Matt
Resztę dni, w których musiałem chodzić do szkoły, spędziłem na rozmowach, głównie z moimi przyjaciółmi (czyli między innymi Charlesem i Reginą). Gdy przyszedł czas na mój upragniony weekend, niestety w sobotę przyszło mi iść na trening koszykówki, który odbywał się o… szóstej rano.
Tak, o szóstej rano.
Szaleństwo.
Niektórzy mogli nie przyjść, jak powiedział trener – ale ja musiałem być. Spodziewałem się w sumie najgorszego, jednak do końca w moim sercu była malutka iskra nadziei, która mówiła “on chce tylko pogadać na temat przyszłych meczów, bo ty to kapitan!”.
Jednak, niestety ta nadzieja całkowicie umarła, gdy zobaczyłem Willa na boisku, trenującego. I zawzięcie rozmawiającego z niektórymi członkami naszej drużyny.
- Wickens, dobrze, że jesteś! – krzyknął pan Boston. – Mamy tutaj nowego, więc myślę, że powinieneś jakoś się z nim przywitać, objaśnić mu co i jak.
Przewróciłem oczami, skinąłem głową i poszedłem w stronę ćwiczących “kolegów”. Swoją drogą, wyglądali na bardzo skupionych na grze. Jak nigdy.
- Hej wszystkim – powiedziałem głośno. Jak na gwizdek, odwrócili się w moją stronę, witali się i próbowali nawiązać jakiś temat do rozmowy. Zawsze uważałem to za zabawne, bo próbowali przypodobać się na siłę, zmienić swój charakter, dostosować się do mnie. A ja wolałem, żeby byli sobą, bo w sumie nie byli aż tacy źli, na jakich wyglądali.
- Matt, a jak tam dziewczyna na walentynkowy? Pewnie nie masz z kim iść, bo ze Sharon zerwaliście… Biedak – cmoknął Harry. Był cholernym narcyzem, ale jego zaletą na pewno było to, że bardzo dobrze grał i rozwiązywał szybko najgorsze problemy w naszej drużynie.
- Mam z kim iść, więc się nie martw, Harold – poklepałem go po plecach, po czym podszedłem do Willa, który z zaciekawieniem się nam przyglądał.
W myślach układałem sobie plan, jak go powitać. Nie chciałem wyjść na chamskiego jeszcze bardziej (a uwierzcie, że do tego człowieka było trudno nie podejść chamsko), więc powiedziałem najspokojniej jak mogłem:
- Witaj w drużynie, blondasku.
Chłopcy zaśmiali się głośno (trener chyba też, ale mogę się mylić), po czym zaczęli podrzucać “Nowego”. Zyskaliśmy na tym, że dołączył do nas – mieliśmy większe szanse na wygraną, plus on nie należał do tych, co grają delikatnie w koszykówkę. Jednocześnie w sercu strasznie się wkurzałem, bo to oznaczało, że prawdopodobnie będzie bardziej dążył do wkurzania mnie lub rozpoczęcia bójki.
Po treningu, który skończył się cztery godziny później, umówiłem się z Reginą na kawę w pobliskiej kawiarni. Miały do nas dołączyć również Scarlett i Sharon, ale z “przyczyn osobistych” w które wnikać na razie nie chcieliśmy, przyjść nie mogły. Charles wyjechał z miasta na weekend, więc o zaproszeniu go nawet mowy nie było.
- Zaprosiłeś w końcu Scar? Jeżeli nie, to cię zabiję. – Dziewczyna spojrzała na mnie morderczo.
O cholera, zginę – pomyślałem.
Zaśmiałem się i powoli zacząłem wstawać z miejsca.
- Dobra, siadaj. Kogo ja wychowuję – westchnęła głęboko, po czym wybuchnęła śmiechem. – Ale serio mówię, zaproś ją jak najszybciej. Muszę jeszcze uszyć te stroje, a to do najprostszych nie należy.
- Ay, ay.
Poszedłem z moją kompanką w przygodzie odebrać nasze zamówienia, jednocześnie wypytując ją o rzeczy, które lubią dziewczyny. Odpowiadała krótko, ale nie zadowalały mnie te odpowiedzi. Nie-e. Postanowiłem więc zapytać ją wprost “Co lubi Scarlett?”. Jak na złość, wtedy piła shake’a. Dlaczego na złość? Ano dlatego, że w nagłym przypływie głupawki, wypluła zawartość na mnie.
Moja ulubiona koszulka, z logiem Guns n’ Roses, ucierpiała. Jasnoróżowy kolor niezbyt komponował się z różami oraz pistoletami, nie uważacie? Jednak nie miałem Reginie tego za złe, bo:
a) przeprosiła,
b) powiedziała, co lubi moja “ukochana”,
c) postawiła mi za to ciasto czekoladowe.
- No i pamiętaj. Niedługo jest festiwal, na którym będzie Ed Sheeran i Artic Monkeys. Możesz nas wszystkich zabrać.
Uniosłem brew.
- Jakich “nas”? Zabiorę tylko Słońce, więcej ludzi nie potrzeba.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, jakby nie wiedziała, kim jest “Słońce”. Dosłownie po chwili walnęła się otwartą dłonią w czoło, w końcu rozumiejąc, o kogo chodzi. Zaśmiałem się cicho i poklepałem ją po głowie, na co zgromiła mnie spojrzeniem.
- Wracając. Nas, czyli całą wspaniałą piątkę. Poza tym, będzie tam ktoś z Nightcore, a Charles to lubi. A Ed Sheeran ma dobre piosenki do przytulania się, więc nie jęcz. Będziecie mogli nam zniknąć z widzenia oczywiście, my tylko liczymy na podwózkę. To co, deal? – zapytała.
Westchnąłem.
- Deal. Ale złożymy się na benzynę.
Przyjaciółka wyszczerzyła białe zęby w szerokim uśmiechu i zaczęła trajkotać o tym, że ten wypad będzie niesamowicie ciekawy, jak i pożyteczny dla “naszych przyszłych, wspaniałych związków, które zwojują i podbiją ten szary świat”. W pewnym momencie po prostu przestałem jej słuchać, tylko od czasu do czasu kiwałem głową dla świętego spokoju. Niestety, zauważyła to, że odleciałem gdzieś i mocno przywaliła mi torebką w twarz.
- Za co?! – krzyknąłem, zaczynając masując obolałe miejsce.
- Nie słuchałeś mnie – wydęła dolną wargę. – A poza tym, pytałam o coś.
Westchnąłem, wypiłem do końca mojego shake’a i poprosiłem (bo inaczej by to nie przeszło), żeby powtórzyła pytanie. A pytanie brzmiało tak:
- Kiedy nauczysz się tańczyć?
To było takie z nikąd wyjęte, ale odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą, że nie zamierzam się uczyć tańczyć. Na co ona tylko przewróciła oczami i powiedziała:
- Hetero, zmienisz zdanie.
***
Muszę powiedzieć, że nasze spotkanie z Reginą przebiegło naprawdę miło. Wróciliśmy do domu o 14, ale ja jeszcze musiałem zahaczyć o kilka miejsc (między innymi musiałem kupić bilety na festiwal, żebyśmy mieli jak najlepsze miejsca), więc dodajcie sobie do czternastki pięć godzin. Taaa, kolorowo, czyż nie?
Gdy wyszedłem spod prysznica, ubrałem się, zjadłem i wróciłem do pokoju, była już dwudziesta pierwsza. Zacząłem grać na gitarze, siedząc na moim łóżku. Niesamowicie mnie to relaksowało. Potrafiłem się zmęczyć tak, że nie marzyłem o niczym innym niż o śnie, ale jednak zawsze musiałem zagrać przynajmniej cztery akordy. To był taki mój rytułał.
Po jakichś dziesięciu minutach odłożyłem instrument i z zamiarem uśnięcia, wszedłem pod kołdrę. Udało mi się. Jednak nie było mi dane aż tak długo spać, bo ktoś do mnie zadzwonił. W środku nocy. Zirytowany spojrzałem na wyświetlacz.
Okazało się, że dzwoniła Scarlett, więc bez wahania odebrałem.
- Myślę, że musisz mieć jakiś powód, skoro do mnie dzwonisz w środku nocy, Słońce – powiedziałem zachrypniętym głosem.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. Przez chwilę w słuchawce nastała cisza tak, jakby zastanawiała się, co chce mi powiedzieć.
- Jezu, przepraszam. Już się rozłączam, nie powinnam była…
- Hej, hej – przerwałem jej. – Możesz do mnie dzwonić, nie zabraniam ci przecież.
- Gorzej z tym, że powód zadzwonienia jest głupi – westchnęła. – Dziecinny wręcz.
Byłem cholernie ciekawy, dlaczego do mnie zadzwoniła i dlaczego uważa, że jej powód jest dziecinny, więc zapytałem:
- Dlaczego tak sądzisz?
No i wtedy, zaczęła mi opowiadać. Okazało się, że miała nawrót koszmarów, związanych z jej przeszłością. Troska, która przeze mnie przemawiała, kazała mi zapytać, jakie te koszmary były. Więc z początkowym zawahaniem, zrobiłem to. Znowu nie odpowiadała przez dłuższą chwilę, po czym na jednym wydechu wypaliła:
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, resztę powiem kiedy indziej.
Byłem szczerze zadziwiony. Myślałem, że sprawa jej rodziców przedstawia się zupełnie inaczej. Na przykład, że są w delegacji, dlatego tak często ich nie ma. Postanowiłem jednak nie roztrząsać tego tematu, szczególnie dlatego, że to nie należało do najprzyjemniejszych tematów na świecie.
- Chcesz, żebym zaśpiewał ci piosenkę?
- Co?
Przewróciłem się na prawy bok i powiedziałem:
- Może ci to pomoże się uspokoić, albo zasnąć. Kto to wie. Muzyka działa kojąco.
- Okej, spróbuj.
Podniosłem się do siadu, sięgnąłem po gitarę. Nie wiedziałem co jej zagrać, w końcu nie słuchałem wielu zespołów, a piosenki, które miałem w głowie, nie nadawały się na imitację kołysanki. Ale w odpowiednim czasie wspomniałem słowa Reginy, że “Ed Sheeran ma dobre piosenki do przytulania się”. Jedyna piosenka od niego, którą znałem nazywała się “Thinking Out Loud” i była w miarę spokojna, więc zacząłem cicho śpiewać.
And I'm thinking 'bout how
People fall in love in mysterious ways
Maybe just the touch of a hand
Oh me, I fall in love with you every single day
And I just wanna tell you I am
I byłem z siebie niesamowicie dumny, gdy usłyszałem,
że Scarlett usnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz