. A jak nas zobaczyły, to zaczęły jeszcze bardziej.
- W końcu dotarliście – wydusiła Sharon, turlając się po piasku.
- Musieliśmy porozmawiać. O co chodzi? – zapytałem, pochylając się nad Scarlett.
- Ej, Matthew! Nie molestuj jej, zostaw to na razie – oznajmiła  Regina, co jakiś czas przerywając, by się wyśmiać. – Zacznij lepiej grać tę piosenkę i zaśpiewaj ją ze swoją wybranką.
Oczywiście zrobiliśmy tak, jak powiedziała blondynka. Sprzeciwienie się jej mogłoby mieć naprawdę niefajne jak i w niektórych przypadkach bolesne skutki.
Piosenką wybraną przeze mnie był stary hit Roya Orbitsona – Pretty Woman. Praktycznie nie odrywałem wzroku od Scar, chciałem z nią nawiązać kontakt wzrokowy. Na moje szczęście, udało się. Nasze głosy idealnie się dopełniały. Dźwięk gitary był tutaj jedynie tłem, które jakbyśmy chcieli – mogłoby nie istnieć.
Zauważyłem, że Sharon była uśmiechnięta i opierała głowę o ramię Reginy. Wydało mi się to słodkie, sam nie wiem czemu. Tak jakby obie były stworzone dla siebie, pomimo dość dużych różnic w charakterze, ale jak to mówią – przeciwieństwa się przyciągają.
Około dwóch minut przed północą odpłynęliśmy łódką spory kawałek od brzegu. Oczywiście tylko Scarlett i ja.
- Spędzenie ostatnich dwóch minut tego roku na ziemi byłoby  banalne, ta?
- Oczywiście! A co, nie podoba się?
- Proszę cię, mam takie zdanie jak ty!
Uśmiechnąłem się, a ona ten uśmiech odwzajemniła. Spojrzałem na godzinę. Za piętnaście sekund północ. Niebo zaczęły rozświetlać fajerwerki. Widok był magiczny, podobnie jak nastrój w tej chwili.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Scar – szepnąłem i przytuliłem ją do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz