niedziela, 19 marca 2017
Rozdział 16: Kwiatuszek?
Powroty - szczególnie do szkoły - bywają naprawdę trudne. Musimy się na nowo przyzwyczajać do tej musztry, niemalże wojskowej, którą jest ranne wstawanie chociażby. Ogólnie, nie polecam.
Poniedziałek to chyba najbardziej znienawidzony dzień w historii. Przynajmniej tak twierdziła Regina, Charles oraz większość uczniów.
Około godziny ósmej byłam już w szkole. Miałam na dziewiątą, ale chciałam być szybciej ze względu na jedną z ostatnich prób do musicalu „Heathers”. Zależało nam na tym ogromnie, w końcu to było wyzwanie. Odwzorować wszystko idealnie, bez żadnych pomyłek i tym podobnych.
Jak się okazało, byłam jedną z pierwszych osób na próbie. Przede mną tylko był Charles, który (co mnie wcale nie zdziwiło) zajmował się łapaniem Kadabry. Postanowiłam mu w tym nie przeszkadzać, wolałam trzymać się z dala, byleby nie narażać się na gniew gracza.
W trakcie czekania na pozostałych, zaczęłam powtarzać sobie tekst „Big Fun”. Ta piosenka była jedną z weselszych, jak i grupowych. Wszyscy, bez względu na rolę mogli wziąć w niej udział. Magia, co?
- Jak zawsze musisz być pierwsza na miejscu - mruknął Matt, po czym się zaśmiał. – Witam serdecznie, koleżanko.
- Nie byłam pierwsza. – Przewróciłam oczami. – Poza tym, nawet jakbym była pierwsza, to co? Masz z tym jakiś problem, kolo?
Ja i Matt wybuchnęliśmy śmiechem, co zwróciło uwagę Charlesa jak i woźnego. Oboje popatrzyli na nas jak na jakichś obłąkanych ludzi.
- Scarlett, ja rozumiem, że bawisz się w dresa – zaczął szatyn – ale pogódź się z tym, że nim nie będziesz.
Zrobiłam obrażoną minę, po czym odwróciłam się od nich i podążyłam w stronę garderoby. Miałam nadzieję, że ubranie Veronicy jest już gotowe – koniecznie chciałam zobaczyć, jak w nim wyglądam.
W sumie wracając pamięcią do dobierania ról, ciągle się śmieję. To nie było żadne „ja chcę”. Pani Starlight wybierała na ślepo, dosłownie. Zawiązała na oczach chustkę i kręciła się, powtarzając po cichu imię postaci, którą ktoś się stanie.
Dziesięć minut po Mattcie przyszli praktycznie wszyscy „bardzo potrzebni” ludzie. Założyliśmy nasze stroje i przystąpiliśmy do działania. Na pierwszy ogień poleciało „Candy Store” w wykonaniu Sharon, Reginy oraz Elizabeth. Szczerze mówiąc, to była jedna z moich ulubionych piosenek, ze względu na synchronizację dziewczyn i pasję z jaką śpiewały.
***
- Kobieta w kwiaciarni była wyjątkowo skupiona na własnych gustach, a nie na moim zamówieniu dla mamy. No i mówię, że nie interesują mnie białe róże, a ona nadal namawia mnie na ich kupno. Gdzie tutaj słuchanie ludzi ze zrozumieniem, Scar? – Regina zamówiła kolejnego truskawkowego shake’a.
- Taa, czyli mama ucieszyła się z bukietu? Rozumiem, że postawiłaś na swoim.
- Taaak, sklepikarka była rozczarowana, że nie udało jej się wtrynić tego gównianego bukietu, który chciała – zaśmiałyśmy się krótko i przybiłyśmy piątkę.
I nagle nastrój mi się zmienił. Pomyślałam, że też chciałabym móc wręczyć mamie czerwone róże na urodziny.
Byłyśmy krótko po lekcjach. Kolejnej próby nie zrobiliśmy, bo wszyscy stwierdziliśmy (pani Starlight również), że jesteśmy naprawdę dobrze przygotowani. Może było to niewłaściwe zachowanie, ale my tak nie myśleliśmy. W końcu wtedy mieliśmy zaplanowane próby na następne dni. Więc nie było się czym martwić, racja?
- Tylko czerwone, jak rozumiem? – Matt uniósł brew do góry, mieszając słomką w swoim napoju.
- Tak, zdecydowanie czerwone róże wygrywają. – Uśmiechnęłam się lekko.
- Moglibyście zainteresować się w końcu kosmitami, a nie różami – prychnął Charles, powstrzymując śmiech.
- Dlaczego akurat kosmitami? – i tak w odpowiedzi na moje pytanie, przypomniano mi, że szatynowi naprawdę dobrze szła budowa komputera do „rozmowy” z nimi. Chociaż wszyscy wątpili w to, że się z nimi skontaktuje (a nie oszukujmy się, to było niemożliwe) on nadal trwał w swoim przekonaniu spotkania. A faktem, który zaskoczył Reginę, Sharon oraz mnie było to, że Matt od czasu do czasu mu pomagał. Ale w końcu byli przyjaciółmi od piaskownicy.
- Kosmici są niezwykle interesującym tematem. - Czarnowłosy popatrzył na mnie i uśmiechnął się lekko. – W końcu należysz do nich. Prawda, Scarlett?
- Ha, ha. Bardzo śmieszne – przewróciłam oczami – tak naprawdę, to każdy z tutaj obecnych do nich należy. Prawda?
Wszyscy obecni przytaknęli, po czym wrócili do jedzenia.
Gdy już znudziło nam się siedzenie w barze, poszliśmy do parku. Oczywiście, żeby nie było nudno, w międzyczasie graliśmy w dwadzieścia pytań. W sumie po samym tytule gry, można było się domyśleć o co w niej chodziło.
- Na jakie studia chcesz iść? – zapytała mnie Sharon.
W tamtym momencie nie wiedziałam w sumie, co powiedzieć. Przez siedemnaście lat swojego życia nie myślałam na poważnie o studiach, zdawały się... bardzo odległe. A jeżeli już myślałam, to miałam tysiąc kierunków, które mnie „interesowały” i były lepiej lub mniej płatne.
- Na razie nie mam pomysłu, ale sądzę, że pójdę w sztukę – odparłam niepewnie. – Charles. Dlaczego lubisz kosmitów?
Szatyn zaśmiał się pod nosem i zaczął swój wywód o tym, dlaczego interesują go te „niezwykle inteligentne” istoty pozaziemskie. Jednym z ważniejszych powodów był fakt, że wiedzą o nas tylko podstawowe rzeczy, jak pochodzenie i rodzina, a nie oceniają ludzi na ich podstawie. To było ewidentne picie do kogoś...
***
Wieczorem obejrzałam w internecie cały oryginalny musical „Heathers”. Piosenki były świetne, ogromnie się cieszyłam, że dostaliśmy szansę wystawienia tego. Bridget deklarowała, że przyjdzie, więc trzymałam ją za słowo – to był nasz pierwszy, poważny projekt. Jasne, po drodze były mniejsze przedstawienia i tym podobne, ale ten... należał do bardziej wymagających.
Obejrzenie do końca musicalu przerwał mi dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, jednak nikogo nie zobaczyłam. Spojrzałam w dół, na wycieraczce leżała czerwona róża. Podniosłam ją z uśmiechem i poszłam poszukać wazonu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz