niedziela, 14 maja 2017
Rozdział 26: Houston...
Większość ludzi sądzi, że szkoła jest potrzebna, by się wykształcić. Większość nastolatków sądzi, że to piekło. A co sądzę ja?
Że to dobre miejsce do schowania się. Choć na chwilę. Jednak nie mówię o wszystkich miejscach, bo niektóre są żałosne i bardzo, ale to bardzo przewidywalne.
Pewnie teraz jesteście ciekawi, dlaczego się chowałam (albo i nie). Ale bez względu na wasze zdanie – i tak wam to powiem. Otóż, poprzedniej nocy, zadzwoniłam do Matta, przez koszmar, który tak mnie przeraził, że musiałam zająć myśli czymś innym. No i się zajęłam. Ale gdy tylko zaczęłam z nim rozmawiać, poczułam się głupio. Po prostu jak dziecko, które potrzebuje pomocy, bo samo sobie poradzić nie może. Z każdą napływającą sekundą, coraz bardziej miałam obawę, że On to rozpowie – że wszyscy będą wiedzieć, a co najgorsze, śmiać się. Tak, wiem, pewnie histeryzowałam, ale teraz to nie jest ważne.
Poczułam napływające do moich oczu łzy. Zaczęłam przypominać sobie rodziców, a szczególnie to, jaka szczęśliwa z nimi byłam. W co bawiłyśmy się wraz z Bridget, pod ich nieobecność, potem to przerywając, by ich powitać po pracy. To wszystko zrujnowało się w jedną noc. Przez jeden samochód. Przez jednego człowieka, który nie panował nad kierownicą.
Potrząsnęłam głową. Nie mogłam o tym myśleć w kantorku sali taneczno-teatralnej, co to, to nie. Jeszcze ktoś by mnie zobaczył. Wytarłam ręką łzy i szybko skierowałam się na swoje miejsce, by poczekać na innych. Przyszłam jak zawsze wcześniej, bo mieliśmy mieć przedostatnią próbę do musicalu. Jak się okazało, ludzie dość szybko przyszli, co było pocieszające, bo mogłam oderwać myśli od wczorajszej nocy i ogólnie – od wypadku.
Standardowo, musieliśmy się przebrać w stroje naszych postaci. Nie mieliśmy z tym większego kłopotu, ponieważ ubrania nie były jakieś skomplikowane do założenia. Jedynie “Heathers” musiały się nagimnastykować z perukami. Głównie Sharon, która miała czerwone włosy, a postać, którą grała, miała blond. Więc sami rozumiecie problem.
Cała próba przebiegała idealnie – nie było żadnego pomylenia się, gdy śpiewaliśmy, omsknięcia nogi podczas którejś z choreografii. Można powiedzieć, że chcieliśmy, żeby tak przebiegało finalne przedstawienie.
Ale niestety (albo i stety), nic nie może być idealne.
W trakcie ostatniej z piosenek, spadł reflektor, który mnie oświetlał. Gdybym w tamtym momencie nie przesunęła się, Bóg wie, co by było. Usłyszałam tylko roztrzaskiwanie się szkła i huk. Tak, jak przy wypadku. Spanikowałam. Przypomniał mi się wypadek, roztrzaskana przednia szyba samochodu, światło. Uciekłam jak najszybciej z klasy i chcąc uspokoić się w samotności, pobiegłam do schowka woźnego. Na moje nieszczęście, nie był otwarty, więc popędziłam do basenowej szatni.
Tym razem, nie powstrzymywałam płaczu, bo miałam po prostu dość. Miałam dość tego, że próbowałam stłumić emocje za każdym razem, kiedy wspominałam rodziców oraz ten nieszczęsny wypadek. Chciałam po prostu się wypłakać. Więc bez żadnych zbędnych ceregieli, zrobiłam to. Moja “samotność” długo nie trwała, z dwóch powodów. A mianowicie mojej najlepszej przyjaciółki i Matta, którzy byli jednocześnie zmartwieni i zszokowani tym, że płaczę.
- O co chodzi, skarbie? – Regina usiadła obok mnie.
Spojrzałam na nią i westchnęłam, zastanawiając się, czy jej powiedzieć. Kłóciłam się ze złymi myślami, będąc (możecie mi pogratulować) w przekonaniu, że ona to zrozumie i nie wyśmieje.
- Chodzi o ten rozbity reflektor. To wszystko skojarzyłam sobie ze śmiertelnym wypadkiem moich rodziców, dwa lata temu. Dlatego się tutaj przeprowadziłam i dlatego Bridget chodzi na wszelkie spotkania, wywiadówki.
Regina wytrzeszczyła oczy, po czym zakryła je obiema dłońmi. Wydawała się strasznie przejęta tym, co powiedziałam. Mogę nawet stwierdzić, że przez wiadomość, którą jej dostarczyłam, chwilę nie oddychała. Jednak po dłuższej chwili, odkryła oczy i przytuliła mnie mocno, przez co jeszcze bardziej zaczęły mi lecieć łzy. Matt również dołączył do zbiorowego tulenia.
- Masz zapewnione, że się od ciebie nie odwrócimy. I to nie z litości. Bo jesteśmy jak rodzina. A rodzina musi się wspierać – wyszeptał zielonooki do mojego ucha.
Cieszyłam się niezmiernie, że mam takich przyjaciół. Wspierających, rozumiejących wszystko, bo o takich jest trudno, niezależnie, w jakim kraju czy miejscowości mieszkasz.
Odkleiliśmy się od siebie po kilku minutach i podążyliśmy w kierunku sali. Postanowiłam, że muszę o tym jeszcze powiedzieć Charlesowi oraz Sharon, jeżeli nadal była na próbie. Co do niej, nie byłam pewna, czy mogę jej ujawnić prawdę o mojej “przeszłości” i tym, co się wydarzyło. Ale stwierdziłam, że skoro nie powiedziała innych rzeczy, to czemu akurat ma powiedzieć tą? To byłoby idiotyczne.
- Co się stało? Natychmiast mów, Scarlett. – Szatyn dopadł do mnie, gdy tylko wróciliśmy na miejsce naszego wcześniejszego pobytu. Zaśmiałam się pod nosem i pociągnęłam go w mniej zatłoczoną okolicę. Po drodze zgarnęłam Sharon, bo jej wypadało również wyjaśnić.
Powiedziałam im to samo, co moim “stalkerom”. Również byli zszokowani. Dziewczyna poklepała mnie po plecach, co uznałam za przyjazny gest, mówiący “Będzie dobrze”. A Charles, no cóż. Zaczął zasypywać cytatami najróżniejszych filozofów, oraz dał w miarę dobre rady, jak stłumić ból po stracie rodziców, bo w sumie on wiedział o co chodzi.
Pani Starlight wypytała mnie, co się stało, ale wykręciłam się tym, że mam zaraz test z chemii i niestety nie mogę jej tego wytłumaczyć. Chciała zaprotestować, ale w końcu Bóg mnie wysłuchał, bo zadzwonił dzwonek, obwieszczający początek pierwszej godziny lekcyjnej.
Zajęcia nie przebiegały ciekawie, mogę powiedzieć w sumie, że to był jeden z najnudniejszych dni w szkole. Po tym “piekle” planowałam udać się z przyjaciółmi na imprezę. Wiecie, domówka u jednej z koleżanek Reginy, wypadało być, chociażby z samej grzeczności, bo oficjalnie zaprosiła nas wszystkich. Jednak, ktoś musiał pokrzyżować mi plany i oznajmić, że nie pójdę.
- Ale Bridget! Przecież wypełniam wszystkie swoje obowiązki, jestem grzeczna, opiekuję się Midnightem! – wyjęczałam, siedząc tuż przy jej nodze.
- Musisz zostać dzisiaj w domu, zrozum to – westchnęła. – Poza tym, nie odebrałaś listu, więc nie możesz pójść. Jakby co, jest na stole – mrugnęła do mnie, po czym skierowała się w stronę kuchni.
Zmarszczyłam brwi, usiadłam na kanapie i wzięłam do ręki lekko wypukłą kopertę. Była zielona, czyli w sumie w moim ulubionym kolorze. Otworzyłam ją i pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to czekolada orzechowa W KSZTAŁCIE RÓŻ. Wyjęłam smakołyk, po czym położyłam na kanapie, z zamiarem późniejszego zjedzenia jej. Zaczęłam czytać list. Nadawca nie fatygował się z napisaniem chociażby dwóch wyrazów, jedynym napisem było “Smacznego”, które zostało wydrukowane. Nie chciał, żebym poznała jego pismo. Powoli zaczynało mnie to wkurzać, bo pod swoim domem praktycznie codziennie znajdowałam czerwone róże, a śladu po darczyńcy brak.
- Scarlett, będę o drugiej w nocy! Nie rozrabiaj tylko – krzyknęła Bridget, trzaskając drzwiami od domu.
Jasne, nie narozrabiam. Przynajmniej nie w domu – pomyślałam, uśmiechając się pod nosem. Nasypałam Midnightowi różnych przysmaków do miski, wypełniłam drugą mlekiem i zaczęłam głaskać kota. Trwało to tylko przez chwilę, bo do imprezy nie zostało zbyt dużo czasu. Postanowiłam ubrać coś innego niż zazwyczaj, mianowicie niebieską bluzkę z logiem nowej płyty Eda Sheerana, czarną, skórzaną kurtkę oraz tego samego koloru spodnie i trampki. Zanim zapytacie – nie, nie byłam zwolenniczką butów na obcasie oraz sukienek.
Wykręciłam numer do Matta. Odebrał niemal natychmiastowo.
- Przyjedziesz po mnie? – zapytałam.
***
- Dom zamknięty, wszystko zamknięte i zabezpieczone. Cholera, a może o czymś zapomniałam…
Regina zaśmiała się głośno, klepiąc mnie po głowie. Po tym, jak “uciekłam” niepostrzeżenie (bo nie było mojej siostry) z domu, całą drogę martwiłam się, czy na pewno zamknęłam dom, ubezpieczyłam kota w karmę i piciu. Różne takie pierdoły.
- Nie martw się, nikt ci tego domu nie ukradnie. A nawet jak, przeniesiesz się do mojego, nie ma problemu!
Mimowolnie, zaśmiałam się cicho. Potrafiła mnie rozbawić, nawet jeżeli jej żarty były suche czy coś w tym rodzaju.
- Jestem trochę pod wrażeniem tego, że nie spotkaliśmy jeszcze gospodyni – powiedziałam, przeciskając się przez tłum, z resztą moich przyjaciół.
- Może jest czymś zajęta – rzucił Matt. – Ogarnięcie takiej imprezy nie jest łatwe, Słońce – mrugnął do mnie prawym okiem, na co przewróciłam tylko oczami i szturchnęłam go lekko.
Postanowiliśmy udać się do kuchni, bo we wszystkich filmach jakie oglądaliśmy, tam przebywała osoba, która organizowała wydarzenie. I jak się okazało, była to prawda. Osobiście nie znałam tej dziewczyny, migała mi tylko na szkolnym korytarzu. Najczęściej witała się z Charlesem albo po prostu przytulała wszystkich dookoła. Na pierwszy rzut oka, dość miła osóbka.
- Jak ja się cieszę, że w końcu dotarliście! – wykrzyknęła. – Sharon, wyglądasz zniewalająco.
Regina rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w stronę… Alison? Susane? Sama nie wiem jak się nazywała, a nie chciałam pytać, by nie wyjść na tą, która jej nie zna.
- My też się cieszymy. Jakie atrakcje przygotowałaś? – Matt objął mnie ramieniem. Zadziwiające było to, że nie odsunęłam się od niego. A może to było normalne? A kto to wie.
Gospodyni zaśmiała się serdecznie, po czym zaczęła wymieniać. Najbardziej interesowała mnie interaktywna bitwa taneczna z kimś z imprezy oraz karaoke, które jak zauważyłam, było okupywane przez grupkę chłopaków, którzy fałszowali tak mocno, że nie dało się ich słuchać. Był też piwny ping-pong, ale on mnie nie interesował. Udałam się więc z moim ochroniarzem (kto zgadnie, kto to był, dostanie pięćdziesiąt ciastek!) w stronę mniej okupywanej atrakcji. Zaczęliśmy rywalizację z chłopakiem o tytuł najlepszego tancerza i oczywiście, wygrałam ja. Tłumaczeniem było to, że “Nie umiał tańczyć”, więc za cel na najbliższe dni obrałam sobie również nauczenie go tej jakże łatwej (dla niektórych) rzeczy. Wracając do naszych przyjaciół, trafiliśmy na jakiegoś mężczyznę, który zaczepił mnie zupełnie bez przyczyny.
- Scarlett Forestter, prawda?
Spojrzałam na niego nieufnie, skinając powoli głową.
- Do czego ta wiadomość panu potrzebna?
- Chciałem po prostu się przekonać, kogo będę musiał wyciągać z muzyki. Do zobaczenia na lekcjach – odszedł od nas.
Przywaliłam sobie z otwartej dłoni w czoło. MARK KENNET DO JASNEJ CIASNEJ.
Może dlatego Bridget nie chciała mnie wypuścić – pomyślałam, wznawiając marsz.
- Dlaczego się uderzyłaś? – Matt przekrzywił głowę.
- Długa historia, związana z tym facetem, który mnie zaczepił. Jak będę coś wiedziała, to powiem.
Reszta imprezy, minęła bardzo spokojnie. Głównie śpiewaliśmy, bo na tańczenie, większość sił nie miała. W trakcie powrotu do domu, czułam się obserwowana. Zresztą tak samo było na imprezie. Możecie uznać to za śmieszne – na imprezie obserwowana, tak samo, gdy wraca do domu. Wariatka normalnie. Ale fakt, że ktoś mi wysyłał listy, róże, czekoladki I NIE CHCIAŁ SIĘ PRZYZNAĆ, wcale nie polepszał sytuacji. Chciałam powiedzieć Bridget o swoich obawach, ale wkurzyłaby się na mnie za fakt, że poszłam na imprezę. Zadecydowałam, że jeśli jeszcze raz ten ktoś się do mnie odezwie, powiem o tym komuś. Po prostu, bez ociągania i machnięcia ręką.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz