niedziela, 7 maja 2017

Rozdział 24: Nowy przyjaciel Matta i jeziorko.



Matt

  Tak jak przewidywałem, historyczka nie zaakceptowała mojego nowego koloru włosów. Kazała mi to zmyć do następnej lekcji z nią (która odbywała się dwa dni później), inaczej „pójdzie do dyrektora, bo to niewybaczalne, by uczniowie malowali sobie włosy na takie wymyślne barwy, które są wyzywające i hańbią naszą dobrą szkołę”. Klasa i inni nic na tę naprawdę bajeczną fryzurę nie mówili, tylko trochę się śmiali. Ale po to sobie tej farby aż tak szybko nie zmyłem, w końcu warto rozbawiać ludzi.
  Szósta, czyli ostatnia w tym dniu godzina lekcyjna okazała się być zastępstwem z naszą wychowawczynią, panią Hamilton. Przez praktycznie cały dzień nie widziałem się z moimi przyjaciółmi, więc to była idealna okazja do tego, by z nimi porozmawiać. Czasami żałowałem, że nie ustaliłem sobie planu, który by chociaż trochę zgadzał się z ich, ale no – za głupotę się płaci.
Na wychowawczynię czekaliśmy około dwudziestu minut. W tym czasie zdążyłem trochę porozmawiać z  naszą „kompanią”, więc można powiedzieć, że te spóźnienie w miarę się dla nas przydało. Niestety, powód był gorszy niż można się było spodziewać. Mianowicie – okazało się, że to Will.
Serdecznie przepraszam was za spóźnienie! Ale mam usprawiedliwienie – uśmiechnęła się szeroko, wskazując dłonią na tego naprawdę zacnego człowieka, który na pewno stał się moim nowym, najlepszym przyjacielem. – Przedstaw się i usiądź do... – Hamilton rozejrzała się po klasie i na nieszczęście Reginy, wzrok nauczycielki spoczął na niej. – Do Reginy.
Oczywiście chłopak przedstawił się... w miarę dobrze. Nie powiedział zbyt dużo o sobie, tylko, że lubi koszykówkę, przebył długą drogę tutaj i ma nadzieję, że szybko się zaaklimatyzuje.
Nie miałem ani cienia wątpliwości, że będzie chciał dołączyć do naszej szkolnej drużyny. Miałem w sercu małą nadzieję, że przez to, że jesteśmy w półfinałach, nie dostanie się. Chociaż po trenerze można było się dosłownie wszystkiego spodziewać, włącznie z przyjęciem jakiegoś randomowego gościa.
Idziemy dzisiaj nad jezioro. Odstresujesz się – szepnął mi na ucho Charles, który był  naprawdę rozbawiony.
Skinąłem głową i tak. Dawno nie wychodziłem z nim sam na sam, a przyjaciele czasem muszą wybrać się na wypad.
***
Poprawiłem moją czapkę z napisem“make memes great again” (oczywiście była tyłem), którą dostałem od Charlesa, na moim zimowym okryciu głowy. Tak, nie wstydziłem się tego, jak chodzę. Chciałem oczywiście zakładać tylko prezent od mojego najlepszego przyjaciela, ale cóż – znacie upartość rodziców, starszego rodzeństwa. Jak osły, po prostu.
A gdzie twoja gitara? Liczyłem na coś romantycznego. Aj, nie starasz się. – Usłyszałem głos zawodowego łapacza pokemonów.
Odwróciłem głowę w jego stronę, cicho się zaśmiałem i rzuciłem:
  Kara za pięciominutowe spóźnienie.
Tak całkowicie mówiąc szczerze, uwielbiałem spędzać czas z nim. Czułem się, jakby to był mój brat. Nie musiałem przed nim niczego udawać, wymuszać uśmiechu. Mogłem mu powiedzieć dosłownie wszystko, a on nigdy by się ode mnie nie odwrócił. Zawsze dawał mi dobre rady, które stosowałem w moim życiu, bo były bardzo pomocne. Cholera, naprawdę, oddałbym za niego życie.
Nasze spotkanie (jak i wszystkie poprzednie) zaczęliśmy od śpiewania piosenki “Take a Hint”, w wersji Nightcore. Czuliśmy do niej straszny sentyment, a szczególnie Charles, bo lubił ten typ muzyki. Zawsze starałem się na urodziny zabierać go na jakieś konwenty, gdzie takiego czegoś było dużo. Nie trawiłem tego z całego serca, nie rozumiałem jak można tego słuchać, ale musiałem (i chciałem) to uszanować, bo on to lubił. Chciałem, żeby na tych koncertach był szczęśliwy i nie przejmował się moim “O to ty sobie sam słuchaj, ja tego nie lubię” (a uwierzcie, że miał do tego skłonności – potrafił rezygnować z czegoś dla kogoś).
Po piosence, zaczęliśmy luźno gadać o grach (między innymi o Pokemon:Go oraz Mystic Messengerze), o tym co robiliśmy przez weekend, kiedy się nie widzieliśmy. Czyli standardowo o wszystkim i niczym, ale do tego doszedł temat Scarlett.
Więc kiedy zaprosisz ją na jakąś randkę?
Spojrzałem na niego zdziwiony. Oparłem się dłoniami o pomost i powiedziałem:
  Niedługo.
Chłopak przewrócił oczami, usiadł obok mnie i walnął mocno w tył głowy.
Cholera, nie spodziewałem się, że to aż tak będzie boleć. Zacząłem masować obolałe miejsce i spojrzałem na przyjaciela z wyrzutem.
  Niedługo to ktoś może ci ją zabrać – oznajmił. – A ty jak na razie, jesteś jak jakiś pies ogrodnika. Zajmij się bardziej Scarlett, niż wkurzaniem się na Willa.
Westchnąłem głęboko.
Charles gdy chciał, był szczery. Do bólu. Ale miał rację, w końcu ja sam nie mogłem tego obiektywnie ocenić. Plus, jego rady się przydawały.
Spróbuję.
I pamiętaj, nie stosuj tego podrywu o pokrzywach. Nie poleci na niego, zapewniam cię.
Zaśmiałem się cicho, poklepałem go po plecach i zapewniłem, że nie będę tego używał.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę o dziewczynach, po czym przeszliśmy do tematu dzieciństwa. Wspominaliśmy, jak z kartonów robiliśmy zamki, przyozdabialiśmy je światełkami, malowaliśmy na różne kolory, które zupełnie do siebie nie pasowały, naklejaliśmy naklejki superbohaterów, typu Batman. Zacząłem tęsknić za tymi czasami,  gdy nie musieliśmy  się przejmować tym, co będzie jutro. Żyliśmy po prostu chwilą.
Po tym wszystkim poszliśmy do mnie, oglądać “Jak poznałem waszą matkę”. Czasami rzucaliśmy popcornem w telewizor, denerwując się na głównych bohaterów, ich zachowanie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz